Kolejny raz media obiegły informacje o zastrzelonych wilkach. Nikogo nie zdziwi fakt, że miłośnicy tego gatunku winą obarczają myśliwych. Na portalach społecznościowych tysiące komentarzy i wiadra pomyj wylewaj się na nasze głowy. W takich sytuacjach bardzo trudno się bronić. Tym bardziej, że komentarze są tendencyjne. Najprostszym rozwiązaniem jest zrzucenie winy na kłusowników i jasny przekaz, że będziemy szukać winnych.
Niestety problem dużych drapieżników istnieje na wszystkich kontynentach. W naszym kraju narasta i będzie coraz bardziej bolesny dla wszystkich stron. Największym przegranym będzie wilk! Niestety, politycy – którzy już dawno powinni podjąć decyzję– bardzo często nie kierują się dobrem przyrody, ale słupkami poparcia społecznego, szczególnie przed wyborami.
Wprowadzenie wilka na listę gatunków chronionych w 1998 roku i jednoczesny wzrost populacji kopytnych spowodował szybki wzrost populacji. Obecnie wilki zasiedlają wszystkie większe kompleksy leśne w naszym kraju. Dlatego mamy coraz więcej doniesień o atakach na zwierzęta gospodarskie. Zwykły strach – ludzi mieszkających blisko lasu – stale napędza negatywne emocje w stosunku do tego drapieżnika nie tylko w naszym kraju.
Złoty środek
Namibia jest doskonałym przykładem rozwiązywania problemu dużych drapieżników, ponieważ jest domem dla około 800 lwów. Większość z nich żyje w Parku Narodowym Etosha (powierzchnia ponad 22 tysiące kilometrów kwadratowych). Park jest domem dla około 500 z nich. Niestety, cechą wspólną dla wszystkich drapieżników jest silnie rozwinięty instynkt terytorialny. Dlatego każdego roku około 60 młodych lwów opuszcza park i w poszukiwaniu swoich łowisk.
Zwykle znajdują je w pobliżu siedlisk ludzkich, gdzie hoduje się zwierzęta gospodarskie. Dlatego konflikty były i są tam nieuniknione! Gdy populacja lwów rośnie, spada liczba ich naturalnych ofiar. Nie mają wyjścia i zaczynają polować na bydło, a w lokalnych społecznościach zaczyna wrzeć.
Działania mają przynieść natychmiastową ochronę dla ich inwentarza lub… biorą sprawy w swoje ręce – najczęściej kłusują lub wykładają zatrute przynęty, aby pozbyć się lwów! Dlatego zarówno rząd jak i naukowcy szukając rozwiązań muszą uwzględniać odstrzał!
Chcąc uniknąć pozorowanych działań powinniśmy czerpać ze sprawdzonych wzorców rozwiązywania takich konfliktów. W Namibii przetestowano, że wystarczy zgoda na odstrzał pojedynczych lwów w trybie komercyjnych polowań. Takie selektywne łowy, zdaniem naukowców, nie mają wpływu na całą populację i stanowią złoty środek uwzględniający żywotne interesy ludzi żyjących w towarzystwie lwów.
Populacje dużych drapieżników są bardzo zróżnicowane, a ich wielkość zawsze zależy zawsze od zasobności ich bazy żerowej. Praktyczna ochrona lwów polega przede wszystkim na tym, by utrzymać odpowiednio wysoką populację zwierzyny, która może stanowić ich żer. Codzienność rolników żyjących z hodowli bydła nie jest łatwa, dlatego coraz więcej z nich decyduje się łączyć hodowlę z zarządzaniem dziką przyrodą. Tylko w takim wypadku park narodowy przestaje być problemem, z którego „uciekają” drapieżniki, lecz staje się „przyjacielem”, który otwiera możliwości związane z polowaniem, turystyką i wprowadzaniem do obrotu tusz z ubitej zwierzyny.
Podczas polowań w Namibii odstrzelonych zostaje mniej niż jeden procent całkowitej populacji dzikich zwierząt, a przyrost populacji kopytnych szacuje się na poziomie 35 procent. Brak kontroli dzikich stad spowodowałby postępującą degradację flory, co miałoby negatywny wpływ na wszystkie gatunki tam żyjące – człowieka również! Jeśli zarządzanie zasobami przyrody uwzględnia wszystkie te aspekty, to – zdaniem naukowców – wystarczy ich dla wszystkich. Będzie zwierzyna, która przyciąga turystów, będzie mięso na użytek miejscowej ludności, będą trofea dla myśliwych, oraz łowiska dla lwów. To wydaje się takie proste!
Populacja lwów może się szybko odbudować, nawet w ciągu kilku lat. Dlatego nawet duże wahania liczebności nie są powodem do obaw. Ich przetrwanie jest jednak uzależnione od zażegnania konfliktu z miejscową społecznością, która stanowi największe zagrożenie! W tym celu działania zawsze koncentrują się na kształtowaniu tolerancji rolników dla obecności lwów.
Ekscytujące pytanie
Drugim przykładem jest Ameryka. W kilku miejscach wypuszczono tam wilki, między innymi w Idaho, co spowodowało drastyczny spadek populacji jeleni wapiti. W 1995 roku, kiedy wprowadzono tam 12 wilków, liczebność populacji tych jeleni szacowana była na 16 tysięcy osobników. W 2011 roku wilków było już 800, natomiast jeleni pozostało około 1000.
Wszyscy dzisiaj martwią się, nie tylko o wapiti, ale również o same wilki, ponieważ wiadomo, że brak żeru spowoduje migracje, a tym samym konflikty. Zadecydowano, że odstrzał w tym sezonie podwyższony zostanie do poziomu około 170 osobników, ponieważ symboliczny ostrzał 10 osobników w poprzednim sezonie nie zmienił sytuacji.
Czy spóźniona redukcja będzie wystarczająca, aby uratować wilki w tym rejonie oraz inne dzikie gatunki? To ciekawe pytanie, ponieważ populacje kopytnych nie mają tak dużej dynamiki wzrostu jak drapieżniki. Drastyczne zmniejszenie, jakie znamy nawet z naszego podwórka (program eksterminacji łosi w na początku lat 90. ubiegłego wieku przeprowadzony przez urzędników ministerstwa środowiska). Niewiele brakło, a mogło mieć katastrofalne skutki. Odbudowa populacji trwała ponad 10 lat.
Jeszcze nikt o tym nie trąbi, ale właśnie mamy kolejną redukcję. Leśnicy dostali odgórne przykazanie żeby podwyższać plany odstrzału jeleni. Myśliwi doskonale wiedzą, że wilki za kilka lat będą wyły, ale z głodu!
Populistyczny młyn
Zarządzanie dziką przyrodą wymaga zrozumienia ekologii. Tymczasem większość ludzi, którzy dzisiaj oderwali się rzeczywistości, oburza polowanie na lwy czy wilki. Doskonałym przykładem niech będzie zabicie lwa o imieniu „Cecil”, które wywołało międzynarodowe poruszenie i było szeroko komentowany w mediach.
Głównie przez przedstawicieli różnych organizacji ochrony przyrody, którzy przedstawiali się jako specjaliści w temacie ochrony lwów. Choć większość tych dyskutantów nigdy nie było w Afryce. Nie rozumieją problemów, z jakimi muszą się mierzyć osoby zarządzające afrykańską przyrodą i nigdy nie rozwiązali żadnego konfliktu.
Wszystkie nasze parki narodowe zajmują zaledwie powierzchnię trzech tysięcy kilometrów kwadratowych, dlatego nie jest możliwe, proste przeniesienie afrykańskich rozwiązań. Musimy wypracować własne! Zarówno wobec łosia, bobra, kormoranów i wilka oraz wielu innych. Ich ochrona musi przede wszystkim zapewniać dla nich odpowiednią bazę żerową. Jeśli jej nie zapewnimy, to nieodłącznym problemem pozostanie – zabójczy konflikt!
Dwadzieścia lat ochrony wilka dało czas na odbudowanie populacji. Wszyscy zajmujący się tematem mają świadomość, że przez te lata wiele wilków zostało otrutych, a być może również zastrzelonych. Ostatnie trzy przypadki są dowodem, że problem narasta. Nie oszukujmy się – spora część myśliwych mieszka wokół wilczych terenów. Ich sąsiedzi, dzieci, żony, matki żyją w stresie! W pewnej beskidzkiej wiosce wilki zjadły wszystkie psy! Czy myślicie, że tam beztrosko dzieciaki biegają po lesie? W Internecie bardzo łatwo pisać, jakie wilki są piękne, ale tam gdzie one mieszkają wieczorem ustala się kto zaprowadzi i odbierze dzieci ze szkoły.
Możecie sobie pisać, że jeszcze nikogo nie zjadły, ale kiedy rolnik wychodzi rano oporządzić inwentarz i widzi rozszarpane zwierzęta ma głęboko w poważaniu Waszą ekscytację dla tych pięknych drapieżników. Siada do Internetu i szybko znajduje w pełni legalny specyfik, którym można wytruć wszystkie wilki w Europie. Wiem, że wielu już go stosuje, dlatego na początku napisałem, że największym przegranym będzie wilk.
A osoby, które zastrzeliły wilki i tak nigdy nie zostaną ukarane. My to wiemy, a Wy – drodzy miłośnicy wilków – też to wiecie! Wolicie jednak nakręcać spiralę nienawiści i kopać głębokie rowy, które trudno będzie w niedalekiej przyszłości pokonać!
Fot Shutterstock