Wirus afrykańskiego pomoru świń (ASF) cały czas się rozprzestrzenia nie tylko w naszym kraju. W Polsce mamy w tym roku rekordową liczbę zainfekowanych chlewni (110 ognisk). Stwierdzono również grubo ponad dwa tysiące przypadków chorych dzików.
Rząd panicznie boi się protestów rolników. Jedynym pomysłem polityków PiS-u jest wystrzelanie dzików, dlatego w całym kraju powiatowi lekarze weterynarii zwiększają odstrzał sanitarny. Z nieoficjalnych wypowiedzi wynika, że mamy w tym sezonie strzelić o 100 procent więcej dzików! Jest to nierealne, ale upolityczniony związek ma zakneblowane usta.
Termo i nokto
Zgoda na używanie nowoczesnej technologii przy redukowaniu dzików pozwoliło zwiększyć odstrzał, ale w moim odczuciu doszliśmy do ściany. Statystyki spadają, ponieważ populacja dzików jest zdecydowanie mniejsza, a dodatkowo…
Dziki to wyjątkowo inteligentne zwierzęta, które bardzo szybko się uczą. Osobiście widziałem watahę, która widząc światła nadjeżdżającego samochodu uciekła do lasu. Presja ze strony myśliwych wywołuje omijanie „niebezpiecznych” miejsc nawet nocą.
Wyczerpują się proste rozwiązania, a rząd i naczelny komisarz Paweł Lisiak nie ma żadnego pomysłu. Jedynym rozwiązaniem – którego rząd PiS-u nie jest wstanie zaakceptować – to oddanie nam samorządności. To w ciągu kilku miesięcy spowodowałoby przywrócenie sprawnego działania wszystkich struktur PZŁ.
Kolejnym krokiem powinno być zlikwidowanie procedur zgłaszania polowania zbiorowego, czyli najbardziej skutecznego sposobu redukcji dzików – im więcej takich polowań tym więcej dzików na pokocie. Warto również zezwolić na odstrzał dzików w rezerwatach przyrody.
W wielu miejscach kilkanaście lub kilkaset hektarów chronionego obszaru jest rezerwuarem dziczej populacji. Opowieści Zarządu Głównego o kompensatorach huku (tłumikach), łucznikach, których mamy kilkuset w skali kraju, czy zaangażowaniu myśliwych niestowarzyszonych – nie warto komentować.
ASF w Europie
Wszystkim się wydaje, że redukcja dzików rozwiąże problem, co jest utopią. Ograniczanie populacji to bardzo długi proces, który paraliżują skomplikowane procedury służb weterynaryjnych i brak chłodni, których nie umie od dwóch lat kupić Zarząd Główny PZŁ.
Politycy opowiadaj bajki, że poszczególne kraje radzą sobie dużo lepiej. To fikcja, której nikt nie umie zdementować. Dlatego jestem zmuszony podać kilka faktów!
Na Litwie służby weterynaryjne stale informują, że znajdowane są padłe dziki. W tym roku Litwini mają 120 przypadków. Ostatni w zeszłym tygodniu w okręgu Kretinga, gdzie znaleziono osiem padłych dzików. W sumie w 11 okręgach wykryto wirusa ASF.
Na Łotwie wykryto w tym roku 47 przypadków, w Estonii potwierdzono 218. W Niemczech, gdzie rozstawiano płoty i wydano miliony euro ujawniono 1700 przypadków, na Słowacji 1400, na Węgrzech 2500, w Rumunii 800, w Bułgarii 200, a w Serbii ponad 70.
Wirus nigdzie nie omija chlewni, choć trzeba przyznać że tylko Rumuni nas wyprzedzają W tym roku stwierdzono 2 ogniska na Łotwie, w Estonii – jedno, w Bułgarii – 5, w Niemczech – 3, na Ukrainie – 9, w Serbii – 33 , a w Rumunii – ponad 1300!
W wielu krajach wprowadzono dragońskie przepisy. Żadne osoby nieupoważnione nie mogą wchodzić do chlewni, a świnie nie mogą być trzymane z innymi zwierzętami oraz muszą być karmione wyłącznie paszą poddaną obróbce termicznej.
Brak skuteczności
Politycy w naszym kraju od początku walkę z wirusem koncentrują na odstrzale dzików. Choć wszyscy mają świadomość, że transmisja na duże odległości odbywa się za pośrednictwem żywności oraz poprzez nielegalny handel prosiakami.
Organizacje sprzeciwiające się depopulacji mają niestety rację, żadne „płoty” nie ograniczą migracji dzików, a służy weterynaryjne powinny się skupić na poszukiwaniach padłych dzików we wszystkich strefach, gdzie aktualnie występuje wirus.
W Danii wystrzelano dziki. Tak, ale minister zapomina dodać, że w tym kraju żyło ich około 100 sztuk i nie miały się gdzie schować. W żadnym innym kraju europejskim ta „sztuczka” się nieudała. Z wirusem ASF będziemy walczyć kilka dziesięcioleci i rolnicy muszą produkcję tuczników odizolować od otoczenia.
Słaby, rozbity i upolityczniony związek niestety przestał być partnerem dla rządu. Nikt nas nie słucha, dlatego Sławomir Izdebski staje się „fachowcem” większym niż cały PZŁ. Jego kosmiczne i chore wizje stworzenia „agencji rządowej” dla spanikowanych polityków odpowiadających za walkę z afrykańskim pomorem są jak wirus.
Minister Giżyński wpadł w obłęd i żyje nadzieją zapanowania nad bałaganem, który sam stworzył. Za wszelką cenę chce uratować swoje stanowisko i jest gotowy zawrzeć pakt z samym diabłem.
Nikt się nie spodziewał, że w cztery lata niekompetentni i nie mający doświadczenia partyjni nominaci zniszczą pozycję PZŁ, na którą pracowało kilka pokoleń myśliwych. Jestem pewien, że jeśli Jarosław Kaczyński zdecyduje się zmienić ustawę łowiecką to minister wszystkie funkcje obsadzi partyjnymi kolegami. Skutek będzie katastrofalny, ale w konsekwencji powrót do obecnego modelu nie będzie już możliwy i tego musimy mieć świadomość.