Zdaniem autora „Tracimy wielką szansę”, bo nasz system szkolenia, czyli kursy, są niewłaściwie prowadzone. Ograniczają dopływ nowych łowców i dlatego jesteśmy na szarym końcu Europy. Trudno w tej kwestii nie zgodzić się z panem Witoldem. W Irlandii jest 73 myśliwych na 1000 mieszkańców, a w Polsce tylko 2,8.
Zawsze twierdziłem, że powinno być nas więcej i bardzo się cieszyłem, że liczba członków Polskiego Związku Łowieckiego każdego roku znacząco przyrasta. Mecenas Daniłowicz przyznaje, że liczba myśliwych rośnie, choć jego zdaniem za wolno. Trudno jednak powiedzieć, dlaczego w kolejnym zdaniu sam sobie zaprzecza, obawiając się, że spadek liczby myśliwych, którzy przestają polować z racji wieku, jest większy niż liczba nowo-wstępujących. Gdyby tak było, to ogólna liczba łowców powinna maleć.
A bez wątpienia mamy największy w historii wzrost zainteresowania łowiectwem. Cały wywód mecenasa tym razem jest nudny, ale przede wszystkim nic nie wnosi, ponieważ pan Daniłowicz uważa, że należy kursy „powiesić” w Internecie i to jedyna „recepta”, jaką podaje.
Tymczasem „organizacja” szkolenia, moim zdaniem, nie ma nic wspólnego z niewielką liczbą myśliwych w naszym kraju. Problem jest bardziej złożony i Miłosz Kościelniak-Marszał w tym samym numerze „Braci Łowieckiej” dużo trafniej diagnozuje problem, wskazując na bariery w postaci stażu kandydackiego i szkolenia. Ja bym dodał do tego zestawu skomplikowany egzamin. Mecenas Marszał swoją koncepcję zmian pewnie przedstawi w czerwcowym wydaniu, ale nasze wizje raczej nie będą zbieżne.
Obowiązkowy staż
W czasach, kiedy ja zostałem myśliwym – czyli 30 lat temu – staż łowiecki to była bułka z masłem. Trwał tylko rok i odbyłem go jako 17-latek. Dzisiaj nie byłoby to możliwe z wiadomych powodów, ale w 1989 roku, będąc już pełnoletnim obywatelem, jeździłem na wykłady, a potem zdałem ustny egzamin oraz strzelecki. Nasi ojcowie w latach 60-tych ubiegłego wieku nie mieli tak łatwo. Ich staż trwał minimum 12 miesięcy, więc część przyszłych łowców społecznie pracowało na rzecz koła – nawet trzy lata!
Wszyscy doskonale wiemy, jak wygląda obecnie cały proces i większość niestety opowiada się za zwiększeniem godzin na kursach i wprowadzeniem jeszcze trudniejszych egzaminów. Wiem, że to mało popularna teza, ale uważam to za duży błąd!
Kiedyś Jarosław Lewandowski (redaktor naczelny miesięcznika „Strzał”) powiedział mi, że najwięcej przeciwników za powszechnym dostępem do broni jest wśród posiadaczy broni. Nie wiem, czy to jest prawda, ale czytając różne wypowiedzi myśliwych, mam nieodparte wrażanie, że coś w tym musi być.
Łowczy o jamnikach
Polowania, tak jak jazdy samochodem, nie można się nauczyć z książek. Pomimo stałego utrudniania procesu szkolenia, większość „świeżych” kierowców zachowuje się na drogach niepewnie. Tak samo moim zdaniem jest z myśliwymi. Można na pamięć nauczyć się „regulaminu polowań” i zdać egzamin bezbłędnie, a pod wpływem emocji popełniać kardynalne błędy.
To trudna decyzja, która wywraca nasz łowiecki świat do góry nogami, ale moim zdaniem powinniśmy zabiegać o zrezygnowanie z całego procesu szkolenia i… Pozostawić jedynie egzamin strzelecki, na którym przyszły myśliwy powinien się wykazać umiejętnością strzelania i znajomością zasad bezpiecznego posługiwania się bronią.
Czy kursy i wykłady powinny „wisieć” w Internecie, jak proponuje mecenas Daniłowicz? Tak! Myślę, że każdy przed samodzielnym polowaniem chętnie je obejrzy. Tym bardziej jeśli prowadzącymi będą – jak to ich nazwał mecenas Marszał – „luminarze” naszego środowiska. Na przykład wykład o polowaniu na stogach z jamnikami przeprowadzi łowczy krajowy Paweł Lisiak…
Rok z opiekunem
Czy dopuszczenie kilku, a może kilkunastu tysięcy „świeżych” łowców może wywołać problemy? Pewnie tak! Wszyscy wiemy, że sztukę polowania trudno porównać z jakimkolwiek innym zajęciem, więc można wprowadzić dla „adeptów” obowiązek polowania przez pierwszy rok pod okiem doświadczonego opiekuna.
Jestem pewien, że staż kandydacki oraz pytania na egzaminie o kolor jajek kuropatwy skutecznie zniechęca kilka tysięcy niedoszłych myśliwych. Czy dopuszczając ich do polowania, „zanieczyścimy” nasze elitarne środowisko?
Nikt tak dobrze nie zna myśliwych, jak my sami. Czy 50 lat „selekcjonowania” uchroniło nas od przyjęcia czarnych owiec? Pozostawię to trudne pytanie bez odpowiedzi.
Wielokrotnie pisałem o strategii, która powinna powstać już dawno i między innymi jasno odpowiedzieć, czy chcemy, aby więcej Polaków polowało. Liberalizacja przepisów przyciągnie więcej chętnych? Nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie, ale na sto procent nie spowoduje spadku ich liczebności, dlatego – moim zdaniem – jeśli nie całkowicie, to przynajmniej częściowo powinny być upraszczane procedury dostępu do broni myśliwskiej.