W Norwegii sezon na łosie trwa trzy miesiące i rozpoczyna się 25 września, a kończy 23 grudnia. Myśliwi polujący za kołem podbiegunowym muszą się śpieszyć ze względu na pogodę – w okręgu Troms na wyspie Dyrøya zima nadchodzi bardzo szybko!
Na wyprawę zaprosił mnie Hubert, który sprzedaje wspaniałe wełniane swetry wytwarzane w Norwegii – gorąco zachęcam do odwiedzenia jego strony www.outdoorman.pl. Towarzyszy nam jeszcze trzech łowców Frode, Steve, Espen oraz ich żony i dzieci. Ruszamy w piątek po południu. Mamy piękną i kolorową jesień, więc pięciogodzinna podroż do łowiska szybko mija.
Na miejscu przesiadamy się na czterokołowe kłady. To jedyny środek transportu w tym terenie. Kiedy docieramy do myśliwskiego domku „Jeger hytte”, jesteśmy mocno zmęczeni. Kwatera jest bardzo skromna – ma 15 metrów kwadratowych, piętrowe łóżka i ogrzewanie gazowe. Posiłek jemy przy ognisku, oglądając niesamowite widowisko – zorzę polarną…
O świcie wyruszamy na polowanie. Pierwszy dzień mija nam na tropieniu i sprawdzaniu terenu. Jazda kładami po górzystej tundrze to niesamowite doświadczenie. Pogoda dopisuje, mamy piękną skandynawską jesień. Jest bardzo ciepło – osiem stopni na plusie! Właściwie wystarczają nam tylko swetry od Huberta. Miałem dużo szczęścia – widziałem dwa byki, ale były za daleko i podchód nie był możliwy!
Kolejne dni mijają na tropieniu, siedzeniu przy ognisku i podziwianiu przyrody. Całkowity brak zasięgu, zapewniający milczenie telefonów, pozwala na prawdziwy wypoczynek w dziewiczym terenie!
Ostatniego dnia słyszymy strzał Frode. Po kilku minutach „melduje” nam przez radio, że spotkał młodego byczka, ale niestety nie zaznaczył strzału, więc bardzo prawdopodobne jest pudło.
Jednak za chwilę słyszymy jego drugi strzał. Okazało się, że Frode zanim poszedł sprawdzić zestrzał postanowił zawabić i wyszedł mu w tym samym miejscu drugi byk! Ten został perfekcyjnie trafiony i leży.
Zanim dojechaliśmy szczęśliwy łowca odnalazł również pierwszego byka, który odszedł 200 metrów! Tym samym mamy króla polowania – co nie dziwi – ponieważ na tej wyspie Frode strzelił już 61 łosi!
Dwa strzelone byki to wielkie wyzwanie. Cała ekipa podwija rękawy i zabiera się do roboty. Wspólnymi siłami ładujemy je na przyczepy i zrywamy. Po tym doświadczeniu w pełni rozumiem, dlaczego Norwegowie nie polują na łosie samotnie – tylko organizują zgrany zespół!
Wszyscy uczestniczą przy sprawianiu tusz – również dzieci – ponieważ polowanie w Norwegii pełni bardzo ważną funkcję edukacyjną. Trudno w to uwierzyć, ale wielu rodziców zabiera swoje dzieci na cały tydzień i usprawiedliwia ich szkolną nieobecność polowaniem na łosie. Szkoła nie tylko to aprobuje, ale jeszcze zachęca do takich rodzinnych wypraw!
Upolowanie łosia niesamowicie jednoczy. Wszyscy pracują przy jego wydobyciu z tundry, patroszeniu i bieleniu. Wielkim zaskoczeniem dla mnie było, że dzieci nie tylko w tym uczestniczą, ale również pracują z nożem w ręku – pod czujnym okiem dziadka lub ojca!
Norwegowie – jak tysiące lat temu – gromadzą się przy wspólnej pracy na rzecz całej rodziny, która zapewnia im pożywienie na zimę. Każdy ma swoje zadanie i jest w tym jakaś magia!
Miałem przyjemność pierwszy raz brać udział w całym procesie i muszę powiedzieć, że to naprawdę miło spędzony czas. Niesamowita atmosfera jaka towarzyszy przy tej pracy daje poczucie więzi i połączenia z naturą. Zostawia również świadomość, że człowiek jest prawdziwym drapieżnikiem.
Teraz, kiedy o tym piszę i przypominam sobie, że razem z kilkuletnią córką mojego kolegi skórowałem łosia, tym bardziej nie rozumiem, jak można było wprowadzić w naszym kraju zakaz uczestniczenia dzieci w polowaniu!
Polowanie na łosia kończy się podziałem mięsa. Połowa idzie do właściciela terenu, na którym polowaliśmy, a resztę dzielimy między siebie. Jest tego trochę…