Szanowne Koleżanki i Koledzy! Przepraszam bardzo za tak długie milczenie, ale nagła i tragiczna śmierć Cezara dosłownie zwaliła mnie z nóg. Długo nie mogłem dojść do siebie, aby podzielić się z Wami naszymi przygodami z ostatniego rykowiska.
Miałem świadomość, że już niedługo pożegnamy się z Wami ze względu na jego i mój wiek. Stało się inaczej i nie tak to sobie wyobrażałem…
Skuteczny i utalentowany
Podczas ubiegłorocznego rykowiska – pomimo upałów dochodzących do 30 stopni – Cezar był w wyjątkowo dobrej kondycji i pracował jak zwykle bardzo rozważnie. Wykonywał 3-4 prace dziennie, pokonując minimum kilkanaście kilometrów…
Spisywał się na medal. Choć wiele mnie to kosztuje, to postanowiłem opisać te jego ostatnie prace, ponieważ sądzę, że tak skutecznego i utalentowanego posokowca pracującego nieprzerwanie z taką częstotliwością przez lata, możemy nie prędko mieć okazję zobaczyć.
Szczerze mówiąc myślę, że jestem to Jemu i Wam winien. Proszą mnie o to również koledzy, którym Cezar dochodził w tym czasie postrzałki. Z pewnością On i ja będziemy Wam wdzięczni za wspomnienie jego dokonań i pamięć o nim.
Pustka i cisza
W swoim długim życiu z żalem i łzami pożegnałem wiele dobrych psów. Jednak Cezar był wyjątkowy! Jego nadzwyczajny talent do pracy na tropie i przyjemność oglądania jego poczynań oczarowała mnie. Łatwość, z jaką się uczył i doskonalił swą sztukę dochodzenia postrzałków, wytrwałość i spryt, jaki wykazywał wprawiał mnie w zdumienie.
Łagodność, bezkonfliktowość i dobre wychowanie budziła uznanie nasze oraz naszych gości. Jego przybycie przyniosło nam całkowitą zmianę trybu i sposobu życia wraz z niezliczoną ilością niezapomnianych wycieczek po kolejne atrakcje, uwieńczone dumą i radością z jego sukcesów.
Nauka młodego Cezara była wyjątkową przyjemnością ze względu na jego pojętność, a egzaminy, którymi były konkursy to ciąg wzruszeń. Efektem jego sławy, którą przyniosły mu jego spektakularne prace na postrzałkach było ponad tysiąc wyjazdów, w czasie których pokonaliśmy 116 tysięcy kilometrów.
To szereg niezapomnianych wrażeń i przeżyć, w czasie których miałem okazję poznać wielu wspaniałych myśliwych, kół łowieckich i przepięknych regionów naszej ojczyzny. Nigdy nie byłoby mi to dane, gdyby nie wyjątkowość Cezara i zaufanie, którym go darzono!
Dlatego gdy odszedł ta nagła pustka, cisza, stagnacja i brak tętniącego wraz z nim życia w naszym domu, które wnosił jest tak boleśnie odczuwalna!
Przestrzelony badyl
Nie jestem w stanie opisać ostatnich przygód tak jak to robiłem do tej pory, obszernie z radością i optymizmem, dlatego podam tylko niezbędne dane oraz cyfry.
12 września mieliśmy trzy zgłoszenia. Przy pierwszym – gdzie na zestrzale było kilka kropli farby – Cezar tropił byka przez siedem kilometrów. Nie przyniosło to spodziewanego efektu i wycofałem go z dalszej pracy, ponieważ zranienie nie wyglądało – sądząc po przebytym dystansie – na poważne.
Ruszyliśmy, więc czym prędzej do następnego warmińsko-mazurskiego OHZ-tu, aby rozwiązać problem kolejnego dewizowca. Tu po trzech kilometrach pracy Cezar podniósł zranionego byka w przedni badyl, którego szczęśliwie po 100 metrach gonu udało się dostrzelić.
Niestety na skutek awarii kamery nie udało się nagrać filmu. Pozostały tylko zdjęcia, które dokumentują tą radosną chwilę. Na kolejną pracę popędziliśmy do oddalonego koła łowieckiego.
Tym razem wyglądało to na pracę kontrolną, gdyż ani na zestrzale ani na tropie nie było oznak trafienia. Jednak Cezar był innego zdania i pokonał prawie pięć kilometrów. Prawdopodobnie była to obcierka. Byk musiał wydzielać zapach stresu, co świadczyło o jego kontakcie z kulą…
Dla Cezara był to sygnał do poszukiwania. Niestety i w tym przypadku zmuszony byłem go wycofać z pracy ze względu na znikome szanse powodzenia.