Łowczy zjeżdżając z polowania zawsze zaglądał w to miejsce i kilkakrotnie udało mu się podejść buchtujące watahy. W grudniu zauważył dużego odyńca, który zawsze miał szczęście – albo schodził, albo wiatr zakręcił, albo „coś” go spłoszyło.
Zima się skończyła i odyniec wyparował, ale przyszedł czas zasiewów i pilnowania pól, gdzie strzelają petardy. Być może to one były powodem, że odyniec powrócił w sumie do niewielkiego paska nieużytków.
Tego dnia razem z łowczym rozstawialiśmy sznury hukowe. Kiedy podjechaliśmy pod Gawroniec na łące zauważyliśmy „dużego” dzika i kilka przelatków. W ciągu kilkunastu sekund sprawdziliśmy wiatr i wybraliśmy drogę podejścia. Ostrożnie – cały czas obserwując dziki – podeszliśmy na dwieście metrów i już wiedzieliśmy, że mamy przed sobą „naszego” odyńca – miał charakterystyczną karpiowatą budowę.
Postanowiliśmy nie ryzykować i podejść jeszcze tylko 100 metrów. Tym razem odyniec nie miał szczęścia. Strzał przeszył powietrze. Dzik zaznaczył i galopem ruszył w kierunku nieużytków, do których jednak nie dotarł. Kilka metrów przed nimi spisał testament.
Wspaniała przygoda i wielkie emocje. Z bliska „nasz” odyniec wyglądał imponująco. Warzył 96 kilo, a szable mają długość 19 i 18 centymetrów.
Roman Jaciubek
Wszystkim myśliwych zachęcamy do przesyłania fotografii oraz krótkiego opisu polowania!