W obwodzie polnym nad Wisłą jego macierzyste koło „Wybrzeże” zawsze borykało się ze szkodami, więc po zachodzie słońca postanowił tam poszukać kulinarnego przelatka.
Silny wiatr komplikował polowanie, co wymusiło kilkakrotną zmianę stanowiska. Właśnie postanowił powrócić na pole dojrzewającej pszenicy, które było położone nieopodal bagna. W pewnej chwili usłyszał charakterystyczne ciamkanie i po kilku krokach zobaczył wielkiego dzika, któremu kłosy pszenicy nie sięgały podwozia.
Niestety odyniec znikł za górką jak duch, ale po prawej stronie znów usłyszał ciamkanie. Ostrożnie podszedł i za kolejną górką pasł się kolejny odyniec niestety mniejszy. Na skupie miał 154 kilogramów.