Przeciwnicy myśliwych za wszelką cenę chcą zakazania polowania na ptaki, ponieważ doskonale wiedzą, że właśnie tym sposobem odbierają nam argument, którym można skutecznie bronić łowiectwa.
Ostatni felieton Andrzeja Brachmańskiego wywołał prawdziwą burzę na facebooku. Publiczna prezentacja sposobu, w jaki „zieloni bolszewicy” prowadzą kampanie wywołała w ich szeregach popłoch. Pod postem zostało napisanych ponad 150 obraźliwych komentarzy, które byłem zmuszony usunąć.
Wojujący weganie oraz szukający domów dla bezdomnych kotów i psów nie przebierali w słowach. Wyzywali nas od „morderców”, ale nikt nie odważył się polemizować z tezami autora…
Naciąganie frajerów
Dzięki wielkiemu zainteresowaniu post – bez żadnej promocji – dotarł do 250 tysięcy użytkowników facebooka. Przeczytali go myśliwi, nasi znajomi oraz grupa frajerów, którzy wierzą, że przesyłając kasę „zielonym” organizacjom ratują nasze lasy oraz dzikie zwierzęta, dlatego zaatakowali myśliwych używając haseł kompromitujących każdego, kto skończył szkołę podstawową.
W mniemaniu „zielonych bolszewików” jesteśmy alkoholikami mordującymi dla przyjemności dzikie zwierzęta, których jest coraz mniej na ziemi. Dyskusja z fanatykami nie ma żadnego sensu, ale tego rodzaju treści należy publikować, ponieważ docierają do „zwykłych” ludzi, którzy dostrzegają w działaniach aktywistów wyłącznie chęć zarabiania kasy, nie faktycznej ochrony przyrody.
WWF – fundacja myśliwych
Kiedy 80-letnia babcia chce kupić „cudowną” maść w kilku ruchach możemy jej udowodnić, że ma do czynienia z oszustami. Dużo trudniej przekonać, że to myśliwi chronią przyrodę. Szczególnie w sytuacji, gdy media głównego nurtu nieustannie publikują teksty aktywistów antyłowieckich.
Tak jest między innymi z „Oko Press”. Ostatnio zamieszczają artykuły Pawła Średzińskiego – działacza WWF Polska – opisującego ptaki znajdujące się na liście gatunków łownych. Autor przekonuje czytelników, że tego typu polowania należy bezwarunkowo zakazać.
Możemy ubolewać, że WWF Polska zdominowany jest przez zagorzałych przeciwników łowiectwa. Tymczasem centrala tej organizacji nie ma wątpliwości, że „polowania dla trofeów służą ochronie środowiska”, co możemy przeczytać na jej stronie internetowej…
Dowiemy się również, że: „przy zachowaniu odpowiednich standardów – stwierdzenie to zacho¬wuje ważność także w odniesieniu do gatunków zagrożonych wyginięciem – łowiectwo jest kluczowym narzędziem ochrony środowiska”. To nie żart – taką właśnie opinię prezentuje światowa centrala fundacji WWF. Tego rodzaju stwierdzenia nikogo nie powinny dziwić, kto zna historię tej organizacji i pamięta, że założyli ją MYŚLIWI…
Słonki i jarząbki
Dlaczego w ciągu kilku dekad z jednej strony nie umiemy już bronić łowiectwa, a drugiej organizacje zajmujące się szeroko rozumianą ochroną przyrody zostały opanowane przez naszych przeciwników? Odpowiedź na to pytanie nie będzie się podobała myśliwym!
Pięćdziesiąt lat temu, kiedy okazało się, że do skutecznego działania WWF brakuje pieniędzy, z ini¬cjatywy prezesów księcia Bernharda i księcia Filipa powołano do życia elitarny klub myśliwski, którego 1001 członków miało zapewnić finansowanie bieżących potrzeb. Każdy z klubowiczów zobowiązany był do jednorazowego wykupu dożywotniego członkostwa w kwocie 10 tysięcy dolarów.
W naszym kraju też mamy 1001 zamożnych myśliwych, których stać na wyłożenie 10 tysięcy złotych, ale czy chcieliby chronić słonkę i jarząbka? Mam pewność, że większość z nich nie polowała na te gatunki i pewnie nigdy ich nawet nie widziała w łowisku.
Paweł Średziński w swoim artykule wprost przyznaje, że NIKT nie wie ile słonek i jarząbków żyje w Polsce. Cytuje nawet ornitologa Jarosława Krogulca z Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków: „W skali Europy populacja słonki jest dość silna, ale nawet, jeśli przyjmiemy, że jest to jeszcze dość liczny ptak, to warto zadać pytanie, co po do niego strzelać?”
Nasi przeciwnicy doskonale wiedzą po co, ale w tego rodzaju publikacjach podpowiadają „zielonym bolszewikom” hasełka do komentarzy: „Strzelają dla zabawy”, „Bo to jest hobby”, „Bo fajnie się strzela do ruchomych celów”.
Jestem bohaterem…
Moim zdaniem myśliwi nie będą rozdzierać szat i machną ręką nie tylko na słonki i i jarząbki, ponieważ nasze „łowy” skupiają się dzisiaj na szukaniu „świecącej plamy” z terenówki…
Ilu myśliwych potrafi przywabić jarząbka? Ilu cały dzień będzie chodzić z wyżłem, aby spotkać i strzelić dwie malutkie słonki? Ilu rozumie, że takie polowanie można pokazywać i bronić?
Niestety każdego dnia do sieci wrzucamy fotografie ociekające krwią oraz filmy, na których kona zwierzyna. Moim zdaniem tego nie można obronić. Zwykły śmiertelnik widząc zamaskowanego „partyzanta” przy martwym dziku ociekającym krwią odczuwa wyłącznie obrzydzenie. Nie dostrzega w tym tradycji, kultury, kunsztu, a tym bardziej WYZWANIA. Obojętnie, jakich użyjemy argumentów będziemy dla nich mordercami, których należy leczyć…
Plan „zielonych bolszewików” jest prosty i czytelny. Niezależnie, czy słonek jest dużo, czy mało należy zabronić polowania na ptaki. Wykreślenie każdego gatunku będzie wielkim sukcesem, ponieważ będzie to przybliżać moment, w którym zostanie wprowadzony zakazać polowania w dzień. Zostaniemy „nocnymi” hyclami i będziemy wyłącznie redukować. Dla kolejnych pokoleń taka „rozrywka” nie będzie atrakcyjna i łowiectwo umrze śmiercią naturalną…