Powszechne użytkowanie termo i noktowizji wywołuje pytanie: czy nowoczesna technika zamieni myśliwych w kłusowników? Dyskusja nabiera tempa i budzi duże kontrowersje w naszym środowisku.
Mark Sulivan – zawodowy myśliwy – dla którego prawdziwe łowy, to… Starcie z szarżującym hipopotamem, czy bawołem, gdzie technologia schodzi na dalszy plan. Twierdzi że: „Zabijanie jest nudne, ale polowanie jest najlepsze na świecie.” Dla myśliwego polowanie jest kwintesencją przygody. Sulivan sam siebie określa jako romantyka i nie widzi w tym nic złego. „’Wszystko zależy od tego, ile przyjemności jesteś w stanie osiągnąć i jak bardzo kochasz przygodę związaną z polowaniem” – twierdzi Sulivan. Podprowadza myśliwych trzymając w dłoni ekspres bez lunety.
W trakcie oglądania krótkiego filmu ze słynnym myśliwym przypomniał mi się wpis z mediów społecznościowych, który podrzucił mi sekretarz naszej redakcji. Dotyczył dopuszczenia termowizji i noktowizji do polowania na jeleniowate. Autor wpisu argumentował: „Ten zakaz nie ma nic wspólnego z etyką łowiecką. To spuścizna czasów, gdy myśliwy po zmroku nie widział nic poza czernią. W poprzednich dekadach technologia nie pozwalała na bezpieczne i precyzyjne polowanie nocą — dziś mamy do dyspozycji sprzęt, który pozwala rozpoznać każdy cel z dokładnością większą niż w dzień.”
Gdzie kończy się polowanie…
Coraz większa część „rycerzy św. Huberta” mieszkających nad Wisłą nie rozumie już prawdziwej istoty polowania, które zawsze było i nadal może być przygodą. Zdaniem Marka Sulivana, odpowiednie zarządzanie obwodem łowieckim pozwala na polowanie w sposób, który praktykowali nasi dziadkowie i dalej możemy czerpać z tego dokładnie tyle samo przyjemności.
Poprzedni rząd, nie mając skutecznego pomysłu na walkę z afrykańskim pomorem świń, dopuścił użycie termowizji i noktowizji do redukcji dzików. Dostrzegając skuteczność tej metody dołożył do tego katalogu lisy i gatunki inwazyjne. To była właściwa decyzja, bo radykalne ograniczenie populacji jest jedynym skutecznym sposobem walki z wirusem ASF, wścieklizną, czy ekspansją szkodników zagrażającym naszej przyrodzie – ale nie ma to nic wspólnego z polowaniem, czego nie dostrzegają myśliwi!
Chciałbym wierzyć, że post wzywający do zalegalizowania strzelania nocą jeleni i saren miał na celu jedynie wywołanie dyskusji i zwiększenie sprzedaży termowizorów. Niestety coraz więcej myśliwych z mojego otoczenia twierdzi, że ich koledzy w ostatnich latach przechodzą metamorfozę. Nie czując różnicy pomiędzy polowaniem, a redukowaniem zamieniają się w kłusowników, strzelając nie tylko kozy i łanie w nocy, ale także rogacze i byki.
Autor wspomnianego wpisu, który sprowokował mnie do napisania tego felietonu, twierdzi, że „zwierzynie absolutnie nie robi różnicy, czy zginie o 20:00, czy o 3:00 nad ranem.”, a na koniec zadaje ważne pytanie: „Więc może zamiast trzymać się romantycznych mitów i ustępować przed pseudoekologami, warto w końcu dopuścić myślistwo do XXI wieku?”
Myślistwo XXI wieku
Zenon Kruczyński wiele lat temu apelował, aby nie strzelać do ptaków w locie, co miało zmniejszyć liczbę postrzałków. Moim zdaniem doskonale wiedział, jakim sposobem można „zabić” łowiectwo. Zwierzynie jest obojętnie jak zginie, ale sposób uśmiercenia odróżnia myśliwego od hycla.
Wszyscy zwolennicy liberalizacji przepisów, czyli rzekomego „wprowadzenia myślistwa w XXI wiek” pewnie pokażą Amerykanów strzelających do dzików z helikopterów. To jednak jest właśnie REDUKCJA, a nie polowanie. Warto pamiętać, że w USA obowiązują bardzo restrykcyjne zasady. Nie wolno tam polować przed wschodem słońca, a łowy muszą zakończyć się o zachodzie słońca…
W niektórych stanach już wprowadzono bolesne zakazy, dla łowców którzy nie rozumieli czym jest „uczciwe” polowanie. Między innymi nie wolno tam używać fotopułapek (bo dają zbyt dużą przewagę myśliwemu), ale również nęcić zwierzyny, a nawet korzystać ambon, czy używać samochodów w trakcie polowania…
Gdyby takie zasady zostały wprowadzone do naszej ustawy łowieckiej, okazałoby się, że zdecydowana większość polskich myśliwych po prostu nie potrafi polować – w prawdziwym tego słowa znaczeniu.
Debata o przyszłości łowiectwa
Czytając komentarze tych wszystkich „postępowych” łowców, mam nieodparte wrażenie, że zaczynamy dyskutować, czy zamiast sztucznej muchy, do wody wrzucać granaty. Materiały wybuchowe są bez wątpienia skuteczniejsze, ale przecież nie mają nic wspólnego z wędkarstwem.
Cała ta debata jest dowodem, że należy jak najszybciej przywrócić przepis o polowaniu z bronią śrutową przez pięć lat od zdania egzaminu. Z całkowitym zakazem strzelania w tym czasie do zwierzyny grubej – bo na dubeltówkę też można zamontować termowizor.
Wprowadzenie takiego przepisu miałoby wiele pozytywnych konsekwencji. „Młodzi” myśliwi zajmowaliby się zwierzyną drobną, redukowali drapieżniki i poznawali sekrety sztuki polowania…
Pewnie podsekretarz Dorożała nie „kupi” tego pomysłu, a dyskusja o liberalizacji przepisów będzie miała całkowicie odwrotny skutek od zamierzonego. Moim zdaniem politycy chcąc ograniczać szkody w rolnictwie zalegalizują strzelanie nocą do wszystkich gatunków łownych przy użyciu termo i noktowizji, ale jednocześnie zakażą polowania w ciągu dnia. Tym samym zrobią z myśliwych zwykłych hyclów i zabiją łowiectwo!