Program „Czarno na białym” kolejny raz zainteresował się łowiectwem i polowaniami. Większość myśliwych jeszcze przed emisją dobrze przewidziała wynik. Jeszcze raz dostaliśmy po głowie.
Cztery reportaże miały dać społeczeństwu jasny przekaz – władze PZŁ układają się z obecnym ministrem środowiska – myśliwi czerpią gigantyczne zyski ze sprzedaży polowań obcokrajowcom – a dodatkowo chcemy uczyć zabijania nasze dzieci – dlatego usilnie próbujemy wpisać łowiectwo na listę światowego dziedzictwa!
Ostatni felieton tego programu teoretycznie nie pasował do całości – był moim zdaniem najbardziej obiektywny – ponieważ jego autor pozwolił się wypowiedzieć myśliwym, ale radykalne i jednoznaczne wypowiedzi obrońców wilków pozostawiły u widzów przeświadczenie, że myśliwi zabijają chronione gatunki! Tak więc w kontekście poprzednich reportaży w oczach społeczeństwa jesteśmy…
Dewizowiec na ambonie
Postanowiłem szerzej opisać chyba najważniejszą część, czyli opowieść o komercyjnych polowaniach, która była starannie przemyślana. Zdjęcia zostały nakręcone kilka miesięcy temu. Ekipę TVN podprowadził do koła właściciel biura polowań! Odpowiedzi jakich udzielają myśliwi zdradzają pytania, których nie słyszymy. Ewidentnie widać, że dziennikarz „robi w konia” swoich gospodarzy, ale dla pewności sprawdziłem i mam potwierdzenie. Program miał pokazać, że Polska ma doskonale zagospodarowane łowiska, które ściągają mnóstwo zagranicznych turystów!
Kolejne pytania „dociekliwego” dziennikarza nie dotyczyły jednak metod zarządzania łowiskiem, do którego chcą przyjeżdżać zagraniczni turyści, ale zysków z tej działalności. Tutaj powinna się zapalić czerwona lampka! Skarbnik i prezes koła podczas udzielania odpowiedzi odmawiają wyjawienia konkretnych liczb i tłumaczą, że głównym powodem prowadzenia takiej działalności są szkody!
Intencją dziennikarza TVN nie było obiektywne przedstawienie tej działalności. Dlatego do autoryzacji wysłał jedynie użyte wypowiedzi myśliwych, które nie zdradzały całego kontekstu reportażu. A od tego momentu widzowie nie mający pojęcia o polowaniu z pewnością tylko przecierali oczy ze zdumienia.
Nagle z wiosennego polowania, przenosimy się do Warszawy na konferencję ministra rolnictwa, który nic nie wie o dewizówkach! W Sejmie minister środowiska odpowiada, że wypłaty dla rolników pochodzą ze składek. Dalej rzecznik Najwyższej Izby Kontroli mówi, że cały ten „biznes” to jeden wielki bałagan, którego nikt nie kontroluje! Tajemniczo i korupcyjnie robi się, gdy gość ze zmienionym głosem opowiada Polakom, jakie to przekręty wszyscy myśliwi robią na zagranicznych turystach! Tradycyjnie jakiś autorytet musi dobić w ostatnim akcie! Tym kimś jest fotograf Marcin Kostrzyński, którego wszyscy znają z barwnych opowieści i filmów z fotopułapek publikowanych w Internecie.
Celebryta śniadaniowych telewizji uważa, że zagraniczni bogacze przybywają do naszego kraju, aby za wielką kasę wystrzelać nasze najcenniejsze byki, rogacze i odyńce! To nie jest proste, więc dają podprowadzającym myśliwym wielkie łapówki!
Super prowokacja i nie dowiemy się skąd płynie inspiracja? W ostatniej minucie na scenę wkracza Tomasz Zdrojewski z koalicji „Niech żyją”. Bardzo godnie ostatnio zastępuje wegańskiego guru Zenona Kruczyńskiego. Nie jestem złośliwy, ale obaj Panowie powinni zmienić dietę, bo coraz gorzej wyglądają, ale teksty mają na równie wysokim poziomie! Doskonale posługują się – moim zdaniem – kłamstwem, półprawdą i zwykłą demagogią.
Tym razem pan Tomasz podaje zbiorcze dane z całego kraju i udowadnia, że nie musimy czerpać zysków z komercyjnych łowów, bo mamy czym płacić za szkody. Zapomniał dodać, że w przychodach są właśnie polowania komercyjne. Taki szczegół, o który „dociekliwy” dziennikarz nie będzie dopytywał. Po tym jakże odkrywczym twierdzeniu jeszcze jak duch pojawia się pan Marcin, który na koniec podcina nam gardło twierdzeniem, że wybicie najcenniejszych sztuk spowoduje regres populacji.
Wegański strzał
Tak, wiem, łapiecie się za głowy, ale tak wygląda strategia wegan. Ich celem jest wprowadzenie zakazu polowania, ale żeby go zrealizować, mają skrupulatnie rozpisane kolejne kroki. Strzał w polowania komercyjne tak naprawdę nie jest wycelowany w stronę kół łowieckich. Guru wegan z nieznanych mi powodów jest ostatnio mniej aktywny. Nie biega również pod ambonami podczas rykowiska, a leśnicy pod jego domem strzelają.
Nie sami! To właśnie zagraniczni myśliwi rozkoszują się puszczańskim spektaklem. Rykowisko boli pana Zenona, ale na liniach oddziałowych już są rozstawiane ambony. Wszystkie terminy zbiorówek sprzedane, a takich polowań nie można zablokować. Nasz były kolega widzi oczyma wyobraźni ten wspaniały pokot i uśmiechniętych łowców przy bigosie.
Wymyślił, jak zepsuć tą idyllę! Będą wnioskować o zakazanie komercyjnych łowów przy kolejnej nowelizacji ustawy! Nasi przeciwnicy wiedzą, że to długi proces, więc będą wykazywać, że wokół tego „procederu” jest pełno nadużyć, a skutkiem będzie REGRES POPULACJI.
Patologiczna komercja?
Rozwalmy im zatem tą układankę! Polowania komercyjne niestety każdego roku notują kolejne spadki. Tak, Duńczycy kupują polowania, ale płacą coraz mniej! Konkurencję mamy coraz większą i fakt, że do naszych zachodnich łowisk można dojechać na kołach, przestaje być wystarczającym powodem odwiedzenia naszego kraju.
Ale policzmy zyski i straty z tego rodzaju turystyki. W programie pada liczba 25 tysięcy zagranicznych myśliwych. Myślę, że może to być prawda, bo mamy największy w historii regres. Moim zdaniem, dziennikarz podaje jednak mocno zaniżoną cyfrę, ile płacą za polowania, ponieważ nie dolicza łowisk Lasów Państwowych. Nie rozumie również, że wycieczka do Polski jest coraz częściej połączona z innymi atrakcjami – choćby zwiedzaniem, a nawet urlopem. Jestem przekonany, że państwo powinno inwestować i promować nasz kraj, a nie zakazywać tej formy turystyki!
Czy koła muszą sprzedawać komercyjne polowania? Niestety, w dziewięciu okręgach tak! Myśliwi z Olsztyna, Elbląga, Gdańska, Słupska, Koszalina, Szczecina, Zielonej Góry, Piły i Opola wykonują ponad 50 proc. rocznego planu jeleni dzików i saren. Jeśli mają w swoim obwodzie pola uprawne, bez komercyjnych polowań budżetu nie domkną. Nie wiem, czy pozytywnym, czy negatywnym zjawiskiem jest fakt, że coraz częściej na komercyjne polowania zgłaszają się nasi myśliwi!
Pewnie wielu naszych przeciwników powie, że można zredukować kopytne i nie będzie problemu, ale nie wiem, czy o takie rozwiązanie apelują weganie? Pewnie nie ogarniają, że w ten sposób wilki stracą bazę żerową i…
Czy podczas takich polowań padają najcenniejsze sztuki? Niestety, wiele kół bardzo by chciało mieć tylko zamożnych gości. Rzeczywistość wygląda całkiem inaczej. Najczęstszym pytaniem podczas takiego polowania jest: ile to kosztuje? Po czym podprowadzający słyszy: „Za duży”.
Ale nie będę naszym przeciwnikom udowadniał, że białe nie jest czarne. Na przestrzeni ostatniego dziesięciolecia populacja jeleni i saren nie zmniejszyła się, a coroczny ranking dobitnie wskazuje, że mamy coraz więcej medalowych osobników! Teza o regresie populacji jest jednym wielkim kłamstwem dla oderwanego od natury społeczeństwa!
Czy dochodzi do nadużyć? Być może tak! Ale to są wewnętrzne sprawy kół. Państwo przeprowadza kategoryzację każdego łowiska i wyznacza czynsz dzierżawny oraz zatwierdza plan. Właścicielem strzelonej zwierzyny staje się koło łowieckie i może te byki oraz rogacze rozdawać nawet za darmo. Pan Marcin, Tomasz oraz anonimowy gość, który nie ma odwagi cywilnej by pokazać swoją twarz może sobie kupić gwizdek i podmuchać!