Kiedy na łamach „Łowca Polskiego” jednoznacznie wskazałem kto jest przeciwnikiem polowań, Diana Piotrowska – ówczesny rzecznik prasowy PZŁ – „zaprotestowała”, twierdząc, że zna kilku wegan, którzy mają obojętny stosunek do myśliwych. Pamiętam, że przyznałem jej wówczas rację, ponieważ też znam osoby niejedzące mięsa. Były bardzo tolerancyjne, nie afiszowały się i nigdy nie wygłaszały żadnych kontrowersyjnych poglądów.
To jest dokładnie jak z muzułmanami. Zdecydowana większość to porządni, uczciwi ludzie, którzy nie mają nic wspólnego z terrorystami, a muszą się tłumaczyć, a nawet wstydzić za garstkę fanatyków.
Redaktor Jurszo zrobił mi wielki „prezent” zapraszają do wywiadu panią Olgę Kisielewicz – aktywistkę Lubelskiego Ruchu Antyłowieckiego. Na temat łowiectwa pani nie miała nic ciekawego do powiedzenia, ale wprost przyznała, że aktywistów „łączy jedna rzecz: wegetarianizm”. Dziękuję bardzo pani Oldze za to „wyznanie”, bo padło chyba pierwszy raz.
Trafne zarzuty
Ludzie odrzucający mięso muszą strasznie cierpieć. Pewnie co noc śnią o golonce z chrupiącą skórką, pieczonych na smalcu ziemniakach, do których pasuje tylko podsmażana kapusta, oczywiście z boczkiem. Budzą się zlani potem i muszą „coś robić dla przyrody”, a tak naprawdę dla siebie, by trwać w sprzecznej z naturą człowieka diecie.
Kiedy myśliwi nazywają takie zachowanie po imieniu, nie przychodzi refleksja. Pani Olga twierdzi, że nie są organizacją ekoterrorystyczną. Jej zdaniem „Terroryzm to użycie siły wobec niewinnych, a my tego nie robimy. Z przemocą na polowaniu spotkałam się ze strony myśliwych. Wielokrotnie celowano do mnie z naładowanej broni, grożono mi i znieważano.”
Zarówno pani Olga, jak i redaktor Jurszo, chcą dyskutować ale nie akceptują faktu, że ekoterroryzm to działania przestępcze, których motywacją jest ekofaszystowska ideologia. Pojedyncze osoby lub grupy używają siły lub przemocy fizycznej przeciwko osobom lub ich własności z pogwałceniem prawa, co ma na celu zastraszenie i wymuszenie na władzach państwowych zakazania zabijania zwierząt.
Propaganda i agresja
Dla większości myśliwych takie zachowania są nienormalne. Kiedy stoją na stanowisku, a tu nagle otacza ich grupa zamaskowanych młodych ludzi, która zachowuje się agresywnie i znieważa, to każdy normalny człowiek w takiej sytuacji ma prawo czuć się zaniepokojony.
Nie jesteśmy bez winy, bo często w niewybrednych żartach znieważamy aktywistów, choćby wytatuowaną panią Olgę, która ma kolczyk w nosie. Blokowanie polowań było dla nas nową sytuacją i wielu myśliwych musiało zobaczyć „filmy” organizacji antyłowieckich, aby zrozumieć, że nie mogą wchodzić w żadną polemikę, ponieważ służy ona tylko ośmieszaniu naszego środowiska.
Aby zrozumieć to zjawisko musimy wiedzieć, że wielu ludzi jest dzisiaj bardzo samotnych – przeżywają załamania nerwowe i depresje, szukają „bratnich” duszy i jak powietrza potrzebują nie wirtualnych, ale prawdziwych więzi społecznych. W takich organizacjach każdy znajdzie swoje miejsce. zarówno osoby z aspiracjami przywódczymi jak i „żołnierzy”, którzy są gotowi wykonać każde zadanie, aby zyskać akceptację grupy. W tym miejscu należy wyjaśnić skąd tyle manipulacji, propagandy i agresji.
Dla każdej grupy ekoterrorystycznej najważniejszy jest rozgłos. Akty agresji mają się przebić do społeczeństwa i zastraszyć rolników, leśników, wędkarzy czy właśnie myśliwych. Dzięki takim działaniom pozyskuje się również „wyznawców”, dla których przygotowuje się propagandę. Krwawe fotografie i filmy mają ich przekonać, że leśnicy niszczą las, rolnicy znęcają się nad zwierzętami, a myśliwi mordują bezbronne sarenki.
Symboliczny tatuaż
Pani Olga w wywiadzie mówi, że: „(…) określenie ‘terroryści’ pasuje raczej do polujących. Działam zgodnie z prawem tego wymagam też od polujących. No, czy ekoterroryzmem można nazwać ratowanie życia zwierząt?” Tak się składa, że można. Wiele krajów tworzy nawet specjalne grupy w policji, które mają takie organizacje infiltrować i zwalczać!
Co nie oznacza, że pani Olga jest terrorystką. Każda grupa terrorystyczna potrzebuje osób nieskazitelnie czystych, które chodzą do mediów i manipulują społeczeństwem. Odcinają się od agresji, a nawet ją mocno krytykując. Takie osoby głęboko wierzą w słuszność idei.
Dlatego pani Olga na sto procent nie jest terrorystką. Nie je mięsa i uważa zabijanie zwierząt za największe zło. Widzi w nich takie same istoty, jak człowiek i czuje potrzebę walki o ich „prawa”. Nie akceptuje agresji. Wprost sprzeciwia się niszczeniu ambon: „Jako Lubelski Ruch Antyłowiecki nie robimy tego, to niewłaściwe. I nieskuteczne. Co z tego, że ktoś przewróci ambonę czy zwyżkę, kiedyś w jej miejsce pojawi się lepsza? Poza tym to jest niszczenie mienia, co jest karalne.”
Pani Olga wykonuje tatuaże. Na jej profilu jest wiele prac, ale każdy znajdzie kilka „płonących ambon”, przy których stoją ryś, wydra i bóbr. Czy to wzory dla członków i miłośników zaprzyjaźnionej bojówki terrorystycznej? Na pewno nie, Olga Kisielewicz brzydzi się przemocą.