Komercja w łowiectwie ma bardzo negatywny wpływ na przyrodę. Doskonałym przykładem są Czesi, którzy nie obronili swojego modelu.
Trzydzieści lat temu łowiectwo w Polsce i Czechosłowacji było bardzo podobnie zorganizowane, ale w historii naszych sąsiadów jest kilka dat, które warto przypomnieć. Przed 1962 rokiem w Czechosłowacji funkcjonowały małe obwody łowieckie. Po pierwszej „reformie” ich minimalną powierzchnię ustalono na 500 hektarów. W latach 80-tych ubiegłego wieku przeprowadzono drugą „reformę”, po której obwód łowiecki musiał mieć przynajmniej 2600 hektarów.
Wcześniej polowano praktycznie wyłącznie na zwierzynę drobną. Zwiększenie minimalnej powierzchni było wynikiem zmian zachodzących w rolnictwie i stałym zwiększaniem się liczebności zwierzyny grubej. Większe obwody łowieckie dawały możliwość zrównoważonego zarządzania jeleniami, danielami, muflonami oraz dzikami.
W czasie transformacji ustrojowej przeprowadzono trzecią „reformę” prawa łowieckiego. Przywrócono 500 hektarowe obwody, zniesiono obowiązek przynależności do związku łowieckiego, a wydzierżawiającego wyłania się w formie przetargu…
Komercyjne łowiectwo
Tym sposobem w Czeskiej Republice jest dzisiaj 5600 obwodów, a jego średnia powierzchnia wynosi 1200 hektarów. Najlepsze leśne łowiska są w dyspozycji lasów państwowych. Za roczną dzierżawę kilkuset hektarów pojedynczy myśliwy lub koła łowieckie muszą zapłacić równowartość około 250 tysięcy złotych!
Na taki czynsz stać wyłącznie zamożnych obywateli lub przedsiębiorców, którzy łowiectwo traktują jak każdą inną działalność komercyjną. Zależy im, aby sprzedać jak najwięcej polowań. Polska pełni dla Czechów rolę „rezerwatu”, z którego nieustannie napływają jelenie i dziki, dlatego najdroższe są dzierżawy wzdłuż naszej granicy.
Zdecydowaną większość czeskich myśliwych nie stać na „luksusowe” łowiska. Kilkuosobowe koła łowieckie dzierżawią małe łowiska najczęściej do 1000 hektarów. Dzierżawa „dobrego” obwodu, w którym jest kilkaset hektarów lasu rocznie kosztuje 80 000 złotych. Strzela się tam kilkanaście sztuk zwierzyny grubej.
Jeszcze dziesięć lat temu Czesi mogli bez limitu strzelać do łań, cielaków i byków do drugiego roku życia. Na starsze jelenie i duże dziki musieli uzyskać zgodę od urzędnika powiatowego zajmującego się łowiectwem. Szybko się okazało, że prywatnych dzierżawców nie można w żaden sposób kontrolować i „hodowlane” zasady zniesiono…
Całkowity brak nadzoru
Nadzór państwa nad łowiectwem jest czysto teoretyczny. W praktyce myśliwi sami się pilnują. Zarówno pod względem wykonania planu, jak również prawidłowości odstrzału.
Granice obwodów łowieckich wyznacza powiat, ale łowiska dzierżawi się w formie przetargów od Stowarzyszenia Właścicieli Gruntów, które reprezentują: lasy państwowe, zarządców wód oraz rolników. Stowarzyszenie część środków oddaje lasom i zarządcom wód, a resztę zachowuje dla siebie na pokrycie kosztów funkcjonowania. Nie dzieli tenuty między poszczególnych właścicieli gruntów rolnych!
Odszkodowania za szkody wypłaca dzierżawca. Ich nominalna wartość rośnie, a ceny dziczyzny spadają, dlatego koła łowieckie bardzo często organizują różne imprezy dla lokalnej społeczności, na których zarabiają dodatkowe środki.
Warto w tym miejscu zaznaczyć, że przy odnowieniu dzierżawy dotychczasowy najemca ma „pierwszeństwo”, czyli jeśli zostanie złożona wyższa oferta niż ta, którą zaoferował, to może dalej dzierżawić obwód, jeśli zdecyduje się położyć na stole wyższą kwotę…
Dbanie o wysoki stan zwierzyny niesie ze sobą ryzyko utraty łowiska. Takie miejsca budzą zainteresowanie komercyjnych „łowców” prowadzących „łowieckie” interesy. Składają ofertę, której dotychczasowi dzierżawcy nie będą w stanie udźwignąć. Potem w ciągu jednego lub dwóch sezonów pustoszą łowisko i ogłaszają bankructwo…
Silny związek
Związek Myśliwych Czech i Moraw ma 100-letią historię. W tym czasie tylko przez 10 lat funkcjonowały „duże” obwody łowieckie, dlatego zmiany, jakie nastąpiły w ustawie łowieckiej po 1990 roku były w pewnym sensie przywróceniem „starej” tradycji. Myśliwi nie protestowali, ponieważ nie dostrzegli w tym zagrożenia…
Zdecydowana większość nie zrezygnowała z członkostwa w związku łowieckim. Myśliwi w Czechach doskonale rozumieją, że tylko razem mogą – z większym lub trochę mniejszym skutkiem – walczyć o swoje prawa.
Nie znając Czechów można postawić tezę, że bardzo niska wysokość rocznej składki jest powodem przynależności do związku. Starsi myśliwi płacą tylko 100 złotych, a pozostali 170 złotych (w składce otrzymują ubezpieczenie).
Czesi twierdzą, że wysokość składki nie ma większego znaczenia. Związek daje im poczucie jedności i przynależności do grupy. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że związek organizuje bardzo dużo imprez nie tylko dla myśliwych, ale również społeczeństwa.
Walka z kłusownictwem
Zmiany ustrojowe były również momentem liberalizacji przepisów dotyczących broni. Praktycznie każda osoba mogła uzyskać pozwolenie. Poważnym problemem stało sie kłusownictwo. Dziczyzna w Czechach jest bardzo popularna szczególnie w restauracjach, więc bez problemu można ją tam sprzedać. Związek łowiecki wymógł na rządzie zmianę przepisów i obecnie długą broń można nabyć po zdobyciu uprawnień łowieckich…
Tym sposobem nieznacznie ograniczono nielegalny proceder, ale wielu „uprawnionych” nie poluje, choć widnieje w statystykach. Wśród „martwych dusz” są również leśnicy, którzy muszą w ramach szkoły średniej lub podczas studiów obowiązkowo zdać egzamin łowiecki.
W Czechach jest 90 tysięcy łowców, a członków związku tylko 55 tysięcy. Największa organizacja łowiecka skupia jednak zdecydowaną większość aktywnych myśliwych.
Pomimo obecności tak wielu „figurantów” liczba myśliwych stale się zmniejsza. W ostatnim dziesięcioleciu ich liczba spadła o 20 tysięcy! Średnia wieku jest wysoka i obserwuje się coraz mniejsze zainteresowanie łowiectwem…
Czwarta „reforma”
Od kilku lat czeskie Ministerstwo Rolnictwa forsuje kolejną nowelizację. Rząd chce zmniejszyć minimalną powierzchnię obwodów i całkowicie zlikwidować limity odstrzału. W mikro łowiskach ambony rozstawia się wzdłuż granicy i strzela do wszystkiego, co przychodzi od sąsiada…
Spoglądając w czeskie statystyki dotyczące odstrzału można wyciągnąć fałszywe wnioski. Czesi strzelają coraz więcej jeleni, danieli, muflonów i jeleni sika. Do ogólnych statystyk trafia jednak plan odstrzału z przygranicznych obwodów oraz wykonywany w oborach, czyli zagrodach, których w Czechach jest dużo. „Polują” w nich również Polacy i Niemcy.
Prawdziwym odzwierciedleniem aktualnej sytuacji jest odstrzał sarny, który od ponad 30 lat stoi w miejscu. Czeskie łowiectwo upadło i nie widać tam żadnego światełka w tunelu. Wielu Czechów zapisało się do Polskiego Związku Łowieckiego i poluje w naszym kraju. Z wielkim uznaniem wypowiadają się o funkcjonowaniu kół łowieckich.
Znają naszą historię. Nie kryją swojego zdumienia, że potrafiliśmy pokonać w ciągu ostatnich 30 lat wszystkie „zakręty” i utrzymać fundament, na którym opiera się polski model łowiectwa!
Zabójcza komercja
Bez wątpienia największym błędem popełnionym w Czechach była zgoda na prywatne obwody. Jest ich tylko 30 procent, ale komercja zabiła prawdziwe łowiectwo. Wśród nowych łowców jest coraz więcej osób, które czerpią przyjemność wyłącznie z pociągania za spust. Mają mało czasu, więc za „sukces” są gotowi zapłacić.
Kontrola nad gospodarką łowiecką w prywatnych łowiskach jest iluzoryczna. W wielu prowadzi się rabunkową gospodarkę. Plany łowieckie są czystą fikcją, a celem prywatnych dzierżawców jest sprzedanie jak największej liczby polowań, co nie ma nic wspólnego z racjonalnym i zrównoważonym zarządzaniem.
W Polsce czystą komercję udało się „zamknąć” w Ośrodkach Hodowli Zwierzyny, których funkcjonowanie nie ma negatywnego oddziaływania na obwody kół łowieckich. Nie dajmy sobie wmówić, że małe prywatne obwody będą „myśliwskim rajem”. To najgorsze z możliwych rozwiązań zarówno dla przyrody jak również naszej społeczności.