Wczoraj nasza ulubiona stacja wyemitowała program „Czarno na białym”, który w całości był poświęcony tematowi nieprzestrzegania zasad bioasekuracji przez myśliwych. W reportażu wystąpili jak zwykle prawie wszyscy nasi przyjaciele.
Jako przykład pokazano koło łowieckie „Struga”, które posiada dwie chłodnie. Jedna jest własnością koła, a druga została postawiona przez służby weterynaryjne. W tej pierwszej po jednym z polowań zbiorowych przez kilka godzin leżało pięć łań. W drugiej chłodni – w tym czasie – wisiały dwa dziki, które czekały na badania.
Zdaniem tropiącego nieprawidłowości Bogusława Pilcickiego, członka tego koła – który z pewnością nie ma żadnego zatargu z zarządem i nie mógł już dłużej patrzeć jak jego koledzy łamią zasady bioasekuracji – mogło dość do zakażenia jeleni wirusem ASF…
Założona teza
Z materiału „śledczego” dowiadujemy się, że z jeleniami w chłodni przetrzymywano patrochy dzików. Przeglądałem kilkukrotnie materiał i ja tam żadnych worków nie widzę. Łowisko „Strugi” leży w czerwonej strefie, więc obowiązują tam bardziej rygorystyczne zalecenia.
W trakcie kręcenia materiału przez TVN koło „przebudowało” obejście. Postawiono dodatkowy płot, który teraz rozdziela chłodnie. Gołym okiem widać, że w kole „Struga” mogło dochodzić do nieprzestrzegania zasad bioasekuracji i ten fakt jest naganny, ale…
Mamy w kraju pięć tysięcy obwodów i wyciąganie wniosków na podstawie jednego przypadku jest moim zdaniem nieuprawnione. Podstawowe pytanie brzmi, czy myśliwi znają i stosują zasady bioasekuracji?
Przypominam wszystkim, że od dwóch lat łowczego krajowego powołuje minister środowiska. Nie tak dawno odwołany został Piotr Jenoch, który zdążył za kilka milionów kupić chłodnie. Powołany w marcu 2019 roku – partyjny kolega Henryka Kowalczyka – będąc prezesem w państwowej spółce – poświęca niewiele czasu na pracę w Polskim Związku Łowieckim. Nie słyszałem, aby koncentrował się walce z ASF i sprawdzał, czy w kołach wdrożono procedury związane z bioasekuracją.
Ministerstwo miało i ma narzędzia, ale nawet po różnych medialnych doniesieniach nie przeprowadzono żadnej akcji kontrolnej, czy myśliwi i leśnicy w „kolorowych strefach” przestrzegają przepisy!
Miejsce gdzie znajduje się chłodnia „Strugi” nie przypomina tej z instruktażowego filmu, ale nie wiedząc jak postępowali myśliwi z tuszami strzelonej zwierzyny – nic nie można wydawać wyroku. Być może po wypatroszeniu dzików zdezynfekowali miejsce patroszenia i dopiero wtedy wniesiono ustrzelone łanie do kołowej chłodni?
Możemy pewnie ułożyć kilkanaście scenariuszy i nie rozwiążemy problemu. Pewne jest, że służby weterynaryjne przeprowadzą kontrolę i jeśli stwierdzą uchybienia opiszą je w zaleceniach, a koło skrupulatnie je wdroży!
Ale to jednak nie koniec thrillera z podlaskiego Sosnowika. Prawy rycerz Świętego Huberta łowca Pilcicki udostępnił dziennikarzom TVN-u wykonywane wcześniej fotografie, na których widać, że w chłodni myśliwi przetrzymywali niewygotowane wieńce byków, grzyby, a nawet garnek z bigosem. Członkowie koła kiedyś nie przestrzegali podstawowej zasady, która jasno stanowi, że w chłodni mogą przebywać tylko dziki!
Dziennikarze budują napięcie i próbują pokazać powiązania z kołem „Struga”: lekarzy wet, leśników, a nawet Naczelnej Rady Łowieckiej. Tak się złożyło, że pracownik Zarządu Głównego PZŁ jest członkiem tego koła. Nie zasiada w NRŁ, ale dla profesjonalnych dziennikarzy TVN-u to nieistotna różnica. Wszystkich połączyli, co pasowało im do założonej tezy.
Magiczne słowa
W materiale nie padają artykuły i paragrafy jakie złamali myśliwi. Zasady bioasekuracji to zbiór ZALECEŃ, a w każdym punkcie znajdziecie magiczne słowa: powinno być, wskazane jest, należy i zaleca się! Dlaczego?
Twórcy tego dokumentu mieli pełną świadomość, że zastrzelenie dzika zawsze powoduje, że jego krew zostanie w łowisku. Głównym zadaniem całej bioasekuracji dla myśliwych – w moim mniemaniu – ma być maksymalne ograniczenie ryzyka roznoszenia ASF. Myśliwi mogą mieć kontakt z chorymi dzikami i tym samym istnieje prawdopodobieństwo, że możemy roznosić wirusa.
Po oddaniu strzału możemy się przebierać w skafandry, dezynfekować siebie, noże i samochody sto razy, ale afrykański pomór nadal będzie się rozprzestrzeniał! Dlaczego?
Wszyscy mają świadomość, że do naszych lasów każdego dnia wchodzi setki tysięcy osób, a leśnymi drogami przejeżdża tysiące samochodów. Wszystkich nie da się skutecznie zdezynfekować! Właśnie dlatego afrykański pomór w ciągu siedmiu lat pokonał ponad dwa tysiące kilometrów z Gruzji do Polski, a w listopadzie poprzedniego roku „przeskoczył” trzysta kilometrów pod zachodnią granicę.
Myśliwi są świadomi zagrożenia i mam nadzieję, że w większości stosują się do wszystkich zaleceń lekarzy weterynarii. Choć pewnie będziemy świadkami pojedynczych przypadków nieprzestrzegania zasad, które należy piętnować.
Czytają nasz portal osoby nie związane z łowiectwem, które oglądając reportaż TVN-u mogą mieć lekko skrzywiony obraz walki z śmiertelnym dla świń wirusem, więc czuję się w obowiązku przypomnieć kilka ważnych faktów.
Zwykły rowerzysta, który przypadkowo najedzie kupę chorego dzika w lesie i wyjedzie na asfalt, gdzie ten ekskrement przyczepi się do opony samochodu może odpowiadać za wywołanie zarazy kilkadziesiąt kilometrów od miejsca swojej wycieczki. To ekstremalny scenariusz, ale możliwy.
Dodatkowo ASF przenoszą owady, kleszcze, ptaki żerujące na padlinie oraz drapieżniki. Dlatego strasznie mnie bawią wiadomości typu „GDDKiA włącza się do walki z ASF i zamyka przejścia dla zwierząt”, ale na szczęście nie zapomniała o wilkach i zbudowała dla nich „specjalne przełazy” żeby mogły nadal migrować! Rząd nie ma strategii walki z ASF, a służy nie mają wystarczających środków.
Ukryty cel
Dlatego z afrykańskim pomorem będziemy walczyć jeszcze długo. Być może na początku mieliśmy szansę całkowitego odcięcia zapowietrzonego miejsca, ale dzisiaj nikt nawet nie myśli o takim rozwiązaniu. Polski Związek Łowiecki może bardziej efektywnie współpracować z rządem, ale na jego czele musi stanąć fachowiec, co jest mało prawdopodobne. Dlatego nasi przeciwnicy – ale również członkowie naszej społeczności – nadal będą wykorzystywać wszelkie potknięcia, aby realizować własne interesy. Między innymi zieloni aktywiści, którzy na siłę chcą udowodnić tezę, że należy zakazać polowania na dziki.
Tymczasem wszyscy naukowcy zajmujących się ASF-em twierdzą, że należy maksymalnie rozrzedzać populację, bo to zmniejsza ryzyko nowych zachorowań. Tych argumentów nie przyjmują przedstawiciele naszej ulubionej koalicji „Niech Żyją” i opowiadają w mediach wegańskie bajki. W tym wielki fachowiec tego ruchu Tomasz Zdrojewski, który komentował filmowe dzieło i fotografie łowcy Pilcickiego. Jego uwagi – moim zdaniem – odkryły główny cel programu.
Mam nieodparte wrażenie, że reportaż TVN-u był odpowiedzią na spec ustawę ministra Ardanowskiego, która jest teraz procedowana w Senacie. Politycy obozu rządowego od dawna pragnęli zawłaszczyć PZŁ i nadarzyła się świetna okazja. Przypuszczali, że będziemy protestować, więc na otarcie łez dali Policji możliwość karania mandatami osób blokujących polowania.
Nie chcę być złym prorokiem, ale czuję przez skórę, że w ostatecznej wersji prezes wszystkich prezesów zabroni karać „obrońców przyrody” i usunie z ustawy problematyczny zapis. Myśliwi jak zwykle zostaną z ręką w nocniku, a obóz rządowy będzie mógł zatrudnić kilkaset osób, którym będziemy wypłacać pobory z naszych składek.
Koalicja Zenona Kruczyńskiego widzi kolejne łatwe zwycięstwo, więc rzuca do walki całe swoje „wojsko”. Musimy się przygotować, że przez najbliższe tygodnie będziemy obrzucani błotem z każdej strony. Celem jest wykreślenie kar dla aktywistów, ale jeśli nadarza się sposobność „sprzedania” tezy, że ASF roznoszą głównie wstrętni myśliwi to Pan Zenon skrupulatnie tą szansę wykorzysta.
Doskonale wie, że kropla drąży skałę, a głównym celem było, jest i będzie zakazanie polowania!