Polski Związek Łowiecki jeszcze nigdy w swojej 100-leniej historii nie był tak slaby. Widzą to nasi przeciwnicy i atakują.
Do napisania tego felietonu sprowokowała mnie wizyta na stronie ZG PZŁ, gdzie ukazała się relacja z pielgrzymki komisarzy na Jasną Górę. W momencie, gdy przeciwnicy polowań atakują ze wszystkich stron pisząc petycje w sprawie obsady ministerstwa środowiska oraz artykuły antyłowieckie – etatowi pracownicy PZŁ „łączą się w modlitwie i refleksji”…
Nikogo nie dziwi, że na stronie ZG PZŁ nie znajdziemy informacji o piątkowym posiedzeniu Naczelnej Rady Łowieckiej, na którym dyskutowano o sprawozdaniach i preliminarzach. „Nasz” łowczy jak zwykle nie zaszczycił rady swoją obecnością. Wysłał pracowników, którzy nie znali odpowiedzi na proste pytania…
To nie jest śmieszne, ale tragiczne! Wszyscy widzimy, że nad łowiectwem gromadzą się czarne chmury i nadciąga tsunami. Niestety nasz związek pada na kolana. Nie ma strategii obrony, a grono przeciwników staje się coraz silniejsze. W przyszłym parlamencie będzie zasiadać jeszcze więcej posłów i senatorów krytycznie oceniających polowania.
Za obecny stan Polskiego Związku Łowieckiego całą winę ponoszą partyjni nominaci „zjednoczonej prawicy”, którzy w ciągu pięciu lat zdołali go całkowicie zdewastować. W naszej siedzibie teraz powinno wrzeć jak w ulu, ale komisarze zajmują się modlitwą…
Lekcja z historii
Przez wiele dziesięcioleci skutecznie broniliśmy łowiectwa. Dzięki „zjednoczonej prawicy” – która zawłaszczyła PZŁ w 2018 roku – musimy pokonać zakręt, do którego zbliżamy się z wielką prędkością, ale tym razem pędzimy zdezelowaną furmanką bez woźnicy…
Zawsze w takich chwilach „budzą” się myśliwi, którzy za wszelką cenę chcą zlikwidować PZŁ. Przedstawiają różne pomysły i koncepcje na temat małych obwodów wydzierżawianych w formie przetargów…
Warto wszystkim przypomnieć, że Polski Związek Łowiecki powstał 100 lat temu z połączenia organizacji łowieckich działających pod trzema zaborami. Głównym celem założycieli było stworzenie jednolitego prawa, które miało chronić nasze zasoby przyrodnicze, co nastąpiło w 1927 roku…
Prezydent Mościcki podpisał rozporządzenie o prawie łowieckim w obecności władz związku łowieckiego. Wielkim osiągnięciem było ustalenie listy gatunków łownych oraz okresów ochronnych. Prawo do polowania pozostawiono właścicielowi gruntu, ale tylko, jeśli posiadał 100 hektarów…
Po drugiej wojnie nastąpiła istotna zmiana. Właścicielem ziemi stało się państwo. Władze ludowe postanowiły rozdać grunty rolne obywatelom, ale BEZ PRAWA POLOWANIA, które można było prowadzić tylko w obwodach o powierzchni powyżej trzech tysięcy hektarów!
W 1989 roku upadł PRL. Wielu liczyło, że państwo zwróci ziemię bezprawnie zagrabioną, a łowiectwo zostanie skomercjalizowane. Tak się nie stało! Prawo do polowania nie wróciło do właścicieli gruntów…
Przez pięć lat toczył się zacięty bój, ale udało się przekonać polityków, aby zwierzyna pozostała własnością państwa, obwody łowieckie nie mogły być mniejsze niż trzy tysiące hektarów, a myśliwi mogli funkcjonować w jednym związku powołanym ustawą…
Realny kapitalizm
Model łowiectwa został zaakceptowany przez parlament w 1995 roku. Jednak w naszym gronie są myśliwi, którzy nieustannie wypominają mu bierutowskie korzenie. Nikt tego nie ukrywa – mamy socjalistyczny model łowiectwa i leśnictwa, który funkcjonuje w realnym kapitalizmie!
Część właścicieli gruntów chciałoby innego łowiectwa, ale społeczeństwo przez 34 lata nie tylko nie wykazuje ochoty do likwidacji obowiązującego prawa, ale kategorycznie sprzeciwia się prywatyzacji zasobów przyrodniczych!
Nie ma społecznego przyzwolenia dla polowania na swoim gruncie, jak również zgody na prywatyzację lasów oraz ich intensywne użytkowanie – czego nie zauważyli leśnicy!
Wśród myśliwych również brakuje zrozumienia dla obecnej sytuacji. Musimy walczyć o społeczną akceptację udowadniając, że jesteśmy ważnym elementem w systemie ochrony przyrody.
Świadomie lub nie część z nas chciałaby wrócić do czasów rozporządzenia Prezydenta Mościckiego, gdzie decyzję o liczebności zwierzyny pozostawiono do wyłącznej kompetencji właściciela gruntu, ale to nierealny scenariusz…
Brak wyobraźni
Zwolennicy kapitalistycznych rozwiązań nie mieli i nie mają żadnej szansy znalezienia większości w parlamencie. Wprowadzenie wolnego rynku – opartego na podaży i popycie – w łowiectwie i leśnictwie nie znajduje społecznej akceptacji.
Zmiany w prawie łowieckim będą przebiegać tylko w jednym kierunku, ponieważ przeciwnicy zabijania mają coraz większy wpływ na media i polityków. Żądania wprowadzania kolejnych zakazów i ograniczania polowań zyskują coraz większe społeczne poparcie…
Wygranie tej wojny jest możliwe, ale musimy przedstawić twarde dowody, które może zdobyć zaprezentować tylko sprawnie działająca organizacja łowiecka. Jeśli ktoś dzisiaj twierdzi, że PZŁ jest myśliwym niepotrzebny, to jest osobą pozbawioną wyobraźni!