Przed nami wybory do europarlamentu. Bardzo ważne aby wszyscy myśliwi oraz nasze rodziny oddało swój głos na kandydatów, którzy rozumieją coraz bardziej złożony problem ochrony przyrody. Tym bardziej, że trwają negocjacje w sprawie wspólnej polityki rolnej UE, która będzie funkcjonować od 2021 roku. Myśliwi z wielu krajów apelują, aby chronić bioróżnorodność i stawiać ją jako główny cel produkcji rolnej. To my najlepiej widzimy jak szybko w krajobrazie rolniczym następuje dewastacja środowiska.
Sami nie zatrzymamy tego procesu. Musimy liczyć na wsparcie ze strony polityków, którzy tworzą odpowiednie prawo i rozdają środki. Dopłaty do rolnictwa spowodowały, że prawie każdy skrawek ziemi ornej jest dzisiaj zagospodarowany. Między innymi z tych powodów bezpowrotnie znikają z naszego krajobrazu miedze, a z nimi kuropatwy, skowronki i pszczoły. Dotychczasowe uregulowania moim zdaniem poniosły całkowite fiasko!
Rolnicy chcąc konkurować na rynku zmuszeni są do używania coraz większej ilości nawozów i środków ochrony roślin. Wielkołanowe uprawy kukurydzy i rzepaku są już wszędzie. Przy takim sposobie uprawy nie ma miejsca nie tylko dla kuropatw, ale również wszystkich innych ptaków, gadów i owadów. Aby uratować tą część przyrody należy jak najszybciej wprowadzić obowiązek utrzymywania wieloletnich ugorów, na których będą rosły rodzime zioła i trawy. A kwitnące pasy życia pomiędzy uprawami kukurydzy i rzepaku muszą pełnić rolę korytarzy dla dzikiej przyrody.
Obecne przepisy dotyczące ekologii są nieelastyczne i pełne biurokratycznych uregulowań. Rolnicy mają niewielką motywację aby chronić bioróżnorodność. A nasze pola i łąki muszą mieć przyszłość! Wielu myśliwych już dawno dobrowolnie zrezygnowało z polowania na zające i kuropatwy. Jednak takie działania nic nie zmienią – regres trwa! Powodem jest coraz większa degradacja środowiska. Brakuje miejsc lęgowych, nie ma owadów, które są kluczowe w wyżywieniu potomstwa, a zimą nasze pola nie dają osłony przed drapieżnikami.
Coraz mniej mamy motyli i pszczół. Biolodzy biją w tarabany, a organizacje pseudoekologiczne zbijają fortuny na sprzedaży owadzich domków. Niestety takimi działaniami nie uratujemy nawet zwykłej muchy, ponieważ rolnicy każdego roku kilkakrotnie opryskują każdy skrawek ziemi ornej.
Dlatego wzywamy polityków do wdrożenia projektów rolno środowiskowych, które realnie będą oddziaływać na różnorodność biologiczną w krajobrazie rolniczym. Unia powinna przestać napychać kieszenie rolników, którzy prowadzą pozorne działania i jednocześnie wylewają setki ton rakotwórczych substancji.
Czas skończyć z bezsensownymi dopłatami od hektara, które stały się łatwym źródłem dochodu. Wielu właścicieli gruntów nic nie produkuje, a zgarnia setki tysięcy euro za koszenie nieużytków.
Nie mamy wątpliwości, że bioróżnorodność musi być opłacalna dla rolnika. Sztywne wymogi związane z zazielenieniem nic nie zmieniły w naszym krajobrazie rolniczym. Za odłogowanie gruntów rolnych, sadzenie kwitnących krzewów i pozostawienie rżysk na okres zimy Unia Europejska musi płacić!