W wielu miastach dziki stają się coraz większym zagrożeniem. Zanim przyszedł do naszego kraju afrykański pomór świń miejskie populacje kontrolowano poprzez odłowy i wywożenie ich do odległych lasów.
Obecnie jakiekolwiek przemieszczanie jest zabronione, więc decyzja o odłowie wymusza zabicie dzików. Dlatego samorządowcy w obawie przed gniewem ludu zaprzestali kontroli, ale taka polityka ma zgubne konsekwencje.
Populacja w geometryczny sposób przyrasta, a razem z nią problemy. Doskonałym przykładem błędnej strategii jest Rzym, gdzie obsługa restauracji musi być w każdej chwili przygotowana do odparcia ataku, bo dziki potrafią wpaść do ogródka, wypędzić klientów i skonsumować ich posiłki.
Atakują mieszkańców wynoszących śmieci, a nawet wyrywają zakupy na parkingach przed supermarketami. Dewastują tereny zielone i terroryzują ludzi. W stolicy Włoch władze jeszcze nie podjęły jedynie słusznej decyzji, ale samorządowcy w Szczecinie mają dość i podpisali umowy na odłów oraz zabicie prawie 300 dzików – mając nadzieję, że taka redukcja rozwiąże narastający problem.
Eksterminacja watah ma związek z ekspansją dzików do samego centrum miasta, ale również koniecznością ograniczenia populacji ze względu na ogniska afrykańskiego pomoru w województwie zachodniopomorskim. Zgodnie z ustawą łowiecką władze każdego miasta w uzgodnieniu z PZŁ mogą zarządzić redukcję.
Szczecin podpisał pięć umów. Dwie z firmami, które mogą odłowić 256 dzików. Na umowę zlecenie ma pracować również trzech myśliwych, którzy mają odstrzelić 43 dziki na terenach miejskich „z dala od osiedli ludzkich”.
W Szczecinie działa bardzo silna grupa aktywistów antyłowieckich. Między innymi blokowali polowania zbiorowe, ciekawe dlaczego nie organizują protestów w obronie miejskich dzików… Czyżby w takim przypadku nie znajdowali społecznego poparcia?