Sławomir Izdebski to tragiczna postać naszej polityki. W 2001 roku, dzięki Samoobronie, zostaje Senatorem. Niestety, reelekcja się nie udała. Po przegranych wyborach wchodzi w konflikt ze swoją macierzystą partią i zostaje całkowicie wyautowany. W kolejnych wyborach bez powodzenia startuje do Parlamentu z listy Prawa i Sprawiedliwości.
Nie daje za wygraną. Postanawia przytulić się do Kukiza. W 2015 roku pod jego szyldem stara się o mandat senatora i dostaje w swoim okręgu… 770 głosów. Po tylu niepowodzeniach każdy normalny człowiek zrozumiałby, że stracił poparcie w swojej lokalnej społeczności, ale…
Pan Sławek nie przestaje działać. Tworzy związek zawodowy rolników, który niezmiennie skupia 30–40 rolników z Podlasia. Rolniczy OPZZ popiera Jarosława Kaczyńskiego i krytykuje kolejnych ministrów rolnictwa.
Rewelacje Sławomira
Szeroko rozumianym łowiectwem pan Izdebski zainteresował się po wybuchu afrykańskiego pomoru świń. Nikt go nie traktował poważnie, ale w 2017 roku na konferencji prasowej poinformował Polskę, że „Rolniczy OPZZ przygotował nowelizację ustawy łowieckiej. Mam wielki szacunek do prezesa Kaczyńskiego, który w końcu walnął pięścią w stół i zapowiedział, że ta ustawa ma iść i mam nadzieję, że zostanie szybko uchwalona.”
Mamy czerwiec 2017 roku. ASF „rozlewa” się po kraju, a były polityk Samoobrony twierdzi, że porozumiał się z prezesem rządzącego obozu… Wielu dziennikarzy i myśliwych zwyczajnie się nabrało. W siedzibie naszego związku na Nowym Świecie nie było jednak żadnego poruszenia, ponieważ minister Szyszko od razu zdementował wszystkie rewelacje, jakie wygłaszał pan Sławomir.
Jak doskonale pamiętamy, końcem roku prezes Kaczyński zdymisjonował profesora Szyszkę. Jego następca znowelizował ustawę. Zakazał zabierania naszych dzieci na polowania i zabrał nam samorządność, ale to nie Sławomir Izdebski był autorem tych zmian.
Komunikat resortu
Dwóch kolejnych łowczych krajowych nie pokochało rolniczego trybuna. Nie traktowali go poważnie, a przede wszystkim nie chcieli finansować jego związku, więc w połowie sierpnia 2019 roku kolejny raz poinformował – tradycyjnie na konferencji prasowej – że „związkowcy” przygotowali założenia do projektu nowej ustawy łowieckiej. Zapewniał, że ma poparcie PiS-u i zostanie powołana Agencja Rozwoju Gospodarki Łowieckiej, która przejmie zadania od Polskiego Związku Łowieckiego.
Wywołało to lekkie zamieszanie, ale tym razem bardzo szybko zdementował te rewelacje resort środowiska „Odpowiadając na nieprawdziwe doniesienia medialne, Ministerstwo Środowiska informuje, że nie trwają żadne prace nad zmianą ustawy Prawo łowieckie oraz polskiego modelu łowiectwa.”
W komunikacie napisano również: „Obecnie obowiązujący model łowiectwa opiera się na jednej organizacji łowieckiej – Polskim Związku Łowieckim – dzięki czemu możliwe jest właściwe realizowanie polityki państwa wobec dobra ogólnonarodowego jakim są zwierzęta łowne. Aktualny model łowiectwa zapewnia prawidłowe prowadzenie gospodarki łowieckiej i jest wzorcowy z punktu widzenia gospodarowania populacjami zwierzyny”.
Spadające gacie
Przewodniczący OPZZ RIOR Sławomir Izdebski takimi niepowodzeniami się nie przejmuje. Na swoich konferencjach pasowych niezmiennie opowiada dyrdymały, które prawdopodobnie mają jego osobę uwiarygodnić w oczach kolegów: „Dziś na słowo OPZZ Rolników i Organizacji Rolniczych niektórym w Ministerstwie Rolnictwa spadają ze strachu gacie.”
Z informacji, jakie zebrałem, wynika, że nikt się nie boi prezesa Izdebskiego, a większość polityków uważa go za folklor. Nikt nie chce się z nim pokazywać…
Czy premier Mateusz Morawiecki się z nim spotkał? Czy prezes Kaczyński w końcu znalazł czas? Gdyby doszło do takich spotkań to z pewnością prezes Sławomir wykorzystałby taką sytuację i zrobiłby sobie pamiątkową fotkę.
Pozostaje mu organizacja konferencji prasowych w swoim pokoju. Kiedy słyszę z jego ust „Szanowni Państwo” dostaję skrętu kiszek, ale powtarzam sobie, że jestem twardy, zagryzam zęby i dzielę sobie tę wątpliwą „przyjemność” na kilka części.
Na wczorajszej konferencji już w pierwszym zdaniu „prezes związku” przeprosił za nieobecność posła Jarka Sochajko, który ponoć popiera projekt. To jeden z nielicznych polityków, jaki staje u boku prezesa rolniczego OPZZ. Niestety – zdaniem pana Izdebskiego – nie mógł przyjechać na „konferencję” ponieważ musiał być obecny na posiedzeniu sejmowej Komisji Finansów Publicznych.
Pewnie niewielu myśliwych to zdziwi, ale 24 września nie było żadnego posiedzenia. W moim odczuciu Sławomir Izdebski jest mitomanem, czyli osobą ze skłonnością do wymyślania kłamstw i bardzo częstego fantazjowania.
Podgrzewana agencja
W otoczeniu prezesa rolniczego OPZZ krąży trzech myśliwych. Wszystkim znany Stanisław Pawluk, Jerzy Golbiak właściciel bura polowań i Jacek Lęgas, który nagrał redaktora naczelnego „Braci Łowieckiej” Bogdana Złotorzyńskiego.
Dzięki tym znajomościom pan Izdebski opowiada o poparciu projektu przez środowisko myśliwych. Można przypuszczać, że to interesy tych trzech myśliwych reprezentuje pan Sławomir, ale ja stawiam tezę, że myśli również o sobie, ponieważ marginalizacja PZŁ i powołanie rządowej agencji pozwoliłyby na stworzenie prywatnych obwodów oraz… Znalezienie pracy dla kilku „związkowców”.
Moim zdaniem nie warto rozprawiać nad jego fantazjami. Rewelacji nie potwierdza minister nadzorujący łowiectwo, który przebywa w Budapeszcie, ani żaden poważny polityk obozu rządzącego. Moim zdaniem, pan Izdebski chce rozpętać kolejną hucpę.
Jak zawsze potwierdza, że nie rozumie łowiectwa, jak również nie ogarnia różnicy pomiędzy przychodem a dochodem. Błędnie zakłada, że łowiectwo generuje 500 milionów, ponieważ zapomina odjąć kosztów. Między innymi szacowania szkód, które minister finansów w rządzie Beaty Szydło wycenił na około dwa miliardy złotych.
Nie dziwię się, że swojego projektu ustawy nigdy nie zdecydował się udostępnić. Bardzo wątpię, że 15 posłów zdecyduje się podpisać pod tymi urojeniami.