Obecna populacja jeleni, danieli oraz innych gatunków wsiedlanych przez Brytyjczyków osiągnęła najwyższy poziom w historii. Problem nie jest nowy, ale pandemia związana z koronawirusem dodatkowo ograniczyła popyt na dziczyznę i zaogniła konflikt.
Śmiało można powiedzieć, że obecnie rynek skupu dziczyzny całkowicie się załamał. Większość stałych odbiorców jak hotele i restauracje ograniczyły zakupy, a na wyspy mięso dostarczane jest również z hiszpańskich, portugalskich i nowo zelandzkich hodowli.
Eksperci bija na alarm. Twierdzą, że nadmierna liczba jeleni zdewastuje przyrodę. Jeleniowate niszczą drzewa i rodzime rośliny, zwłaszcza na obszarach takich jak Thetford Forest, Norfolk i New Forest w Hampshire.
Wielka Brytania ma problem i żadnego pomysłu, aby zachęcić myśliwych do zwiększenia odstrzału. Na wyspach poluje się wyłącznie dla mięsa. Nie istnieje kult trofeów, więc myśliwi polują wyłącznie na potrzeby własnej kuchni. W pewnym sensie również ciągła nagonka organizacji antylowieckich nie motywuje łowców do polowania.
Dlatego populacja stale się rozrasta, a szukając pożywienia zasiedla również tereny miejskie, co wywołuje dodatkowy konflikt. Eksperci szacują, że zatrzymanie negatywnych trendów wymaga obecnie zastrzelenia około 600 tysięcy jeleni. Dopiero po takiej eksterminacji – ich zdaniem – będzie możliwe kontrolowanie populacji.
Ceny dziczyzny dramatycznie spadają i ten fakt chcą wykorzystać Anglicy, aby zmienić nastawienie do najzdrowszego mięsa, które na wyspach jest niszowym produktem na „specjalne okazje”. W tym celu mają być prowadzone kampanie promujące jedzenie dziczyzny – jako alternatywa dla wołowiny lub kurczaków.