Zarząd Główny PZŁ całkowicie się skompromitował, powołując mecenasa Daniłowicza jako „naszego” przedstawiciela do FACE. Szybko wycofał się z tej decyzji, ale ten „odwrót” nie przysporzył mu wielkiego splendoru. W tym momencie można jedynie zacytować prezesa Jarosława Kaczyńskiego – cała Polska się z Was śmieje…
Witold Daniłowicz jest bardzo konsekwentny i od wielu lat „walczy” o zmianę modelu łowiectwa. Wielki afront, jaki okazał mu łowczy krajowy (dawny redakcyjny kolega) widać zmotywował go do kolejnego ataku. Jak zwykle wzywa do komercjalizacji, wprowadzenia małych obwodów i ograniczenia pozycji Polskiego Związku Łowieckiego.
Analizy, jakie prezentuje, w moim odczuciu są całkowicie błędne. W ostatnim swoim tekście – na tle niemieckiej ambony w leśnym krajobrazie Erzgebirge – zadaje pytanie czy rząd powinien pomagać kołom łowieckim, czy może raczej reformować polskie łowiectwo?
Nieznajomość prawa?
Czytając „złote” myśli mecenasa Daniłowicza, przecierałem oczy ze zdumienia. W imię obrony swoich „wizji” buduje dziwaczną i moim zdaniem sprzeczną z prawem argumentację, w której nie tylko nie broni myśliwych, ale odbiera nam prawo do pomocy w czasach pandemii:
„Sugestia, aby państwo objęło pomocą koła łowieckie, wydaje się oparta na założeniu, że państwo ma interes w tym, aby dany obwód był dzierżawiony przez konkretne koło łowieckie występujące o pomoc. To z gruntu błędne rozumowanie. Istnieje istotna różnica między właścicielem hotelu, czy zakładu przemysłowego, a dzierżawcą obwodu”
Nie wiem, z jakiego powodu pan mecenas błądzi. Wszystkie koła łowieckie, jak każdy inny podmiot gospodarczy, nie tylko mogą, ale mają pełne prawo ubiegać się o pomoc polskiego rządu – są przecież pełnoprawnymi uczestnikami życia społecznego i gospodarczego, zatrudniają pracowników, prowadzą działalność rolniczą, punkty sprzedaży bezpośredniej, a nawet mają własne biura polowań.
Miliardy z budżetu
Czy nasze Państwo ma „interes” aby wspierać koła łowieckie? Oczywiście, że ma i pan mecenas doskonale wie jaki, ale ten argument jest niewygodny dla jego głównej tezy.
Tak się składa, że myśliwi nie tylko wypłacają odszkodowanie łowieckie, ale również je szacują. Gdyby nasze Państwo musiało przejąć ten obowiązek, to rząd zmuszony będzie znaleźć w budżecie kilka dodatkowych miliardów.
Same szkody to wydatek około 100 milionów. Jednak zatrudnienie tysięcy pracowników, ich wyszkolenie oraz wyposażenie w odpowiedni sprzęt to przynajmniej dwa miliardy, które dzisiaj wydają z własnych kieszeni myśliwi.
Problem szkód?
Zjednoczona Prawica dała się wciągnąć kilku krzykaczom i „reformatorom” w ślepy zaułek. W 2018 roku, kiedy zabrali nam samorządność, PiS nieudolnie „poprawiał” proces szacowania szkód łowieckich. Z kolejnych nieprzemyślanych zmian musieli się szybko wycofać, a minister Edward Siarka niedawno na posiedzeniu komisji sejmowej wprost przyznał – że był to błąd.
Tymczasem mecenas Daniłowicz wciąż roztrząsa ten aspekt w swoim tekście, próbując uzasadniać konieczność „reform” problemem, jaki zaistniał w województwie zachodniopomorskim, gdzie rzeczywiście kilka kół na skutek pandemii nie ma środków na wypłatę odszkodowań.
Dla mecenasa Daniłowicza to dowód, że system ma słabości i należy go zmienić. To błędna analiza. Szczecińskie koła doskonale funkcjonują. Można powiedzieć, że nawet za dobrze. Wszystkie polowania sprzedają na pniu. Jednak w dobie pandemii przy wysokich, a nawet bardzo wysokich stanach zwierzyny pojawił się problem z wykonaniem planów.
Czy populacje dzików i jeleni na tym terenie są za duże? Jeśli tak, to w tym miejscu trzeba napisać prawdę. Zarówno coroczne inwentaryzacje, jak i plany odstrzałów przygotowują koła łowieckie, ale podpisują je przedstawiciele właściciela zwierzyny. Moim zdaniem leśnicy i samorządy w równym stopniu ponoszą odpowiedzialność za obecną sytuację.
Jednak, gdyby nie bezprawne wprowadzenie zakazu organizowania zbiorówek, to szczecińskie koła zdobyłyby środki na zapłacenie szkód. Dlatego słusznie dopominają się zwiększenia pomocy ze strony Państwa.
Reforma Daniłowicza
Okręg szczeciński to bardzo łakomy kąsek. Wielu „reformatorów” chciałoby wygonić z tego miejsca koła łowieckie. Pomimo astronomicznych szkód tamtejsze łowiska nie tylko się bilansują, ale zarabiają w normalnych warunkach wielką kasę. Pewnie wiele biur polowań marzy o wydzierżawieniu nawet małego obwodu w tym okręgu.
Być może nie wszyscy mają świadomość, że to w Szczecinie udało się „postarzyć populację” jeleni i każdy myśliwy może tam, co roku strzelić medalowego byka. Dodatkowo bardzo liczna populacja dzików pozwala organizować wyjątkowe zbiorówki, na które nie ma problemu ze znalezieniem myśliwych z bardzo grubymi portfelami.
Czyżby pan Daniłowicz chciał mieć małe łowisko w okręgu szczecińskim? To mało prawdopodobne. Mam nieodparte wrażenie, że od wielu lat skupia się na interesach właścicieli ziemi. Jego zdaniem to oni powinni decydować kto poluje. Taką reformę przeprowadzili między innymi Czesi i warto ich zapytać, jak oceniają zmiany w łowiectwie.
Jiří, który mnie często odwiedza, wprost mówi:
– Prywatyzacja łowiectwa była naszym wielkim błędem. Skorzystali nieliczni, a szary myśliwy może tylko pomarzyć o prawdziwych łowach. Najbardziej mi przykro, że łowiectwo straciło swój naturalny charakter. Mamy mikroskopijne i puste łowiska, a zwierzyna jest w zagrodach. Na wystawach prezentowane są piękne i rekordowe muflony, daniele, a nawet jelenie, ale nie muszę tłumaczyć czym się różni polowanie od strzelania przy korycie!
Idzie nowe?
Nie miałem wątpliwości i wiedziałem, że kiedyś politycy zmienią prawo łowieckie. Choć nawet w czarnych snach nie myślałem, że wprowadzą komisarzy do PZŁ i to będzie – główny powód reformy łowiectwa. Odebranie samorządności było wielkim ciosem i wszyscy mamy świadomość, że upadek obozu Zjednoczonej Prawicy wymusi kolejne zmiany, ale (wbrew pozorom) nie muszą oznaczać końca obecnego społecznego charakteru łowiectwa.
Mecenas Daniłowicz chce wszystko zburzyć i wprowadzić niemieckie rozwiązania. Opowiada nam bajki o małych obwodach. Nie interesują go myśliwi, którzy w nowej rzeczywistości nie będą polować z powodów ekonomicznych, ani przyroda, która jest największym beneficjentem obecnego modelu.
Czy Polski Związek Łowiecki przetrwa? Organizacje myśliwskie świetnie funkcjonują w całej Europie, nigdzie nie zostały rozwiązane bądź rozparcelowane wśród rządnych władzy reformatorów i tak zapewne będzie również w naszym kraju.
Udało się nam wyjść z niejednego zakrętu i – moim zdaniem – obronimy się również tym razem. Powiem więcej – jestem przekonany, że wyjdziemy z tego wzmocnieni, choćby dlatego, że poznaliśmy prawdziwą twarz wielu naszych „kolegów”.