Watahy dzików to problem większości miast w Europie. Każda próba ich redukcji – niezależnie od kraju – wywołuje sprzeciw „obrońców” zwierząt. W Polsce organizacje antyłowieckie wytrwale budują opowieść, że inteligentne dziki chronią się między blokami przed myśliwymi…
Tymczasem mają wysoką zdolność adaptacji, co powoduje, że coraz częściej zasiedlają tereny zurbanizowane. Zawsze mogą liczyć na „empatycznych” mieszkańców metropolii, którzy je dokarmiają, ale przede wszystkim plądrują śmietniki – pełne „smakołyków”.
„Atutem” Warszawy jest Wisła. Nieograniczony dostęp do wody oraz przybrzeżne łozowiska to wymarzona ostoja dla dzików. Władze stolicy w przeszłości nie zdecydowały się na odstrzał, ale sytuacja wemknęła się spod kontroli w 2008 roku…
Tysiąc dzików
Ze względu na „bezpieczeństwo publiczne” wydano decyzję zezwalającą na odłów. Ustawiono w newralgicznych miejscach 28 odłowni, dzięki którym rocznie odławiano ponad tysiąc dzików!
Akcja zakończyła się wraz z wybuchem afrykańskiego pomoru świń. Strategia walki z wirusem zabrania przewożenia odłowionych dzików, a stołeczni decydenci nie chcieli mieć dziczej krwi na swoich rękach…
W listopadzie 2017 roku znaleziono pierwsze padłe dziki w Puszczy Kampinoskiej. Badania potwierdziły, że były chore. Prawdopodobnie kierowcy przyjeżdżający zza wschodniej granicy wyrzucili odpadki żywności, które dziki zjadły i zaraziły się śmiertelnym dla nich wirusem…
Zagrożone psy i ludzie
Zaraza zdziesiątkowała stołeczne watahy. Tylko w jednym z podwarszawskich łowisk znaleziono 300 martwych dzików. Problem znikł, ale w ciągu trzech lat populacja się odbudowała. Obecnie w stolicy bytuje kilka tysięcy dzików!
Lochy w okresie huczki ściągają z łowisk otaczających Warszawę. Tutaj rzucają młode i wychowują warchlaki do czasu dojrzewania zbóż… Potem urzędują w sadach, niektóre samice do perfekcji opanowały sztukę łamania drzew owocowych…
Kiedy pola i sady pustoszeją, dziki wracają do stolicy. Idą od śmietnika do śmietnika, a w ramach urozmaicenia buchtują trawniki. Atakują ludzi oraz psy i stwarzają poważne zagrożenie na drogach. Ustawiane znaków ostrzegawczych nie rozwiązuje problemu. W stolicy rocznie mamy około 50 kolizji z dzikami.
Słuszna decyzja
Prezydent Warszawy nie miał wyjścia. Problem narasta, a mieszkańcy nie akceptują zagrożenia i żądają zdecydowanych kroków. Dzisiaj jedynym rozwiązaniem jest odławianie dzików, co wiąże się z ich uśmiercaniem.
Redukcja dzików – we wszystkich miastach – powinna być obowiązkiem dla władz samorządowych. Można wymienić tysiąc powodów, ale przedstawię tylko trzy najważniejsze.
Po pierwsze! Uleganie i strach przed ignorantami, którzy przedstawiają dzika jako miłe i pożyteczne zwierzę to scenariusz z mrocznego horroru, w którym mieszkańcy miast będą się bali wychodzić na spacer z psem, a watahy dzików będą wyrywać siatki z zakupami. Doniesień o atakach na ludzi – stawiający opór lub broniących swoich dzieci – będzie coraz więcej. Wszyscy pamiętamy niedawny przypadek ataku na sześcioletniego chłopca w Legnicy…
Wirus i szkody
Drugim powodem, dla którego należy redukować dziki to walka z afrykańskim pomorem świń. Miasta nie mogą być rezerwuarem dla dziczej populacji. Antyłowieckie organizacje wymyśliły sobie, że tym sposobem będą chronić dziki. Taka polityka nie pozwoli jednak zatrzymać rozprzestrzeniania wirusa.
Władze wielkich aglomeracji – które nie pozwalają redukować dziczej populacji – będą coraz częściej pozywane przez myśliwych. Miejskie dziki nocą opuszczają blokowiska i plądrują pola uprawne. Koszty szkód rosną, a koła łowieckie nie będą stanie ich udźwignąć. Takie pozwy miały już miejsce we Francji i będą również w Polsce…
Zadziwiające, że organizacje antyłowieckie w przypadku Warszawy nie widzą w dzikach zagrożenia dla ptaków, dla których w tym miejscu stworzono trzy rezerwaty. Wiślane wyspy są bardzo cennym miejscem lęgowym dla tysięcy chronionych gatunków, a dziki w tym okresie niszczą gniazda…
Rozczarowanie i ubóstwo
Powód takiego zachowania aktywistów antyłowieckich jest prosty. Zabijanie zwierząt uznawane jest przez wegan za zbrodnię. Przedstawiają idylliczną wizję natury i chcą wywołać gwałtowny wstrząs – zmianę naszej diety – co przyniesie jedynie rozczarowanie i ubóstwo…
Jako myśliwi widzimy, że społeczeństwo całkowicie traci orientację, a „zielona moralność” zastępuje religię. Humanizacja zwierząt sprawia, że człowiek zamknięty w betonie czuje się winny. To co obserwujemy w mediach jest swoistym samobiczowaniem…
Zieloni ekstremiści nie mają żadnych skrupułów. Coraz częściej będziemy świadkami aktów agresji i sabotażu. Po ogłoszeniu decyzji o odłowach dzików w Warszawie ekofaszyści wzywają do niszczenia odłowni…
Z historii doskonale pamiętamy, że każdy radykalizm kończy się wypieraniem rozsądku. Nasze środowisko nie powinno się angażować w akcje redukcji miejskich dzików. To jest zadanie władz samorządowych! Powinniśmy jednak wspierać te działania poprzez uświadamianie, że miasto nie jest miejscem bytowania dla dzikich zwierząt!