Tym razem stacja pozwoliła się wypowiedzieć nie tylko miłośnikom wilków, ale również myśliwym! Temat jest bardzo kontrowersyjny i wzbudził wielkie emocje. Spiralę nienawiści do naszego środowiska nakręcała osobiście prezes Sabina Perużek-Nowak. W bardzo emocjonalnych wpisach i wypowiedziach widać było, że zabicie wilka z obrożą było dla niej bolesnym ciosem. Moim zdaniem, Pani prezes (i nie tylko ona) nie umie już obiektywne spojrzeć na narastający problem.
Sukces ochrony
Wilki zostały objęte ochroną w 1998 roku i dzisiaj zasiedlają praktycznie każdy większy kompleks lasów. Wszyscy prześcigają się w obliczeniach na temat liczebności populację. Moim zdaniem, jest to całkowicie nie istotne, czy jest ich 1400 czy 2400. Liczy się fakt, że ochrona gatunkowa pozwoliła odbudować populację. Dlatego dzisiaj wilk nie ma już statusu gatunku zagrożonego wyginięciem!
Naturalnym zjawiskiem – występującym na całym świecie – jest konflikt na linii człowiek duży drapieżnik. Dlatego największym wyzwaniem – również naszym kraju – jest odpowiednie zarządzanie wilkiem, rysiem i niedźwiedziem. Niestety, nie mamy strategii ochrony, a tym samym narzędzi, dzięki którym moglibyśmy ten konflikt skutecznie ograniczać.
Nasze społeczeństwo wyraźnie podzieliło się na dwa obozy. W pierwszym są rolnicy i osoby mieszkające na terenach zasiedlonych przez wilki. Ataki na zwierzęta gospodarcze są dla nich coraz bardziej powszechne i wywołują radykalizację poglądów. Po drugiej stronie barykady stoją mieszkańcy dużych miast, a na ich czele rozhisteryzowani aktywiści różnych organizacji, którzy otaczają wilka kultem i na siłę go uczłowieczają!
Racjonalne podejście
Pomiędzy tymi zwaśnionymi grupami stoi najmniej liczna grupa myśliwych z bardzo racjonalnym podejściem. Niestety, nikt nas nie chce pytać o drogę, ponieważ – zdaniem antyłowieckich aktywistów – nie mamy nic mądrego do powiedzenia.
A tymczasem doskonale rozumiemy istotę bioróżnorodności i mamy świadomość, że wilki nie mogą zasiedlać każdego łowiska, ponieważ nie znajdą tam wystarczającej bazy żerowej, co niechybnie prowadzi do tego, że zaczną atakować zwierzęta gospodarskie i żadne psy pasterskie ani pastuchy elektryczne im nie przeszkodzą. Głód będzie silniejszy!
Kiedyś gościłem redaktora naczelnego norweskiego pisma dla myśliwych. Rozbawiła mnie jego reakcja, gdy dowiedział się, że w naszym kraju żyje około dwóch tysięcy wilków. W jego kraju władze uznały, że może tam bytować maksymalnie 250 sztuk!
W rozmowie był poruszony temat dużej niechęci do tego drapieżnika, która jest podyktowana strachem. Mój rozmówca wprost powiedział, że nie pozwala swoim dzieciom samodzielnie chodzić do szkoły!
Wilki zostaną wytrute?
Niestety, obrońcy wilka nie dopuszczają do swojej świadomości, że lokalne społeczności boją się drapieżnika, który bez trudu powala 200-kilogramowego jelenia! Ostatnie zdarzenia są – moim zdaniem – ewidentnym dowodem, że nie widząc żadnej pomocy ze strony państwa, mieszkańcy biorą sprawy w swoje ręce!
Stawianie tezy, że myśliwi chcą zdobyć cenne trofeum jest już nie do obrony! Bo skoro coraz częściej znajdywane są martwe wilki, to raczej kłusownikom chodziło o wyeliminowanie zagrożenia. Tylko jakiego? Czy to myśliwi widzą w wilku zagrożenie?
Tak się składa, że zarówno ja, jak i Pani prezes Sabina doskonale znamy Beskidy. Wilki, rysie i niedźwiedzie występowały tam zawsze. Wprowadzenie wilka na listę gatunków chronionych spowodowało przyrost populacji tego drapieżnika – dziś występują praktycznie w każdym łowisku. Szczególnie zimą bardzo często spotykane są w podgórskich miejscowościach. Dodatkową zmianą, jaką obserwujemy jest liczebność sarny, której jest nieporównywalnie mniej!
W wypadku jeleni populacja rośnie i coraz więcej strzelanych jest medalowych osobników. To samo dotyczy dzików, choć gdy mówimy o tym gatunku, trzeba uwzględnić zwiększony odstrzał związany z walką z ASF. Dla wszystkich moich rozmówców z beskidzkich kół łowieckich presja wilków na gatunki łowne nie jest problemem! Zupełnie inne zdanie mają natomiast miejscowe społeczności! Z niejednej już wioski zniknęły wszystkie psy, a coraz częstsze spotkania z wilkami budują coraz większą psychozę.
Pani Sabina już kilkakrotnie szukała całych watah, które bezpowrotnie zniknęły z jej transektów. Proszę się nie łudzić – nie poszły na Słowację…
Z góralskich opowieści można się nawet dowiedzieć, jakim to „nowoczesnym” specyfikiem zostały otrute…
Fot Rafał Łapiński