Jedno z najlepszych kół w okręgu szczecińskim zorganizowało w tym roku Hubertusa dla Dian. Przyjechało prawie pięćdziesiąt polujących kobiet. Wiele z nich pokonało setki kilometrów, żeby się spotkać i zapolować w miłym towarzystwie. Weganie ze Szczecina nie mogli przegapić takiej okazji. Tym razem zaprosili również kamerzystę, który sprytnym fortelem wkręcił się w grono myśliwych.
Możemy się oburzać – ale trudno mieć pretensje – jeśli sami wpuszczamy wroga i pozwalamy mu zaglądać od kuchni. Jak widać nikogo nie zastanowiło, że nieznany człowiek chce nakręcić polowanie. Tymczasem w takim przypadku zawsze powinna się zapalić czerwona lampka.
Tym razem „znajomym” myśliwego okazał się kamerzysta, który miał jedno zadanie – zdobyć kompromitujący materiał. Myśliwi jak każda grupa społeczna w prywatnych rozmowach używa wulgaryzmów i opowiada mało śmieszne „żarty”. I tak było tym razem. Organizatorzy polowania z góry byli skazani na pożarcie.
Lekcja pokory
Reportaż pewnie długo będzie się odbijał czkawką w naszym środowisku, ale może w końcu wyciągniemy wnioski z tej lekcji!
Po pierwsze! Nie wolno zabierać na polowania dziennikarzy – pamiętajcie, że większość z nich nie ma zamiaru zrobić obiektywnego materiału o polowaniu – nawet jeśli tak mówią!
Po drugie! Nie powinno się zabierać na polowania osób postronnych jeśli nikt ich nie zna! Dotyczy to również naganiaczy! Pamiętajcie, że można filmować i nagrywać z ukrycia i nikt tego nie zauważy.
Po trzecie! Las to nie nasza własność. Jesteśmy jednym z wielu użytkowników i musimy się przyzwyczaić, że nasi przeciwnicy będą blokować polowania zbiorowe i indywidualne!
Pewnie wielu myśliwych zastanawia się, czy nie ma cudownego sposobu pozbycia się aktywistów? Jest kilka! Pierwszy to…
Odstrzał sanitarny!
Zgodnie z ustawą o zwalczaniu chorób zakaźnych za utrudnianie takiego polowania grozi kara grzywny, a nawet pozbawienia wolności do lat trzech! W większości przypadków poinformowanie o tym fakcie zniechęca aktywistów do dalszych spacerów i grzecznie jadą do domu.
Nie wszędzie takie odstrzały są wprowadzone, dlatego najlepszym rozwiązaniem jest organizacja polowania z ambon! To doskonały sposób na wszelkiej maści aktywistów.
Tak naprawdę jeśli przyjadą to pełnią rolę darmowych naganiaczy, więc w przerwie możemy ich nawet zaprosić do ogniska, żeby się ogrzali, a na zakończenie poczęstować bigosem – najczęściej odmawiają.
Jeśli towarzyszą im dziennikarze i kamery to nie zapraszamy ich do samochodów, którymi się przemieszczamy po łowisku. Dlaczego? Widać na filmie! Nie pozwalamy również kręcić odprawy i pokotu! Dlatego planujemy tą część polowania na prywatnym terenie, z którego zawsze mamy prawo wyprosić intruzów.
Uczulamy również wszystkich myśliwych, żeby nie rozmawiali i nie odpowiadali na zaczepki aktywistów. Ich nie przekonamy, a każda nasza wypowiedź będzie zmanipulowana!
Królewskie łowy?
Na koniec smutna konkluzja. Wszyscy chcemy być potomkami „Rycerzy Świętego Huberta” niestety nasze zachowanie najczęściej nie pasuje do tego wizerunku. Być może ten reportaż – który jest wielką manipulacją – w końcu spowoduje w naszym środowisku otrzeźwienie.
Nasze polowania pomimo kilku pięknych tradycji nie przypominają w żadnym razie „królewskich łowów”. Piękne sygnały, ostatni kęs, pokot to stanowczo za mało, żeby przekonać w dzisiejszych czasach społeczeństwo, że nasze działania w realny sposób przekładają się na ochronę przyrody!
Nasi przeciwnicy nie działają chaotycznie. Nauczyli się zdobywać środki na swoją działalność i zatrudniają prawdziwych fachowców. Większość aktywistów jest bardzo dobrze zmotywowanych. Mają jasno wytyczony cel, którym jest przekonanie społeczeństwa, że przyszedł czas wprowadzenia zakazu zabijania niewinnych zwierząt!
W tej wojnie nie ma przypadków! Każdy krok wegan jest przemyślany i będzie właściwie wykorzystany. Obrońcy zwierząt mają świadomość, że nie uda się dzisiaj przekonać polityków do zamknięcia rzeźni, dlatego ich pierwszymi ofiarami będą hodowcy norek – potem przyjdzie czas na myśliwych!