Dwóch myśliwych siłą powaliło na ziemię fotografa, aby dokonać bezprawnego przeszukania. Nie ma żadnych słów usprawiedliwienia dla takiego zachowania!
Do zdarzenia doszło 19 września. Dwóch myśliwych z poznańskiego koła zaatakowało fotografa. Pan Filip całe zdarzenie opisał w mediach społecznościowych:
„Chciałem się przywitać i zaproponować pomoc, a przy okazji sprawdzić, co udało się upolować. Jak się później okazało, był to znajomy byk, którego fotografowałem kilka dni wcześniej. Jednak podchodząc do myśliwych, był tam już leśniczy, który z daleka do mnie krzyczał „spi*rdalaj stąd” itp., więc wycofałem się na najbliższy dukt. 20 minut później przeciągnęli jelenia za samochodem i leśniczy znowu zaczął mnie wyganiać i wyskoczył do mnie z rękami. Chciał mnie przeszukać, ale kazałem się odsunąć i sam powiedziałem, co mam w kieszeni. Okazało się, że zaginął im noktowizor z ambony, z której strzelali dewizowcy z Francji. Miałem już dosyć wrażeń z tego dnia. Kiedy szedłem już do samochodu, z naprzeciwka nadjechały dwa auta. Jeden z nich z przyczepką, to myśliwy Wojciech T., z którym miałem już kilka niemiłych spotkań, podczas których byłem wyganiany, obrażany i straszony mandatem. W drugim samochodzie jechał Bernard P. Było to moje pierwsze spotkanie z tym panem. Oboje zatrzymali samochody, wyskoczyli z nich i złapali mnie. Jeden mnie dusił, a drugi kopał z zamiarem powalenia na ziemię. W całym zamieszaniu aparat fotograficzny upadł na drogę utwardzoną gruzem, w skutek czego został uszkodzony korpus aparatu. Po chwili udało mi się włączyć nagrywanie, przez co posiadam twardy dowód z tego incydentu.”
Całe zdarzenie opisała również „Gazeta Wyborcza”. To kolejna wizerunkowa porażka dla naszego środowiska. Jak widać wielu myśliwych nie rozumie, że wszyscy obywatele mają prawo przebywać w lesie o każdej porze dnia i nocy!
Wiele lat temu również zostałem przez myśliwych „obsztorcowany” za fotografowanie i używanie wabika. Fakt, że byłem redaktorem naczelnym „Łowca Polskiego” nie wyhamował ich pretensji. Twierdzili, że mam obowiązek wpisania się w książkę wyjść do łowiska…
Moim zdaniem wprowadzenie do ustawy łowieckiej przepisu „karania” osób przeszkadzających w polowaniu jest fatalnie interpretowana. Minister Ardanowski zdołał przeforsować w 2020 roku – aby skutecznie zwalczać ASF – dołożenie w art. 52 punktu: „Kto celowo utrudnia lub uniemożliwia wykonywanie polowania podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku”.
Ten przepis nie uprawnia myśliwych do używania środków przymusu bezpośredniego. Tylko w wyjątkowych przypadkach opisanych w art. 243 Kodeksu Postępowania Karnego możemy dokonać „obywatelskiego zatrzymania”, które może przeprowadzić każda osoba będąca świadkiem PRZESTĘPSTWA. Sprawcę można zatrzymać, ale naszym obowiązkiem jest wezwanie Policji.
Zatrzymanie obywatelskie może trwać tylko tyle czasu, ile potrzeba na przekazanie sprawcy policji. W przeciwnym razie, sprawca tego zatrzymania może być oskarżony o przestępstwo pozbawienia drugiej osoby wolności.
W przypadku, jaki opisał pan Filip nie można mówić o „utrudnianiu lub uniemożliwianiu wykonywania polowania”. Jeśli myśliwi podejrzewali, że fotograf zabrał z ambony termowizor mogli go zatrzymać i wezwać Policję. Miłośnik przyrody miał pełne prawo przebywać w lesie, a nawet „pstrykać” zdjęcia myśliwym – nie może jedynie ich upubliczniać bez stosownej zgody!
Pan Filip w swojej relacji zapowiedział, że skieruje sprawę do sądu. Ma twardy dowód użycia siły, a każdy wyrok skazujący w przypadku myśliwego oznacza cofnięcie pozwolenia na broń!