Przeciwnicy polowań kolejny raz atakują. Dzięki wsparciu mediów i celebrytów, chcą za wszelką cenę zdelegalizować łowiectwo. Przykro o tym pisać, ale myśliwi przegrali kolejną bitwę w Wielkiej Brytanii. Ten kraj prawdopodobnie jako pierwszy wprowadzi zakaz importu trofeów.
„Ta decyzja to triumf propagandy nad nauką oraz uprzedzeń nad dowodami. Łowiectwo – które obejmuje zdobywanie trofeów – zdaniem naukowców, jest korzystne dla ochrony przyrody oraz lokalnych społeczności. Zakaz będzie niekorzystny dla zwierząt, ludzi i ziemi, na której żyją.” – powiedział Christopher Graffius – dyrektor do spraw komunikacji największego brytyjskiego związku łowieckiego BASC.
Marcin zbiera na…
W przypadku Anglii polowania na wielką afrykańską piątkę były główną linią ataku, ale w efekcie swoich działań weganie chcą unicestwić turystykę łowiecką i komercyjne łowy. Ten sukces organizacji antyłowieckich zmotywował do ataku również naszych aktywistów.
Na pierwszej linii jak zwykle jest „Marcin z lasu”, co nie dziwi, bo od wielu lat buduje swoją popularność i czerpie wielką kasę z atakowania myśliwych. Marcin Kostrzyński – który dla zysku odwiedza szkoły i opowiada łzawe historyjki o jelonku Bambi – zebrał w cztery dni 75 tysięcy złotych na nowe auto.
Ten przykład doskonale ilustruje, o jakiej skali „zarabiania” dyskutujemy. Chętnych na życie w luksusie nigdzie nie brakuje, a za takie honorarium każdy miłośnik kotów i przyrody może opowiadać nawet największe kłamstwa.
Najbardziej opłaca się wmawiać wielkomiejskim „elitom”, że przypadkowo zabijamy dzieci i chcemy „mordować” wilki oraz łosie. Polowania dla trofeów też stały się doskonałym sposobem wzbudzania negatywnych emocji. Zdaniem przeciwników łowiectwa są reliktem przeszłości, szczególnie w obliczu mitycznego kryzysu klimatycznego.
Grupa zwykłych cwaniaków zdobywa popularność i żeruje na ludziach, którzy na temat przyrody mają zerową wiedzę. Większość „miastowych” jest zaniepokojona informacjami o wymieraniu poszczególnych gatunków i bezrefleksyjnie łyka kłamstwa przeciwników łowiectwa.
Dla oderwanego od natury społeczeństwa uśmiercenie jakiegokolwiek zwierzaka jest złem. Jeśli się dzieje to w odległej Afryce – której nigdy nie zobaczą – w ich mniemaniu jest działaniem szkodliwym. Dlatego nie widzą problemu, aby zakazać importu trofeów. Czy tych ekologicznych analfabetów możemy wyedukować?
Europejski neokolonializm
Europejczycy zawsze uważali, że mają moralne prawo dominować na świecie. Dzisiaj też lepiej wiedzą, jak chronić przyrodę w dalekiej Ameryce, Azji i oczywiście „czarnej” Afryce. Opowiadają dyrdymały o wielkich dochodach z turystyki i naciskają poszczególne rządy, aby wprowadziły zakaz polowania.
Do mediów nie trafiają fakty! Nikt poza myśliwymi i częścią naukowców nie ma świadomości, że zakaz polowania zawsze prowadzi do utraty siedlisk oraz bioróżnorodności. Doskonałym przykładem, którego nie wykorzystujemy, jest Kenia. Taki zakaz wprowadzono w tym kraju w 1977 roku. Ostatnie badania udowodniły, że populacje dzikich zwierząt w 80 procentach zostały utracone – w wyniku kłusownictwa!
Ekoturystyka nigdzie nie zastąpiła zrównoważonego polowania! Występuje tylko na obszarach, gdzie istnieje luksusowa infrastruktura hotelowa i opieka medyczna. Większość turystów nie podejmie ryzyka spędzenia wakacji w dzikich miejscach. Bardzo chętnie uprawiają fotosafari… siedząc w bezpiecznym samochodzie.
Nikt nie mówi, że większość górzystej i porośniętej buszem Afryki nie daje możliwości oglądania zwierzyny z terenówki, więc żaden turysta tam nie przyjedzie!
Utrata siedlisk
Głównym problemem, z jakim mierzą się prawdziwi obrońcy przyrody, jest utrata siedlisk. Człowiek, niezależnie od kontynentu, wycina lasy i osusza bagna. Jesteśmy w stanie wydrzeć przyrodzie prawie każdy skrawek ziemi, aby ją uprawiać lub budować domy i fabryki.
Niektóre fragmenty przyrody udało się ocalić. Ich ochrona polega na umiejętnym aktywnym zarządzaniu i rozwiązywaniu wielu konfliktów. Dlatego naukowcy opracowali strategię zrównoważonego wykorzystania zasobów przyrodniczych, którą ortodoksyjni weganie negują.
Chcą zakazać wycinania lasów i wszelkiego zabijania dzikich zwierząt. W ich mniemaniu przyroda nie potrzebuje człowieka, co jest prawdą, ale tylko w przypadku zniknięcia wszystkich ludzi, dlatego ich koncepcja jest śmieszna i utopijna.
Genialny pomysł
Człowiek ma duży problem z samokontrolą, dlatego poszczególne kraje muszą wprowadzać uregulowania prawne – między innymi związane z ochroną przyrody. Nawet najlepsze przepisy nie są w stanie zapewnić sukcesu. Okazuje się, że tylko dzięki edukacji można przekonać obywateli do ograniczeń.
Sto lat temu Prezydent USA Theodore Roosevelt – słynny przyrodnik – zrobił coś, co wydawało się nielogiczne w obliczu masowego wymierania wielu gatunków dzikich zwierząt w Ameryce Północnej: zachęcał myśliwych, aby strzelali rekordowe trofea…
Tym samym przygotował grunt pod nowe przepisy dotyczące polowań. Udało mu się wprowadzić licencje, limity odstrzału, ale również stworzył do dziś funkcjonujący system finansowania badań naukowych, co sprawiło, że północnoamerykański model ochrony przyrody stał się unikatowy!
Pomysł mierzenia trofeów łowieckich i przyznawania medali był genialny. W następnych dziesięcioleciach wszystkie gatunki zwierzyny łownej zwiększyły swoją liczebność i nie były już zagrożone!
Nie znają faktów
Tymczasem dzisiaj nasi przeciwnicy starają się udowodnić, że polowanie dla zdobycia „dużych rogów” jest sprzeczne z ideą ochrony przyrody. Zapomnieli albo nie znają historii Prezydenta USA, który udowodnił 100 LAT TEMU, że zdobywanie rekordów jest działaniem, które pozwala chronić najcenniejsze siedliska i zachować przyrodę dla przyszłych pokoleń.
Polowanie na trofea z pewnością nie zaczęło się od Roosevelta i jego kolegów, z którymi polował. Poroża już średniowieczu zbierano i przekazywano jako cenne prezenty. W tamtych czasach duże „rogi” wiszące na ścianach królewskich zamków były oznaką żyznej i urodzajnej ziemi.
Pod koniec XIX wieku termin „polowania na trofea” zostało po raz pierwszy użyte w Ameryce Północnej w kontekście narzędzia ochrony przyrody. Powodem była skala zniszczeń, jakich dokonali europejczycy po skolonizowaniu tego kontynentu.
Szacuje się, że przed przybyciem Hiszpanów populacja amerykańskiego bizona mogła liczyć nawet 30 milionów osobników. W czasie sprawowania urzędu Prezydenta USA przez Roosevelta pozostało ich tylko 1000 sztuk. Owcy kanadyjskiej mogło być 1,5 miliona, a pozostało 85 tysięcy. Łosi było 10 milionów, a zostało ich 40 tysięcy. Populacja antylopy widłorogiej spadła z 40 milionów do 12 tysięcy. Dzikie indyki zniknęły z terenów na wschód od Missisipi.
Powodem tych niewyobrażalnych spadków była utrata siedlisk, polowania osadników oraz celowa eliminacja źródeł pożywienia dla rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej.
W 1887 roku koalicja na rzecz ochrony przyrody pod przewodnictwem Theodora Roosevelta skupiła się na zmianie prawa oraz kultury związanej z polowaniem na dzikie zwierzęta w Ameryce Północnej. To niebywałe, ale Prezydent przekonał amerykańskich myśliwych od polowania na najstarsze i największe samce danego gatunku. Innymi słowy stworzył modę na trofea!
Przez pół wieku strzelanie do samic lub młodych samców spotykało się w środowisku myśliwych z dezaprobatą, a w niektórych stanach było nielegalne. Natomiast nazwiska łowców, którzy strzelali do największych samców trafiały do księgi rekordów, co było powodem dumy i nobilitacją. Oznaką doświadczenia oraz wyjątkowych umiejętności. To była prawdziwa miara sukcesu!
Prezydent Roosevelt z pełną premedytacją mówił negatywnie o myśliwych, dla których liczyła się ilość. Jednak, jeśli byłeś „łowcą trofeów” – tak jak on – byłeś postrzegany, jako elita…
Atak medialny
Dlaczego polowanie na trofea zyskało nagle złą sławę? Zurbanizowane społeczeństwo na całym świecie zatraciło kontakt ze swoimi łowieckimi korzeniami. Wieszanie trofeum na ścianie stało się niemodne, a media zaatakowały polujących polityków i celebrytów.
Zapomniano, że polowanie na trofea – czyli pogoń za najstarszymi, największymi samcami – było kluczową częścią historii sukcesu zarządzania dziką przyrodą. Teraz pojawia się pytanie, czy pozostanie częścią tej historii w przyszłości?
Pomysł, który sto lat temu został zaaprobowany przez społeczeństwo polegał na tym, że myśliwy nie zabijał ponad miarę. Polował w sposób zrównoważony. Rejestrowanie największych zwierząt, pozwoliło biologom zbadać – na przestrzeni 130 lat – w jaki sposób stan siedlisk wpływa na populacje i jak należy je użytkować.
Dla wegan nie liczą się fakty. Polowanie zawsze było dla nich przestępstwem, zbrodnią na „bezbronnej” przyrodzie, nieetycznym procederem, niegodnym cywilizowanego człowieka. Większość społeczeństwa patrzyła na wyznawców buddyzmu jak na nieszkodliwych wariatów.
Moim zdaniem, przełom nastąpił w 2015 roku, kiedy to dentysta z Minnesoty zastrzelił w Zimbabwe słynnego czarnogrzywego lwa Cecila. Pomimo, że odstrzał był dokonany zgodnie z prawem, media wyczuły sensację i ostro zaatakowały polowania na trofea. W USA zmieniono przepisy i znacząco utrudniono sprowadzanie trofeów. Linie lotnicze American, Delta i United odmówiły przewożenia upolowanych lwów, lampartów, słoni, nosorożców i bawołów.
Fałszowanie historii
Fakt, że setki miliony dolarów – jakie pozostawiali myśliwi za trofea w Afryce – korzystnie wpływało na ochronę przyrody i zapobiegało kłusownictwu, nasi przeciwnicy z pełną premedytacją przemilczali. Niestety, nasze środowisko zbyt długo pozwalało im fałszować historię i rzeczywistość.
Dlatego teraz musimy opowiedzieć prawdziwą opowieść o tym, czym są trofea i dlaczego idea ich zdobycia łączy nas tak mocno.
Naszym celem zawsze była i jest ochrona przyrody. To, co naprawdę się liczy dla prawdziwego myśliwego XXI wieku, to sposób, w jaki polujemy. Zdarzają się czarne owce w naszym środowisku, ale zrównoważone łowiectwo i ochrona siedlisk mają zdecydowanie większe znaczenie niż zdobycie „rogów” czy kawałka mięsa.
Musimy walczyć i edukować! Zarówno nasze rodziny, znajomych i sąsiadów. W tym celu powinniśmy wykorzystać media społecznościowe i udostępniać treści, które opowiadają prawdziwą historię o polowaniu.