Populacja sarny od 30 lat sukcesywnie rośnie. Sezon na kozy i koźlaki trwa zaledwie trzy i pół miesiąca. W tym czasie musimy odstrzelić ich skali kraju ponad 100 tysięcy. Jeszcze dwie dekady temu „polowanie pędzone” na sarny spotkałoby się z dezaprobatą u dużej części myśliwych. Jednak coraz częściej polujemy z ambon, a to daje nowe możliwości.
Z światła do ciemności
Sarny występują w każdym łowisku, są niezwykle przywiązane do swoich rewirów. Zawsze uciekają „z światła do ciemności” czyli do najbliższej możliwej osłony, gdzie starają się „zgubić” swoich prześladowców. W odróżnieniu od jeleni nie oddalają się od swojego rewiru i mogą kilkakrotnie przechodzić przed stanowiskami myśliwych. Dlatego nie należy się spieszyć z oddaniem strzału.
W takim polowaniu nie potrzebujemy wywoływać wielkiego poruszenia. Wystarczy kilku naganiaczy, którzy będą spokojnie przemieszczać się po miocie. Sarny często odskakują na niewielkie odległości i starają się przeczekać zagrożenie, by po kilkunastu minutach wrócić do swojego rewiru.
Niekiedy leżą w maliniakach lub jeżynach do ostatniej chwili niemalże jak zające. Wyskakują spod nóg, a potrafią pokonać jednym skokiem odległość od trzech do siedmiu metrów! Na krótkim dystansie rozwijają zawrotne prędkości. Pędzą na oślep, co jest powodem wpadania na ogrodzenia, dlatego nie możemy wprowadzać paniki.
Tym bardziej, że mocno naciskane koza i koźlaki bardzo szybko się rozdzielają, co utrudnia prawidłowy odstrzał. To specyficzne zachowanie niesie ze sobą ryzyko przypadkowego odstrzelenia prowadzącej kozy, a doskonale wiemy, że potomstwo czuje się najbezpieczniej pod opieką matki. Z tego powodu polowania na sarny powinny odbywać się jak najpóźniej, w okolicach listopada, a najlepiej w grudniu.
Ustawienie ambon
Ruszone z dziennej ostoi sarny przemierzają duże otwarte przestrzenie i polany leśne tylko w wyjątkowych przypadkach. Tak więc miejsca, w których spotykamy sarny rano lub wieczorem zazwyczaj zupełnie nie nadają się do polowania pędzonego.
Ambon nie należy również ustawiać na wąskich leśnych ścieżkach. W takich miejscach myśliwy ma zbyt mało czasu na właściwe rozpoznanie celu i oddanie strzału.
Powinno się je ustawiać pomiędzy miejscami, gdzie sarny spędzają dzień. Z obserwacji wynika, że ruszone nie korzystają z przesmyków tylko najczęściej starają się dotrzeć do następnej osłony najkrótszą trasą.
Przeczesywanie ostoi
Choć nie uciekają ze swoich ostoi to nie należy wybierać terenu na polowanie zbyt małego. W zależności od lokalnych warunków miot powinien obejmować jak najwięcej małych kompleksów na powierzchni co najmniej 300 hektarów.
Doskonale znający teren myśliwi, którzy pełnią rolę naganiaczy są gwarancją sukcesu. Chodzenie w jednej linii i przez całą szerokość miotu nie przynosi w tym przypadku oczekiwanych efektów. Liczba obserwacji i strzałów kumuluje się wokół naganiaczy. W obszarze, w którym ich nie ma zazwyczaj nic się nie dzieje. W przypadku saren kiedy niknie zagrożenie stoją w miejscu.
Dlatego wskazane jest aby miot podzielić na części i przydzielić do każdego inną grupę naganiaczy. Kilkakrotnie przeczesywanie dziennych ostoi na dużym obszarze wywołuje niepokój, który stawia sarny na nogi.
Nie zawsze takie polowania przynoszą efekt. Czasem figla sprawia pogoda i sarny pozostają ukryte nawet dla największych profesjonalistów. Jednak tam, gdzie są wysokie stany i trafimy na ładny słoneczny dzień – taka forma polowania przynosi efekt, a na pokocie prawie zawsze znajdzie się lis, który lubi spędzać dzień w takich miejscach.