Czytam kolejne teksty i resztki włosów stają mi dęba! Szczególnie ostatni „Wezwanie ministra”. Zastanawiam się, gdzie zmierza nasze łowiectwo i nie znajduję odpowiedzi.
Dawniej można było zadzwonić – jak do kolegów – zarówno do władz centralnych jak i tych, którzy działali w Okręgowych Radach Łowieckich i komisjach. Teraz sytuacja się zmieniła. Wielu etatowych pracowników w moim odczuciu traktuje związek jak „ciepłą posadkę” i działa bezkarnie przy całkowitym braku nadzoru wewnętrznego jak i małej aktywności ministra.
Najbardziej boli, że zachowanie związkowej elity jest aroganckie, ale to jest typowe dla wszystkich nominatów z nadania politycznego lub rekomendowanych przez swoich „towarzyszy” lub ich „pociotków”.
Kolejni „łowczowie” powoływani przez ministrów (zarówno łowczy krajowy jak i okręgowi), traktują związek jak „krowę dojną” karmioną się ze składek myśliwych. Niszczą go, a w zasadzie dobijają i grzebią, poprzez lekceważenie swoich podstawowych obowiązków. „Wybitna fachowość” i niekompetencja administracyjna ZG PZŁ i NRŁ – poraża!
Nie można ze spokojem czytać żadnych „uchwał”. Wszyscy poza związkowymi „urzędnikami” widzą ich „poprawność” merytoryczną, stylistyczną i ortograficzną. Ich jakość prawna jest co najmniej wątpliwa, a podrabianie uchwał (czyli fałszowanie dokumentów) tworzenie, nie wiadomo w jakim trybie, dubletów, a nawet nieumiejętność zwołania posiedzeń – staje się normą w Polskim Zawiązku Łowieckim!
Tak chaotycznie pracującej NRŁ nie było w naszej historii. Zajmuje się drugorzędnymi sprawami zamiast generaliami np. „stojącej” i niemal bezużytecznej propagandowo oraz informacyjnie strony internetowej, a może nie ma o czym pisać?
Jako osoba związana od lat z „Kulturą Łowiecką” wskazywałem na błędy dotyczące naszych tradycji na stronie internetowej PZŁ – nikogo takie „szczegóły” nie interesują!
Ale mnie to nie dziwi w sytuacji, kiedy łamane są uchwały zjazdowe – brak nowelizacji statutu. Nie możemy się doprosić o uchwalenie regulaminów klubów. Kompletne ignorowane są komisje problemowe, które ponad dwa lata nie mają prawnych podstaw działania, bowiem niektóre – a może wszystkie – nie mają zatwierdzonych planów pracy…
Nie wiem jak inne kluby, ale znany mi od podszewki Klub Kolekcjonera i Kultury Łowieckiej PZŁ jest, moim zdaniem, chłopcem na posyłki. Dzwoni się do kolekcjonerów, aby w ciągu kilkudziesięciu godzin (prośba nie do odrzucenia) zorganizować wystawę w sejmie, na zjeździe krajowym, czy na jubileuszu PZŁ.
Nie chcę wchodzić głębiej w relacje klubu z ZG PZŁ i NRŁ, a raczej odwrotnie – ZG PZŁ i NRŁ z klubem. Jestem niezależnym obserwatorem i reprezentuję własny punkt widzenia i moim celem nie jest kompromitowanie „władzy”.
Niestety Naczelnej Rady Łowieckiej kompletnie nie obchodzi działalność klubów, a leży to w jej kompetencjach. Przestały obowiązywać elementarne zasady kultury, które są standardem w cywilizowanych społecznościach. Zwłaszcza takich jak PZŁ, gdzie ludzi łączy „coś” więcej niż legitymacja.
Nie mieści się w głowie, że przy uchwalaniu regulaminów (nie ma go dotychczas, chociaż jakieś próby uchwalenia były), nie pyta się zarządów klubów o oczekiwania, nie wysłuchuje postulatów, nie rozmawia.
Można pisać więcej, ale… Może lepiej, zamiast pracować dla związku, skoczyć na dzika do „Puszczy Białej” w okolice Długosiodła i meandrującej Narwi. Tam, gdzie łowiska ma koło o pięknej nazwie „Dziewanna” i „zapolować” na czarnego zwierza.