Według oficjalnych statystyk w Rumuni żyje sześć tysięcy niedźwiedzi. Myśliwi twierdzą, że to bardzo mocno zaniżona liczba. Notorycznie są wzywani do odpędzania natarczywych niedźwiedzi, które chcą koniecznie odwiedzić zwierzęta gospodarskie.
Oficjalnie nikt nie strzela do tych drapieżników, ponieważ od 2016 roku są pod pełną ochroną. Większość hodowców zwierząt utrzymuje ogromne stada psów, które w tak zwanym międzyczasie zwyczajnie kłusują. Łowiska są puste, a niedźwiedzie głodne.
W poprzednim roku sześciu ludzi nie przeżyło ataku. Polowanie w tamtych rejonach też jest niebezpieczne o czym przekonał się nie jeden łowca. W tym roku jeden ze strażników, który został zaatakowany uciekł do swojego samochodu, ale rozwścieczony niedźwiedź przewrócił SUV-a. Szczęśliwie udało mu się uciec z miejsca zdarzenia.
Ministerstwo ignoruje myśliwych i nie liczy się również z rolnikami. Uzyskanie zgody na odstrzał problemowych osobników graniczy z cudem! Trwają rozmowy, których efekty można sprzedawać do kabaretu.
Najnowszy pomysł rumuńskiego ministra środowiska, to otoczenie wszystkich lasów, w których żyją niedźwiedzie z pastuchem elektrycznym. Wszyscy mają świadomość, że ta absurdalna wizja z jednej strony jest technicznie niewykonalna, a z drugiej nie rozwiązuje problemu przegęszczonej populacji.
Od wielu lat przestrzegamy, że populacja wilków w naszym kraju wymyka się spod kontroli. To duże i niebezpieczne drapieżniki, które w przeszłości atakowały ludzi, a obecnie nie mają z tym żadnego problemu w wielu zakątkach świata. Mamy również agresywne niedźwiedzie oraz trzepiących się polityków!
Jak widać na załączonym obrazku niezależnie od kraju zarówno urzędnicy jak i politycy – wbrew logice – nie podejmą decyzji o redukcji. Strach przed utratą stanowiska jest silniejszy, dlatego jestem pewien, że lokalne społeczności nie mają żadnej alternatywy – muszą same się bronić!