Przeciwnicy polowania od wielu lat domagają się wprowadzenia zakazu polowania na ptaki. Wykonują opracowania, które mają zadanie wykazać, że poszczególne gatunki są zagrożone. Budują opowieść o zanieczyszczaniu ołowiem środowiska, czy zabijaniu chronionych gatunków. Jednak popisowym zagraniem jest uczłowieczanie ptaków, co ma wywołać empatię do zwierząt i nienawiść wobec myśliwych.
Ostatnio pan Jacek Karczewski do bajek o wierności, uczuciach, cierpieniu po stracie partnera, rodzinnych więziach dołożył informację, że gęsi mają homoseksualne kontakty. Wszystko jestem w stanie zrozumieć, ale mam wrażenie, że całe to środowisko antyłowieckie zaczyna odlatywać w nieznane nam rewiry.
Przeciwnicy jedzenia mięsa siedzą przed komputerem, klikają w klawiaturę i żyją wizją uratowania „pechowej trzynastki” – czyli ptaków, na które polujemy.
Tymczasem w słonecznej Italii – a dokładniej w Piemoncie – kilka dni temu znacząco rozszerzono listę gatunków łownych. Lektura jest bardzo ciekawa: Włosi będą w tym regionie dodatkowo polować na: krakwy, płaskonosy, rożeńce, cyranki, łyski, bekasy, czajki, głowienki, bataliony, skowronki, kosy, pardwy, i zające bielaki.
Długa lista
Wielu polskich myśliwych widząc coś takiego pewnie oczy przeciera ze zdumienia. Niewielu ma świadomość, że dyrektywa ptasia pozwala europejczykom polować na 82 gatunki! Miłośnicy ptaków rozdzierają szaty w Brukseli, wylewają krokodyle łzy i odbijają się od ściany.
Muszę przyznać, że ich postulaty w tej kwestii mają uzasadnienie. Unijne prawo – które było stworzone w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku – powinno zostać dzisiaj znacząco przebudowane. W ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci utraciliśmy wiele cennych siedlisk, a środowisko rolnicze tak naprawdę zostało zdewastowane.
Wiele gatunków traci swoje siedliska i notuje silne spadki, dlatego powinny być chronione na terenie całej Unii Europejskiej. Oczywiście samo wpisanie ich na listę gatunków chronionych w niczym nie pomoże. Równocześnie powinno oznaczać ochronę miejsc, w których ptaki gniazdują, wychowują swoje potomstwo i zimują.
Nowa rzeczywistość
Organizacje antyłowieckie próbują wmówić społeczeństwu, że przyroda jest zagrożona. Leśnicy wycinają najcenniejsze drzewostany, myśliwi bez żadnego nadzoru strzelają do wszystkiego, a tu zmiany klimatu i okres największego wymierania.
Tymczasem rzeczywistość nie jest taka straszna!
Wiele gatunków ptaków przystosowało się do nowych warunków i obecnie nie tylko nie są zagrożone, ale wywołują coraz większe konflikty. Jako przykład można wymienić tutaj kormorana, żurawia, czy łabędzia niemego.
Historycznie w naszym kraju tylko „obcinano” listę gatunków łownych. Dyskusja o wznowieniu odstrzałów zawsze jest krytykowana niezależnie od sytuacji. Najlepszym przykładem jest łoś, którego nieodpowiedzialni urzędnicy i leśnicy zredukowali do katastrofalnie niskiego poziomu. Na szczęście udało się nam – myśliwym – przekonać polityków, aby wprowadzili w 2001 roku moratorium. Dziesięć lat ochrony przyniosło spodziewane efekty, ale politycy nie umieli przedstawić przekonujących argumentów i stchórzyli.
Jak widać państwo nie radzi sobie z zarządzaniem zasobami przyrodniczymi. Dlatego rośnie rola organizacji pozarządowych między innymi takich jak Polski Związek Łowiecki. To na nas ciąży obowiązek dostarczenia odpowiednich i wiarygodnych argumentów urzędnikom. Jeśli tego nie zrobimy w przestrzeni będą funkcjonować tezy naszych przeciwników.
Naturalny opór
Mam świadomość, że środowisko europejskich myśliwych może nie mówić jednym głosem. Znaczące skrócenie listy gatunków łownych, które przylatują w czasie zimy do Hiszpanii, Italii, czy Francji pewnie nie będzie się podobało, ale w obecnej sytuacji jest uzasadnione.
Zagrożonych jest wiele gatunków ptaków środowiska rolniczego i wodno-błotnego, ale nie wszystkie! Pomysł całkowitego zakazania odstrzału nie ma żadnego uzasadnienia.
Dziczyzna jest najzdrowszym i najsmaczniejszym mięsem, a zasoby przyrodnicze nie tylko można, ale nawet należy użytkować. Wśród gatunków łownych obserwujemy silny wzrost np. krzyżówek, gęgawy, pospolitego grzywacza, czy bażantów.
Jak widać presja łowiecka na te gatunki nie tylko im nie „szkodzi”, ale nie jest w stanie zahamować przyrostu. To jest argument, którego w dotychczasowej dyskusji w ogóle nie podnosimy. Na szczęście prowadzone są już badania naukowe, które bezsprzecznie udowodnią, że to naturalna śmiertelność i przeszkody jakie stawiamy w środowisku mają nieporównywalnie większe znaczenie!
Kreować tematy
Nie możemy, a na pewno nie powinniśmy się dać zepchnąć do narożnika. Niestety dzisiaj tylko odbijamy piłki, które nam wrzucają przeciwnicy łowiectwa. Tak naprawdę poddajemy się i dyskutujemy nad tematami zastępczymi, które nie mają nic wspólnego z ochroną przyrody.
Tymczasem nasze środowisko powinno samo kreować tematy, nad którymi dyskutują politycy i media!
Moim zdaniem mamy niepowtarzalną okazję, aby wyjść z propozycją jednolitej – dla całej Europy – listy gatunków łownych. Nie widzę powodu NIE strzelania do wielu gatunków jeśli nie są zagrożone, notują wzrost i polują na nie w wielu krajach Europy, ale również strzelania np. w Piemoncie do czajek, których jest coraz mniej.