W wielu krajach Europy populacja kormorana dynamicznie przyrasta, a całkiem niedawno był to gatunek, któremu groziło wyginięcie. Ostatnie kolonie były zlokalizowane w najdzikszych pilnie szczerzonych miejscach.
Konsekwentna ochrona przyniosła spektakularny sukces. Dzisiaj nawet mieszkaniec Warszawy spacerując nad Wisłą bez żadnego problemu ma możliwość oglądania kluczy kormoranów, które znał tylko z piosenki Piotra Szczepanika.
Szacowanie każdej dzikiej populacji jest zawsze obarczone dużym błędem. W przypadku kormoranów – których odchody szybko „zabijają” zasiedlone drzewa – możemy jednak dość dokładnie policzyć gniazda tego gatunku i dużym przybliżeniu określić przyrost. Polską populację od wielu lat szacuje się na poziomie 30 tysięcy par lęgowych.
Kormorany to prawdziwi myśliwi. Odżywiają się tylko rybami i szczególnie na stawach hodowlanych wyrządzają znaczące szkody. Tam można dokonywać redukcji, ale jak widać nie wpływa to na ograniczenie przyrostu. Wędkarze, a w szczególności rybacy uważają ten gatunek jako główny powód ich problemów.
Prawda leży pewnie pośrodku, ale wszędzie toczy się dyskusja jak zatrzymać przyrost gatunku, który wywołuje coraz większy konflikt. Problem dotyczy również Szwecji. Powiat sztokholmski postanowił radykalnie ograniczyć lokalną populację. Najnowszy plan zarządzania kormoranami w tym miejscu zakłada zmniejszenie o połowę liczby gniazd z 6000 do 3000 do roku 2030.
W nadchodzącym sezonie planowany jest odstrzał 150 sztuk i zniszczenie 5000 jaj – poprzez olejowanie. Zielone organizacje protestują, a stowarzyszenia rybackie hrabstwa Sztokholm domagają się jeszcze silniejszego zmniejszenia populacji kormoranów – nawet o 95 procent.
Z myśliwskiego punktu widzenia warto zapamiętać, że każda ingerencja w przyrodę nie powinna się odbywać na „hura” tylko musi być rozłożona w czasie, aby naukowcy mogli analizować sytuację na bieżąco i korygować działania.