Miejscowość Skole, leżąca w górnym dorzeczu Oporu w Karpatach, była własnością Lubomirskich, potem Potockich, następnie hr. Kinsky’ego. W 1886 r. została kupiona przez trzech braci Grödel.
Sześć rewirów
Majątek obejmował 36 tys. hektarów, z których około 30 tys. zajmował las, a reszta przypadała na grunty uprawne. Nowi właściciele nastawili się na zyski z przetwórstwa drewna. Eksploatację lasu ułatwiała spławna rzeka, kolej żelazna oraz trzy duże tartaki parowe.
Trzej bracia Grödel, pochodzenia węgierskiego, byli zamożnymi przedsiębiorcami i wnieśli w dzikie góry nową kulturę i rozmach gospodarczy. Założyli hodowlę pstrągów i raków, uruchomili fabrykę mebli, koszykarnię i zelektryfikowali całą okolicę.
Jednak ich największą pasją było łowiectwo. Posiadłość podzielili na sześć rewirów. Każdy zaopatrzony był w wygodne koliby z kuchnią, piwniczką i ubikacją.
Podchodzenie zwierzyny, nawet przez starszych myśliwych ułatwiał system ścieżek wkopanych, a nawet wykuwanych w skalnych ścianach. Koordynowanie polowania, odbieranie i przekazywanie meldunków między rewirami odbywało się za pomocą sieci łączności telefonicznej.
Karpaty bez jeleni
W skolskich lasach, jak prawie w całych Karpatach w XIX wieku, jeleń był rzadkością. Dopiero później, kiedy rozpoczęło się przemysłowe eksploatowanie lasów i na miejscach zrębów zaczęto zakładać atrakcyjne pod względem żerowym leśne uprawy, jelenie zaczęły napływać tu ze strony węgierskiej.
W majątku Skole zaczęto na nie polować w 1902 roku. Populacja rosła, choć duże spustoszenie przyniosła ciężka zima 1906–1907, w czasie której grubość pokrywy śnieżnej dochodziła do 4–5 metrów. Wiosną 1907 r. znaleziono przeszło 1000 padłych z głodu jeleni.
Na szczęście część zwierzyny, zeszła na niziny i tam przeżyła. W następnych latach jelenie powróciły do swoich dawnych ostoi, a ich populacja zaczęła szybko rosnąć. Przed I wojną światową ich stan w Karpatach szacowano na około 4 tys. sztuk.
Zarząd Dóbr Skolskich
Najbardziej krytyczny dla nich moment przyszedł w 1914 r., kiedy to walczące armie przetoczyły się wzdłuż całych Karpat. Obok istniejącego od lat kłusownictwa rozprzestrzeniało się kłusownictwo stacjonujących tam żołnierzy.
Po zakończeniu działań wojennych w obrębie skolskich rewirów przystąpiono do systematycznej ochrony bytującej tam zwierzyny. Dzięki temu stosunkowo szybko odbudowano populację jeleni, których roczny odstrzał na rykowisku wynosił 25 sztuk rocznie.
Racjonalną gospodarką łowiecką zajmowali się przez 10 lat głównie baron Ryszard Groedel, kierownik dóbr Roboz Geza, szef leśnictwa Jureczek, nadleśniczy inż. Juliusz Miziołek, za którymi stał cały zarząd Dóbr Skolskich z niemałym zastępem gajowych.
Ładnie i obficie
Przegląd trofeów zdobytych w tym majątku przynosiły wystawy łowieckie. W 1910 r. Międzynarodową Wystawę Łowiecka w Wiedniu zwiedzał sam Cesarz. Z okazów pochodzących z dóbr Skole podobały się niezwykle rysie, ogromne wieńce i dwa okazałe, zwarte rogami w walce jelenie, znakomicie wypchane i przedstawione. To też zbiór ten spotkał się z pochwałą: „Tak, Skole i ładnie i obficie wystawiło”– pisał Seweryn Krogulski w „Pół Wieku”.
W 1936 r. podczas Wystawy Łowieckiej we Lwowie urządzonej z okazji 60-letniego jubileuszu Małopolskiego Towarzystwa Łowieckiego na stoisku braci Groedlów eksponowano w całości wypchanego czarnego wilka. Kolekcja zawierała wszystko, co Karpaty dać mogły: rysie, żbiki, imponującą liczbę wieńców, parostków, zbiór szabel i fajek dziczych, kolekcję myłkusów, skór i wypchanych ptaków.
Na specjalnej planszy ukazano podświetlaną mapę poglądową skolskich terenów łowieckich z uwidocznieniem leśniczówek, gajówek i kolib. Wzbudzające sensację czarne wilki pochodziły z gniazda składającego się z 9 sztuk, z których obok basiora i wadery jeszcze 4 młode były częściowo czarne, a 3 szare o zwykłej barwie.
Gościnne Skole
W porze jesiennego rykowiska do Skolego zjeżdżali krewni i powinowaci gospodarzy, ale również myśliwi z różnych okolic Polski: ze stolicy, z Wołynia, Lwowa, Stanisławowa i innych miejscowości. Zawitał też Włodzimierz Puchalski, wówczas adept fotografii przyrodniczej i łowieckiej.
Łowiska braci Groedel niezmiennie obdarzały myśliwych wieńcami kapitalnym byków. W sezonie łowieckim 1930 r. z kniei skolskiej wywieziono 16 wieńców jeleni. Wspaniały rezultat przyniosło rykowisko w 1931 r., kiedy to ryczało 230 byków, odstrzelono 19, w tym 4 kapitalne.
„Nie pamiętam, jak się zmierzyłem, nie wiem, kiedy padł strzał. Strzeliłem. Jeleń runął, jak rażony. Ani nie drgnął.„
Baron Seweryn Brunicki miał na rozkładzie dwudziestaka, o wadze 7,60 kg. Wiceminister Maurycy Jaroszyński strzelił szesnastka, baron Königswarter – czternastaka, p. Hollitzer musiał się zadowolić dwunastakiem.
Ryczało 450 jeleni
W 1931 r. wśród rewirów łowieckich przodowała Butywla, gdzie podczas rykowiska ryczało 70 jeleni, następnie Huta Korostowska – 54, Porostów – 50 i Skole – 36. W rewirach: Hrebenów, Tuchla, Libohora i Różanka – około 100 byków.
Szeroki opis rykowiska w Karpatach w 1935 r. przedstawił prof. Rudolf Wacek, nestor lwowskich myśliwych:
„W dobrach skolskich rykowisko rozpoczęło się dopiero około 15 września i miało bardzo słaby przebieg. Punkt kulminacyjny osiągnęło od 27 do 30 września, kiedy to w czasie ryczało przeszło 450 jeleni (jelenie kapitalne i stare byki ryczały bardzo słabo, bądź wcale). Na ogół ryczały późnym wieczorem i wczesnymi rankami, wybierając na ostoję gęste zagajniki i kultury.
W tych warunkach polowania były bardzo utrudnione, stąd też ich wyniki były na ogół gorsze, aniżeli w latach ubiegłych. Ogółem strzelono w 1935 roku w lasach skolskich 15 jeleni, a wśród nich jednego szesnastaka, 7 dwunastaków, 3 dziesiątaki i jednego uwstecznionego ósmaka.
W 1937r. zdobyto w Skole 6 wieńców, w tym dwa kapitalne osiemnastaki. Najlepszy okazał się wieniec zdobyty przez Stanisława Reya z Komańczy, ważący bez mała 10 kilogramów.”
Ujrzeć te cuda
Chwałę skolskich rykowisk głosili między innymi: Kazimierz Wodzicki, Stanisław W. Orski, Jan Marcinkow, Mieczysław Kruszewski i wielu innych. „Skole było, jest i pozostanie najczystszą wody perłą wśród naszych karpackich łowieckich obszarów”– pisał w 1909 r. w „Łowcu” Albert Mniszek.
Ten filar galicyjskiego łowiectwa, pisarz i kronikarz, wieloletni redaktor „Łowca” był pewny, że w Skole nie dozna zawodu, gdyż na zrębie zwanym „Hniły potok”, podczas pełni księżyca usłyszał koncert pięciu jeleni. Oto fragment opisu, który zamieścił w galicyjskim „Łowcu”:
„Było 10 minut przed godz. szóstą, a zmrok szybko obejmował ziemię. Jeleń o dobrym wieńcu stał nisko pode mną w malinach, rycząc wściekle, maltretował młodą, koło niego stojącą jodełkę. Odległość między nim, a mną wynosiła dobrych 300 kroków. Klęknąłem, oparłem broń o kłodę, a gdy mi pokazał bok prawy posłałem mu kulę. […] Spoczywał przede mną martwy ten zwierz królewski, dając mi w ofierze piękny wieniec silnego, nierównego czternastaka, o 95 cm długości i rozpiętości 1 m 16 cm.”
Zauroczony rykowiskiem w Skole był również Julian Ejsmond, myśliwy, pisarz i poeta. Swój emocjonalny stosunek do karpackich polowań wyraził w książce „Moje przygody łowieckie”, pisząc:
„Dzięki wielkiej gościnności baronów Groedlów, dane mi było w roku 1926 ujrzeć te cuda i zdobyć złomek jedliny w dzikiej puszczy karpackiej, w sercu Skolszczyzny. Jakże gorąco modliłem się we Lwowie o łaskę świętego Huberta!”
Patron myśliwych okazał się niezbyt rychliwy, a przy tym bardzo wymagający. Przeegzaminował najpierw pisarza w podchodach na górskich serpentynach. Pośród smreków i jaworów, w zasnutych mgłą szczytach byki ryczały nieustannie i gdy już, już Ejsmond składał się do strzału, leśnik szeptał: Nie strzelać! W końcu, gdy sumienny gajowy obejrzał wieniec i policzył tyki kolejnego byka – zwierz znikał. Doprowadzony do rozpaczy gość z Warszawy próbował szczęścia kilka dni z rzędu, aż ostatniego dnia udał się na Hrebenowiec.
„A gdy dochodzimy do tych jodeł, na szczycie śnieżnego wzgórza Pliszka w perłowej mgle ukazuje się zachwyconym naszym oczom wspaniały jeleń o potężnych wieńcach, rzucający dumne wyzwanie w białą przepaść górską… Ryczy, aż grom jego ryku echo powtarza… W dole odpowiada mu jękliwy odzew rywali…
Ciągnie ku nim leśną polaną Kiedy stał na białem wzgórzu, poeta zwyciężył we mnie myśliwego… Teraz, gdy lada chwila ukryć się może i przepaść w gęstwinie matecznika, wczorajsze bolesne wspomnienie budzi we mnie spragnionego trofeum myśliwca. Nie pamiętam, jak się zmierzyłem, nie wiem, kiedy padł strzał. Strzeliłem. Jeleń runął, jak rażony. Ani nie drgnął.”
Wytrwały orędownik św. Huberta został nagrodzony i wrócił do stolicy, wioząc wspaniały wieniec grubego byka. Podsumowując pobyt w Skole, dodał:
„Wspomnienia górskich łowów są jak góry podniosłe, jak góry niespożyte i jak góry nieba sięgające…”