Fotel „naszego” łowczego płonie. Afrykański pomór świń rozlewa się po kraju. Dotarł nawet do OHZ-u Polskiego Związku Łowieckiego pod Wrocławiem. Prezes NRŁ wypowiada umowę o pracę łowczemu, a minister Siarka w końcu dostrzega całkowity brak kompetencji „naszego” komisarza i zamierza wprowadzić własnych członków do Zarządu Głównego PZŁ.
Czytając pismo, jakie wysłał do kół „nasz” łowczy krajowy, nie było pewnie myśliwego, który by nie złapał się za głowę. Ilość bzdur, pod jakimi podpisał się Paweł Lisiak, powinna w końcu zapalić czerwoną lampkę u polityków „zjednoczonej prawicy”.
Niewątpliwie mamy problem. Afrykański pomór świń mógł być naszym orężem. Skutecznie walcząc z wirusem, mogliśmy pokazać całemu społeczeństwu, że myśliwi są bardzo ważnym i potrzebnym elementem ochrony przyrody.
Osoby powołane przez polityków na kierownicze stanowiska w Polskim Związku Łowieckim nie mają autorytetu wśród myśliwych, ponieważ ich wiedza łowiecka jest żałosna. Jednak największym ich problemem jest głębokie przeświadczenie o swojej wielkości i nieomylności.
„Bez trybu”
Zarząd Główny za pośrednictwem swojej strony internetowej w ostatnią środę poinformował nas o spotkaniu zespołu interdyscyplinarnego, który „zajmuje” się zwalczaniem afrykańskiego pomoru świń. Szanowne panie i panowie wymyślili, że mamy strzelać dziki i szukać padłych podczas obowiązkowych polowań zbiorowych…
Nowym pomysłem są powiatowi koordynatorzy, którzy mają zebrać informacje i o sukcesach zawiadamiać zarządy okręgowe, a te w każdy wtorek w samo południe mają wysłać raport do „naszego” łowczego. Przedstawiciele „zjednoczonej prawicy” nie mają w zwyczaju podawać podstawy prawnej, dlatego Paweł Lisiak również działa „bez trybu”.
Pominę milczeniem (kompromitujący cały Zarząd Główny) pomysł wypisywania wszystkim uczestnikom polowania zbiorowego indywidualnych odstrzałów sanitarnych oraz powoływania społecznych powiatowych koordynatorów, którzy w każdy poniedziałek mają zbierać raporty od kół.
Kompromitujące nagranie
W Polskim Związku Łowieckim na każdym szczeblu decyzje podejmuje się kolegialnie. Wiedział o tym doskonale Piotr Jenoch, ale kobieca intuicja Katarzyny Sikory, której postanowił zaufać, wywiodła go na manowce.
Powodem jego problemów nie był konflikt z Naczelną Radą Łowiecką, ale coraz szybciej rozlewający się ASF. W 2018 roku z obwodu kaliningradzkiego wirus zaatakował równocześnie nieprzygotowane okręgi: elbląski, olsztyński i suwalski. Rozprzestrzenił się również po wschodniej części Mazowsza, co było spektakularne i bardzo medialne.
Minister Kowalczyk w akcie desperacji zorganizował odprawę łowczych na Wawelskiej. Piotr Jenoch miał jednak inną koncepcję na walkę z wirusem… Pracownik PZŁ wypuścił do mediów kompromitujące ministra nagranie, więc nikogo nie powinno dziwić, że łowczy krajowy musiał w trybie ekspresowym złożyć dymisję.
Wirus na zachodzie
Jego następca Albert Kołodziejski był wyjątkowym pracownikiem Polskiego Związku Łowieckiego. W siedzibie bywał rzadko. Nikogo to nie dziwiło, że więcej czasu poświęcał swojej pracy w Orlenie.
Miał pecha, ponieważ wirus szybko rozprzestrzeniał się na północy kraju i wokół stolicy. Jednak miarka się przebrała, kiedy „przeskoczył” na zachodnią granicę. Rolnicy wymachiwali widłami, a „profesjonalnie” ogrodzenie ministra Giżyńskiego – za które zapłacili leśnicy – nie zdołało zatrzymać wirusa.
Odwołany został minister Kowalczyk. W efekcie poleciał również Albert Kołodziejski. Nowy minister powierzył funkcję łowczego członkowi Naczelnej Rady Łowieckiej. Paweł Lisiak w tamtym czasie miał wszystko – poparcie rady i polityków Solidarnej Polski.
Pandemia w ZG PZŁ
Nowy łowczy nie wykorzystał swojej wielkiej szansy. Podczas pierwszej wycieczki do Brukseli zaraził się wirusem, który „sprzedał” rodzinie, członkom rady i ministrowi. Trafił do szpitala, ale na szczęście wygrał z chorobą.
Kiedy wracał do zdrowia, cały kraj był sparaliżowany. Związek przeszedł na zdalny tryb pracy, ale wówczas temat afrykańskiego pomoru świń i Polskiego Związku Łowieckiego nikogo nie interesował.
Kiedy Paweł Lisiak wrócił do pracy, miał same dziwne pomysły. Chciał kupić samochody dostawcze dla ministra zdrowia i podejmował uchwały ostateczne. Naczelna Rada Łowiecka, widząc jego nieporadne i szkodliwe dla związku działania, przestała popierać łowczego.
Paweł Lisiak nie ma żadnych sukcesów. Wszyscy myśliwi krytykują jego działania – przeciwnicy otwarcie, a byli sprzymierzeńcy w kuluarach. W ostatnim liście ujął mnie jednak, pisząc o naszej odpowiedzialności i kształtowaniu wizerunku Polskiego Związku Łowieckiego. Nie mam złudzeń – wiem, że nie chodzi o związek tylko uratowanie stanowiska, ale postanowiłem zapalić światełko wskazujące drogę.
Egon mam plan
Plan pana Lisiaka jest wyjątkowo prosty. Będzie w każdy wtorek raportować ministrowi Siarce i Giżyńskiemu, ile tysięcy myśliwych oraz naganiaczy szukało padłych dzików…
Efekt będzie mizerny. Tak prymitywna propaganda będzie tylko wodą na młyn dla przewodniczącego Izdebskiego oraz jego kolegów z AgroUnii. Jeśli łowczy się nie wycofa z tego głupiego pomysłu, to nasi przeciwnicy będą, co tydzień ośmieszać myśliwych.
Tymczasem wystarczy chwilę poklikać w klawiaturę. Służby weterynaryjne w Internecie udostępniają dane na temat padłych i chorych dzików. Nie trzeba być prorokiem, aby wyczytać z mapy, gdzie należy zwiększyć odstrzał, a gdzie szukać padłych dzików!
Trzy obszary
Analizując dane z czterech ostatnich lat, możemy powiedzieć, że mamy obecnie trzy obszary, które stanowią duże zagrożenie. Pierwszy największy to zielonogórski. Wysokie stany liczebności dzików przełożyły się skalę i poważnie zagrażają okręgowi szczecińskiemu i opolskiemu, gdzie dzików mamy najwięcej i tam właśnie należy zwiększyć odstrzał!
Drugi obszar to okręg olsztyński, z którego ASF rozprzestrzenia się na południe i zachód. Najgroźniejsze wydaje się „przeskoczenie” wirusa do Bydgoszczy, skąd może się rozlać na całą Wielkopolskę.
Trzecie miejsce zagraża Małopolsce. To okręg przemyski, z którego ASF już przeszedł do Rzeszowa i Tarnowa. Cały ten obszar jest w „kleszczach”, ponieważ wirus atakuje również od Słowacji i w każdej chwili może pojawić się na naszej południowej granicy.
W okręgach wokół tych trzech ognisk należy najintensywniej redukować dziki i szukać padłych, nie tylko podczas polowań zbiorowych. Należy zmotywować koła i wytłumaczyć, dlaczego poszukiwania są najważniejszą formą walki z wirusem, a także wyznaczyć newralgiczne miejsca wszędzie tam, gdzie aktualnie wykrywa się nowe przypadki. W poszukiwaniach wykorzystując do tego psy, które zostały do tego ułożone!
Strategia i koordynacja
Zarząd Główny powinien koordynować te działania. Tymczasem kolejny raz zamierza sparaliżować cały związek „raportowaniem”, od którego nie przybędzie strzelonych dzików.
Wszyscy wiedzą, że badania dzików są wąskim gardłem, co znacząco utrudnia odstrzał. Dlatego chłodnie, jakie ma kupić ZG PZŁ, należy skierować nie do kół, które zgłoszą się jako pierwsze – tylko tam, gdzie musimy zintensyfikować odstrzał!
Przypominam „naszemu” łowczemu, że śp. dr Bartłomiej Popczyk przeprowadził badania, dzięki którym dokładnie wiemy, gdzie należy szukać padłych dzików. Warto do nich sięgnąć i przesłać wnioski do okręgów i kół, aby zwiększyć skuteczność poszukiwań!
Nie mamy szansy zatrzymać wirusa. Możemy jednak udowodnić politykom, że jesteśmy skuteczni i spowalniamy jego rozprzestrzenianie. Jeśli będziemy ich okłamywać, że wystrzelamy wszystkie dziki, to utoniemy. W naszym uwarunkowaniach jest to zadanie niewykonalne!
Z myśliwskim pozdrowieniem Darz Bór!
ulubiony redaktor „naszego” łowczego