Paweł Lisiak żyje w alternatywnej rzeczywistości. Od trzech lat opowiada, że kończy poprawiać regulamin prób i konkursów, a przez dwa miesiące twierdził, że podpisał nowe porozumienie ze Związkiem Kynologicznym w Polsce (ZKwP).
Wszelkie wątpliwości rozwiał prezes ZKwP Leszek Salamon, który upublicznił pismo jakie skierował do Zarządu Głównego PZŁ. Wyjaśnił w nim bardzo szczegółowo, dlaczego zarząd nie mógł zaakceptować propozycji wypracowanej przez Komisję Kynologiczną NRŁ.
Prezes samorządnego i niezależnego związku kynologicznego poprosił Zarząd Główny PZŁ o sprostowanie nieprawdziwych informacji i zdjęcie ze strony internetowej „porozumienia”. W odpowiedzi otrzymał czterostronicowe pismo, w którym Paweł Lisiak przekręcił nazwisko prezesa, zarzucił ZKwP upowszechnianie nieprawdy, a na koniec zażądał natychmiastowych przeprosin…
Niemieckie rozwiązanie
Większość myśliwych nie rozumie konfliktu pomiędzy Pawłem Lisiakiem a ZKwP, ponieważ „nasz” łowczy nie wyjawia prawdziwego celu swych działań. „Korzenie” sięgają czasów, w których część naszych kynologów postanowiła przeforsować obowiązek certyfikowania psów myśliwskich.
Pomysł jest zaczerpnięty od Niemców, gdzie myśliwy może podczas polowania korzystać wyłącznie z rodowodowego psa, którego „użytkowość” jest potwierdzona „certyfikatem”. Podobne rozwiązanie obowiązuje u naszych południowych sąsiadów…
Paweł Lisiak wprost tego nie artykułuje, ale dąży do obowiązkowego „certyfikowania” wszystkich psów, dlatego próbuje wymóc na ZKwP zgodę na ocenianie psów z „metrykami”. Twierdząc, że takie rozwiązanie jest stosowane na Słowacji i Czechach, co jest nieprawdą.
Zakazy i nakazy
Z moich ustaleń wynika, że u naszych południowych sąsiadów nie ma metryk. Szczeniaki dostają rodowody, ale żeby uczestniczyć w tamtejszych próbach i konkursach muszą zostać najpierw ocenione podczas wystawy, więc ich właściciele muszą być członkami związku kynologicznego zrzeszonego w Światowej Federacji Kynologicznej (FCI)!
Pomijając przepisy obowiązujące w FCI wprowadzenie nakazu „certyfikowania psów” musiałoby zostać wpisane do ustawy łowieckiej. Otoczenie Pawła Lisiaka nie ogarnia naszego prawa i wbrew woli myśliwych szykuje grunt pod wprowadzenie nowego „nakazu”.
Pięć lat temu – zwolennikom tego rozwiązania – udało się przekonać Piotra Jenocha, który wiedział, że taki zapis musi się znaleźć w ustawie łowieckiej i próbował go tam wrzucić w 2018 roku…
Nieudało się jednak przekonać ministra Kowalczyka. Kolejny nominat „zjednoczonej prawicy” Albert Kołodziejski również walczył, ale też poległ…
Stracony czas
„Nasz” łowczy nie zna słowa – porozumienie. Toczy szkodliwą dla myśliwych wojnę z Naczelną Radą Łowiecką, a teraz chce również doprowadzić do ostrego konfliktu ze związkiem kynologicznym. Siedząc trzy lata w fotelu łowczego krajowego udowodnił, że nie ma żadnego pomysłu nie tylko na kynologię…
Patrząc jak opowiada dyrdymały o upowszechnianiu psów myśliwskich, certyfikatach i porozumieniu z ZKwP, zastanawiam się, czy kiedykolwiek przeczytał jakie są w tej kwestii zadania Polskiego Związku Łowieckiego.
Ustawa Prawo Łowieckie nie pozostawia żadnych wątpliwości. Polski Związek Łowiecki może prowadzić i popierać hodowle użytkowych psów myśliwskich, a Statut PZŁ mówi o wspieraniu oraz organizowaniu szkoleń w zakresie użytkowych psów myśliwskich.
Jakakolwiek uchwała na temat obowiązkowego „certyfikowania psów myśliwskich” podjęta przez władze Polskiego Związku Łowieckiego będzie wykraczać poza kompetencje jakie daje ustawa i statut, więc nadzorujący minister powinien ją uchylić!