Nasze Polskie stoisko na tle innych być może nie błyszczało, nie zapierało tchu w piersiach i nie rzucało na kolana, ale myśliwi, którzy pojechali do Budapesztu twierdzą, że wstydu nie było. Trzeba przyznać, że honor naszego łowiectwa uratował tym razem minister Edward Siarka, który „namówił” Lasy Państwowe do sfinansowania większości kosztów tej „inwestycji”.
Największą atrakcją naszego stoiska były przywiezione przez leśników wypchane żubry, z którymi każdy chciał sobie zrobić fotkę. Polski Związek Łowiecki w przeważającej części zaprezentował rekordowe trofea. Goście naszego stoiska z zachwytem oglądali parostki z okręgu kieleckiego zdobyte w zeszłym roku przez Jana Bugajskiego myśliwego z koła łowieckiego „Nemrod” w Małyszynie Dolnym, a największą popularnością wśród odwiedzających cieszył się „Łowiec Polski” wydany z tej okazji w języku węgierskim.
Sukces Węgrów
Bez wątpienia Węgrzy odnieśli wielki sukces. W profesjonalny sposób pokazali swojemu społeczeństwu rolę łowiectwa w XXI wieku. Dla poszczególnych państw głównym celem uczestniczenia w takiej międzynarodowej imprezie jest budowanie osobistych relacji i dyskusja na temat rozwiązywania problemów, jakie trapią europejskie i światowe łowiectwo.
Paweł Lisiak „zapominał” o działaczach i naukowcach, którzy powinni się znaleźć w oficjalnej delegacji. Do Budapesztu pojechali tylko wierni „żołnierze” łowczego oraz osoby do czarnej roboty. Trudno więc wyrokować, jakie kontakty nawiązali członkowie Zarządu Głównego i jak je wykorzystają. Pracując w PZŁ prawie 20 lat, miałem zaszczyt uczestniczyć w wielu uroczystościach i czytając prezentowane informacje oraz oglądając transmisje, mam smutną refleksję, która powinna się nasunąć każdemu, kto choćby raz uczestniczył w naszych związkowych świętach.
„Krzywy” obraz łowiectwa
Zarząd Główny w mediach społecznościowych zamieścił kilkunastominutową relację z przemówień i występu Zespołu Reprezentacyjnego Muzyki Myśliwskiej Polskiego Związku Łowieckiego pod batutą Mieczysława Leśniczaka.
Nie będę komentował „ekspresyjnego” wejścia na scenę „naszego” łowczego, jego przemówienia w języku angielskim, ani pracy „kamerzysty”, który nie umiał wypoziomować kamery, doskonale zdając sobie sprawę, że obraz, który utrwala jest „krzywy”.
Uważam, że moim obowiązkiem jest złożenie podziękowań Mieczysławowi Leśniczakowi, który stworzył wspaniały zespół. Jego repertuar jest w pełni tego słowa reprezentacyjny. Mieczysław należy do najjaśniejszych pereł naszej kultury łowieckiej. To człowiek, który całe swoje życie poświecił kultywowaniu naszych tradycji oraz upowszechnianiu muzyki myśliwskiej. Każdy występ Zespołu Reprezentacyjnego Muzyki Myśliwskiej Polskiego Związku Łowieckiego rozświetla uroczystość i bez wątpienia nadaje jej wyjątkowy charakter!
Słowa uznania należy również skierować do naszych kynologów i sokolników. Do Budapesztu przyjechały ogary i gończe polskie. Wielka szkoda, że brakło naszych chartów i polskich spanieli myśliwskich, które będą ubiegać się o zarejestrowanie przez FCI. Nasze Polskie rasy myśliwskie są wielkim, choć cały czas niewykorzystanym atutem!
Precedencja i etykieta
Nie dziwi mnie, że głównym przemawiającym był pełniący obowiązki dyrektora generalnego Lasów Państwowych Józef Kubica. Skoro zapłacił za stoisko, to mu się należało…
Z informacji, jakie uzyskałem, minister Edward Siarka w ostatniej chwili zaprosił prezesa Naczelnej Rady Łowieckiej Pawła Piątkiewicza, który był obecny na inauguracji „Dnia Polskiego”. Na stronie Internetowej ZG PZL ukazał się komunikat z tego wydarzenia, który jest kwintesencją postawy obecnego kierownictwa związku. Autor tego „dzieła” rozpoczyna tekst od wymienienia członków Zarządu Głównego. „Zapomina” z wiadomych powodów o prezesie NRŁ, a minister i poseł Edward Siarka zostaje wymieniony na samym końcu.
Jestem pewien, że gdyby swoją osobą zaszczycił wystawę minister Michał Woś lub europosłanka Beata Kempa, to zostaliby z pełną galą wymienieni w pierwszym zdaniu. Nigdy w historii naszego związku nie było sytuacji, aby Poseł Rzeczypospolitej, urzędujący Minister i prezes Naczelnej Rady Łowieckiej zostali potraktowani w ten sposób. Moim zdaniem, Paweł Lisiak ostentacyjnie ignoruje i obraża swoich zwierzchników w osobach prezesa NRŁ Pawła Piątkiewicza i ministra Edwarda Siarki.
„Nasz” łowczy nie pierwszy raz potraktował prezesa NRŁ jak piąte koło u wozu, co było do przewidzenia w kontekście publikowanych pism, artykułów i nieobecności łowczego podczas ostatniego posiedzenia rady. Bardzo się dziwię myśliwym, którzy pełnią obecnie społeczne funkcje w organach związku, że uwiarygadniają swoją obecnością partyjnych „komisarzy”, którzy nie mają poparcia myśliwych. Paweł Lisiak daje kolejne dowody, że nie rozumie istoty związku, która w głównej mierze opiera się na wzajemnym szacunku!
W moim odczuciu nikt w przeszłości nie dokonał tak wielkich zniszczeń w relacjach i wizerunku naszego związku. Jestem pewien, że ich odbudowanie będzie bardzo trudnym zadaniem dla następcy Pawła Lisiaka.