Wczoraj krakowscy radni dyskutowali i głosowali nad rezolucją, w której chcieli wystąpić do marszałka województwa małopolskiego i sejmiku o zlikwidowanie obwodów łowieckich wokół Krakowa. Jak zwykle w takich przypadkach przeciwnicy polowań wskazywali, że strzelanie na terenach podmiejskich jest zagrożeniem dla mieszkańców, a widok krwi ustrzelonych zwierząt jest wstrząsającym obrazem – szczególnie dla dzieci.
Autorzy rezolucji są przeciwnikami polowań i zabijaniu bezbronnych zwierząt. Wnioskowali o bardziej humanitarne rozwiązanie, czyli odławianie i przewożenie w inne miejsca, co jest obecnie zabronione, więc ostatecznie zgadzali się na usypianie.
Prezydent Majchrowski był przeciwny takiemu rozwiązaniu i w swojej opinii przypomniał, że rocznie na terenie miasta ginie 300 sztuk zwierzyny, a tylko na obwodnicy Krakowa dochodzi do 30-40 groźnych w skutkach wypadków.
Całkowicie przypadkowo w trakcie sesji o godzinie 14 w pobliżu ulicy Jagodowej dzik zaatakował i poranił trzy osoby. Najpierw kobietę w parku, a chwilę potem psa i jej właścicielkę. Na pomoc rzucił się mężczyzna, który próbował przegonić dzika, ale też został przez niego zraniony w nogę.
Poszkodowani wezwali policję. Na miejsce zdarzenia wysłano kilka radiowozów. Szwadron uzbrojonych w paralizatory policjantów otoczył dzika i uniemożliwił ucieczkę do czasu przybycia na miejsce weterynarza, który z broni pneumatycznej zaaplikował dzikowi środek usypiający, co wywołało kolejną szarżę.
Tym razem policja udaremniła atak i strzałem z paralizatora obezwładniła agresywną bestię. Martwy dzik został przewieziony do Zakładu Higieny Weterynaryjnej, gdzie zostanie poddany badaniu, aby wykluczyć groźne choroby, którymi mógł zarazić poszkodowanych.
Jak zwykle najciekawsze są komentarze, które tym razem zdradziły również, że część mieszkańców Krakowa myśli, że dzik zostanie wskrzeszony po badaniu i gdzieś wypuszczony. To ewidentnie efekt całkowitego usuwania tematu śmierci i ukrywania prawdy.
Zwykłych mieszkańców miasta, którym tematem numer jeden jest smog i ochrona przyrody można rozgrzeszyć. Ich wiedza przyrodnicza jest niewielka i bardziej kierują się głosem serca. Choć czytanie tych opowieści musi wzbudzić śmiech, pozwolę sobie tylko na jeden cytat.
Nie niepokojony dzik nie atakuje. W tym sezonie nie ma loch z młodymi, więc ktoś sprowokował odyńca. Należy odstrzelić prowokującego. Jestem mieszkańcem Krakowa i uważam, że powinniśmy pozwolić dziczyźnie współistnieć z nami. Kto nie lubi szczebiotu ptaków w parku???? Koegzystencja z dużymi zwierzętami też jest możliwa! Zamiast zabijać zwierzęta zbyt ingerujące w funkcjonowanie miasta należy je nauczyć (jak psy) określonych zachowań czyli omijania obszarów zindustrializowanych. Nie zabijać! Odstraszać! Zabicie nie przekazuje informacji dalej!
Dużo więcej wymagam jednak od radnych, którzy podpisali się pod projektem rezolucji i nakręcali całą dyskusję. Niestety poziom ich wiedzy jest na niskim poziomie, a przedstawiane argumenty to w czystej formie populizm.
Nina Gabryś radna Krakowa, tak pisze na swoim fanpage’u – Myśliwi mówią, że strzelają do zwierząt chcąc zadbać o nasze bezpieczeństwo w mieście. Robią to strzelając głównie do ptaków. Jak wiemy cholernie groźne są głowianki, jarząbki, cyraneczki, kuropatwy, słonki, gęsi zbożowe, gągoły i bażanty… Trzeba strzelać, żeby nie zadziobały na śmierć…
Pani Nino głowianki to głowienki, a gągoły są gatunkiem chronionym i nikt do nich nie strzela!
Nic dziwnego, że Rada Miejska w swej mądrości – tym razem – nie poszła za przeciwnikami polowań i odrzuciła ich wniosek. Wierzę, że zwyciężył zdrowy rozsądek i rachunek ekonomiczny. Akcja na ulicy Jagodowej będzie kosztować miasto kilkanaście tysięcy złotych, a myśliwi redukują dzikie zwierzęta za darmo, o czym należy wszystkim przypominać!