Wirus – który niemal unicestwił króliki – zmutował i jest śmiertelnym zagrożeniem dla zająca. Sieje spustoszenie w Austrii, Niemczech i Czechach.
Myksomatoza to choroba wywoływana przez wirus i atakuje teraz zająca. Ten nowy szczep jest szczególnie niebezpieczny. Został celowo wprowadzony do Australii i Francji w latach 50. ubiegłego wieku w celu pozbycia się dzikich królików.
Po mutacji szybko rozprzestrzenia się u naszych zachodnich sąsiadów. Potwierdzony już został Szlezwiku-Holsztynie, Bawarii, Dolnej Austrii oraz z Czechach.
Nieuleczalna choroba
Myksomatoza u zająca szaraka to ostra i, niestety, nieuleczalna choroba, charakteryzująca się bardzo wysoką śmiertelnością. Szacuje się, że unicestwia od 50 do 90 procent populacji.
Po okresie inkubacji trwającym od 3 do 9 dni pojawiają się typowe gwałtowne objawy. Charakterystyczny obrzęk i silny stan zapalny powiek, nosa, uszu oraz narządów płciowych. Na skórze – zwłaszcza w okolicach głowy – można zaobserwować guzkowate zmiany.
Objawy to apatia i brak reakcji na otoczenie. Główną drogą zakażenia są owady. Wirus przenoszony jest przez komary, pchły i kleszcze, które wprowadzają patogen do organizmu zajęcy. Transmisja jest możliwa również poprzez bezpośredni kontakt.
Działania Myśliwych
Ponieważ obecnie nie istnieją skuteczne metody leczenia ani szczepionki dla zajęcy, kluczowe są działania myśliwych. Ich zadniem jest prowadzenie monitoringu oraz zgłaszanie padłych zajęcy do właściwych służb weterynarii.
W sumie jedynym sposobem ograniczania rozprzestrzeniania się wirusa jest niezwłoczne usuwanie martwych zwierząt z łowiska. Niemiecki Związek Łowiecki (DJV) zaleca w przypadku stwierdzenia ogniska choroby zawieszenie polowań.
W okresach nasilenia choroby zaleca się ograniczenie szkolenia i testów psów myśliwskich, aby uniknąć ryzyka przenoszenia wirusa na ich łapach. Należy odzież, obuwie dezynfekować po opuszczeniu łowiska, a łapy psów dokładnie umyć wodą z mydłem. Wirusy ospy są odporne, ale łatwo je neutralizuje większość środków dezynfekujących.
Słabe perspektywy
Eksperci mają nadzieję, że zające – podobnie jak kiedyś dzikie króliki – z czasem rozwiną naturalną odporność, ale do tego czasu monitorowanie populacji i utylizacja padłych zwierząt pozostają jedynymi narzędziami w rękach myśliwych.



