Z jednej strony atakują nas organizacje antyłowieckie, a z drugiej leśnicy wbijają nam sztylet w plecy. Pomimo pięknych słów jakie opowiadają politycy – dzika przyroda przegrywa w całej Europie!
Zwierzyna staje się zbędnym, a nawet nikomu nie potrzebnym elementem ekosystemu. W tym przypadku batalię wygrali rolnicy oraz leśnicy, którzy nie mają żadnej ochoty finansować ochrony przyrody. Liczy się wydajność z hektara i deski. Myśliwi nie byli wstanie przekonać polityków, że wystrzelanie zwierzyny będzie miało już w niedalekiej przyszłości katastrofalne konsekwencje.
Zarówno w jednym jak i drugim kraju od zawsze funkcjonował „niemiecki” model zarządzania lasami. W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku „zaorano” społeczny model łowiectwa, a koszty polowania znacząco wzrosły. Dlatego wielu naszych sąsiadów zapisało się do PZŁ i poluje w naszym kraju.
W Czechach i Słowacji wydzierżawienie małego obwodu jest bardzo drogie. Jeden z moich znajomych razem z czterema kolegami wygrali kolejny już raz przetarg i polują na 1200 hektarach. Rocznie płacą 70 tysięcy. W ich mniemaniu mają bogate łowisko. Strzelają 3-4 jelenie, 15 saren i 60 dzików. Utrzymują „swoje” łowisko, ponieważ organizują jedno polowanie zbiorowe dla Niemców.
Dla leśników takie stany jak widać są nie do przyjęcia. Przepchnęli nowe prawo i mają zamiar egzekwować odstrzał młodzieży przez cały rok. Rozwiązanie przyszło z Saksonii, gdzie lasy państwowe drastycznie zmniejszyły pogłowie wszystkich kopytnych – organizując wilkoobszarowe polowania zbiorowe.
Nikogo nie interesuje zdanie myśliwych, dla których strzelanie do kóz i łani w maju jest zwyczajnie nieetyczne. Taka polityka ich zdaniem doprowadzi do zniknięcia prawdziwego łowiectwa. Pozostaną tylko obory, w których zamożni „łowcy” będą zabijać przy korycie.