WildMen

Fot Rafał Łapiński

Czarny charakter

„Brać Łowiecka” opublikowała list Zbigniewa Masłowskiego, w którym autor nieudolnie stara się dowieść, że był bohaterem porównywalnym do Diany Piotrowskiej.
Reklama

Miałem nadzieję, że nie będę musiał upubliczniać tej historii, ale Zbigniew Masłowski wymusił moją ripostę, publikując w „Braci Łowieckiej” list, w którym próbuje zrobić z mojej osoby czarny charakter, a siebie wykreować na wielkiego bojownika o wolność i demokrację.

Reklama

Zainspirował go ponoć mój tekst „Prawo i Sprawiedliwość”, w którym opisałem perypetie Diany Piotrowskiej. Była rzecznik została dyscyplinarnie zwolniona przez Piotra Jenocha, ówczesnego łowczego krajowego. Zmuszona do obrony – wytoczyła i wygrała proces z Polskim Związkiem Łowieckim.

Zbigniewowi Masłowskiemu ta sytuacja przypomniała, że pracował w redakcji „Łowca Polskiego”, został zwolniony i wygrał odszkodowanie w sądzie pracy. Nie wiem czy świadomie, ale w swojej opowieści pominął kilka ważnych szczegółów, które moim zdaniem nie pozwalają łączyć tych historii.

Reklama

Nie lubię plotek i o ludziach staram się wyrabiać własne zdanie, więc kiedy łowczy krajowy poprosił mnie, abym znalazł dla niego miejsce w redakcji, nie protestowałem. W tym czasie pan Masłowski był już emerytem i – zdaniem łowczego – zwyczajnie nie radził sobie z obowiązkami, ale miał wiedzę na temat broni i strzelectwa, co miało się przełożyć na nową jakość tekstów z tej tematyki publikowanych na łamach „Łowca Polskiego”. Niestety, nie był dziennikarzem i okazało się, że z pisaniem przystępnych tekstów dla szerokiego grona myśliwych też ma problemy.

Kiedy w 2006 roku zostałem redaktorem naczelnym, postanowiłem znacząco przebudować skład redakcji. Zatrudniłem Mirosława Głogowskiego – doświadczonego dziennikarza – któremu powierzyłem funkcję prokurenta i koordynatora akcji „Ożywić Pola”, a do składu redakcji dołączył Paweł Bombik, który w tym czasie organizował zagraniczne wyprawy łowieckie. Posiadał wszechstronną wiedzę i po kilku miesiącach objął funkcję sekretarza redakcji.

Reklama

Nowi pracownicy byli w pełnym tego słowa dziennikarzami, a znajomość angielskiego, hiszpańskiego, francuskiego oraz rosyjskiego, dawała im możliwość zdobycia cennych kontaktów dla redakcji! Nie byli moimi krewnymi ani znajomymi królika – jak napisał pan Masłowski. Mieli wysokie kompetencje, którymi (niestety) nie mógł pochwalić się autor listu.

W tym czasie bardzo intensywnie szukałem nowych autorów. Udało mi się przekonać do współpracy Jarosława Lewandowskiego, obecnego redaktora naczelnego miesięcznika „Strzał” i wybitnego fachowca od broni, z którym emerytowany pracownik ZG PZŁ nie mógł rywalizować.

Reklama

Za dobre teksty autorzy oczekiwali honorarium, więc musiałem obniżyć koszty stałe. Większość kierowników jednostek w takiej sytuacji woła zbędnego pracownika i wręcza mu wypowiedzenie. Ja postąpiłem całkowicie inaczej.

Zakomunikowałem Zbigniewowi Masłowskiemu, że chciałbym zmienić formułę naszej współpracy i mam pomysł na wykorzystanie jego wiedzy i kompetencji. Pech chciał, że podczas urlopu pan Masłowski zachorował i sześć miesięcy przebywał na zwolnieniu. Kiedy pojawił się w pracy, wróciliśmy do naszej rozmowy w sprawie nowego projektu. Zaproponowałem mu prowadzenie „Szkoły Strzeleckiej Łowca Polskiego”.

Pomysł spodobał mu się, tym bardziej, że zajęcia miał prowadzić uznany autorytet w tej dziedzinie – Andrzej Szeremet. Ukazały się pierwsze reklamy, na które odpowiedziało wielu chętnych. Niestety, po kilku tygodniach pan Masłowski wycofał się z naszych ustaleń, zasłaniając się innymi planami, więc wspólnie ustaliliśmy termin jego odejścia.

Odebrał należną mu odprawę i byłem pewien, że pożegnaliśmy się w pełnej zgodzie! Z niezrozumiałych dla mnie powodów pan Masłowski złożył pozew do sądu pracy. Podczas rozprawy starał się dowieść, że jako wybitny fachowiec został zwolniony z polecenia łowczego krajowego. Sąd nie dał wiary i oddalił powództwo.

Mój były pracownik odwołał się i rzeczywiście sąd w drugiej instancji przyznał mu – jeśli dobrze pamiętam – dodatkowe symboliczne odszkodowanie w wysokości miesięcznego wynagrodzenia, ale z całą pewnością nie przywrócił go do pracy, co między wierszami sugeruje teraz w swoim liście.

Zbigniew Masłowski pisze, że walczył z Lechem Blochem. Zapomniał dodać, że postępowanie w prokuraturze, które zainicjował zostało umorzone, że do „Łowca Polskiego” przeszedł za porozumieniem stron, że jako autor tekstów o broni i strzelectwie się nie sprawdził, że sam zrezygnował z rozwojowego projektu szkoły strzeleckiej i – łamiąc ustalenia gentelmeńskiej umowy – nie był zainteresowany dalszą współpracą.

W wypadku Zbigniewa Masłowskiego nie mam żadnych wrzutów sumienia. W moim mniemaniu z jednej strony należycie dbałem o interes spółki, a z drugiej nie dałem odczuć byłemu pracownikowi PZŁ, że stał się niepotrzebny. Moim zdaniem, jego list to manipulacja w czystej formie. Diana Piotrowska została zwolniona przez Piotra Jenocha w trybie dyscyplinarnym. Po dziesięciu latach pracy na pierwszej linii frontu dostała w nagrodę od związku „wilczy” bilet. Przed sądem oczyściła swoje nazwisko i udowodniła, że ówczesny łowczy krajowy działał niezgodnie z prawem!

Reklama

ZAPRASZAMY DO ZAKUPÓW

Galeria zdjęć

Więcej artykułów