WildMen

Survivalowa trójlufka

Dla wielbicieli dwutaktów dryling to zamierzchła przeszłość, ale dla miłośników broni myśliwskiej… Trzy lufy to kwintesencja polowania.
Reklama

Człowiek bytujący wśród dzikiej przyrody w warunkach osobliwych, bo skazujących go na własne siły, pośród groźnych żywiołów a wobec drapieżnego zwierza i złośliwego nieraz bliźniego, czuje się bez broni jak rozbitek zdany na łaskę burzliwych wypadków.

Reklama

Dobry dryling jest „panną do wszystkiego” szczególnie w ręku myśliwego, który krąży po łowisku i musi być przygotowany do strzału kulą lub śrutem. Ma zastosowanie szczególnie w górach i na terenie podgórskim gdzie zawsze ma możliwość spotkania się z grubym zwierzem, któremu przynależy się strzał kulą – gdzie jednak drapieżniki sierściowe albo skrzydlate, wałęsające się psy i koty wymagają użycia śrutu – pisał Wiesław Krawczyński w 1947 roku w swojej książce pt. „Łowiectwo”.

Dryling bez wątpienia jak żadna inna konstrukcja broni myśliwskiej historycznie jest związana z Niemcami. Choć były i są również produkowane przez „alpejskie” zakłady rusznikarskie, których jest wiele na terenie Francji, Włoch i Austrii.

Reklama

Najdroższa broń

W czasach PRL-u dryling był marzeniem wielu myśliwych. Fabryki Niemieckiej Republiki Demokratycznej (DDR) nie były w stanie zaspokoić zapotrzebowania. Dlaczego dzisiaj niewielu myśliwych decyduje się na ich zakup?

Często można się spotkać z tezą, że brak zwierzyny drobnej spowodował olbrzymi spadek popularności. Moim zdaniem problem leży w marketingu. Nagle większość producentów zaprzestała ich produkcji, ponieważ niewielu myśliwych było w stanie zapłacić za wysokie koszty wyprodukowania drylingu.

Reklama

Połączenie trzech luf wymaga wielkiego doświadczenia i nie można tego wykonać maszynowo. Wysoki udział pracy ręcznej sprawia, że trójlufki były, są i będą zawsze najdroższą bronią myśliwską!

Ekskluzywne kombinacje

W naszym kraju przeglądając ogłoszenia sprzedaży broni używanej najczęściej spotkamy wyprodukowane po drugiej wojnie światowej w Suhl: Merkle, Sauery oraz Simsony. Najczęściej w klasycznym układzie i niemodnych, choć bardzo skutecznych kalibrach…

Reklama

Tymczasem wariantów drylingów było tyle ilu producentów. Najbardziej popularny to dwie lufy śrutowe i kula. Jednak myśliwi polujący zbiorowo na grubą zwierzynę wybierali odwrotną kombinację.

Na wielu przedwojennych fotografiach można zauważyć cieszące dziś wielkim zainteresowaniem ekspres drylingi!

Rusznikarze z Austrii wyspecjalizowali się w łączeniu dwóch kalibrów kulowych (dużego i małego) oraz jednej lufy śrutowej. Takie połączenie miało jeszcze bardziej zwiększać ich uniwersalność.

Broń przetrwania

Dla wielu myśliwych decydujących się na zakup drylingu najważniejszym atutem jest jego uniwersalność. Z tego powodu myśliwy i marszałek Rzeszy Hermann Göring – głównodowodzący Luftwaffe – zlecił firmie Sauer & Sohn wyprodukowanie survivalowego drylingu dla niemieckich pilotów.

Sauer Luftwaffe – powszechnie nazywany Sahara – był przewożony w specjalnej metalowej skrzyni za fotelem pilota. Miał umożliwić przetrwanie pilotom w dzikiej Afryce. Mieli do dyspozycji królewską dziewiątkę 9,3 x 74R i dwa naboje w kalibrze 12/65.

„Dryling Luftwaffe”, dziecko Göringa i wielka ciekawostka II wojny światowej

Po drugiej wojnie światowej w krajach Europy zachodniej ze względu na stale rosnące ceny – dryling stał się wyjątkowo prestiżowy. Jego wykonanie zajmowało naprawdę dużo czasu, więc zawsze używano tylko najlepszych i najdroższych materiałów.

Wykorzystać okazję

Obecnie produkowane drylingi są niezwykle drogie, a ich uniwersalność znacząco się zwiększyła. Współczesny myśliwy, który nie ma zbyt wiele czasu na polowanie chce wykorzystać każdą okazję do realizacji swojej pasji i zdobycia napotkanej zwierzyny, a tutaj dryling jest w swoim żywiole.

Ile razy każdemu z nas wyrwał się spod nóg bażant, czy kaczor kiedy szliśmy w stronę ambony, gdzie mieliśmy czekać na dziki? Ile razy odpuściliśmy lisa? Czy startującą spod psa długodziobą słonkę?

Lubię polować z drylingiem szczególnie na zbiorówkach. Tam możemy załadować kulę, brenekę i śrut, a po okrzyku naganiaczy – Dziki! Dziki! Dziki! – bezszelestnie wymienić go na drugą brenekę, którą bez żadnego problemu powalimy największego odyńca.

Moim zdaniem dobry dryling może zastąpić szafę pełną broni. Oczywiście wśród waszych znajomych znajdą się krytycy tego pomysłu. Pewnie powiedzą, że to „przełączanie” ich przerasta i zawsze się mylili. Jeden przełącznik kula/śrut nie powinien sprawiać nikomu problemu i po kilku polowaniach „skomplikowany mechanizm” okazuje się intuicyjny.

Reklama

ZAPRASZAMY DO ZAKUPÓW

Galeria zdjęć

Więcej artykułów