WildMen

Uwaga ASF!

Patrząc na Niemców jak zarządzają kryzysową sytuacją możemy z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że nasze państwo jest zarządzane przez nieudaczników, którzy zwalczanie afrykańskiego pomoru chcą przerzucić na myśliwych.
Reklama

Już dwa-trzy lata temu każdy kto zatrzymywał się na parkingach przy niemieckich autostradach mógł przeczytać- w języku polskim – komunikaty typu; Uwaga ASF, prosimy nie wyrzucać żywności do koszy!

Reklama

Niemcy już wtedy drżeli przed wirusem, choć był on jeszcze na wschodnim brzegu Wisły. Kiedy niespodziewanie pojawił się tuż przy niemieckiej granicy nie czekali i nie deliberowali. Nim Polacy ogrodzili teren wokół pierwszego ogniska – w rejonie Sławy – co zajęło im dwa tygodnie, wzdłuż Odry i Nysy już przeciągnięto wielkiego elektrycznego pastucha, a zaraz za nim pojawiła się siatka.

Na początku polscy myśliwi drwili; że nic mi nie pomoże, ale po kilku miesiącach…

Reklama

Zatrzymanie migracji

Bardzo przezacny i poważany w zielonogórskim okręgu łowczy koła „Lisek” Trzebiel Adam Wiśniowski powiedział mi jakieś trzy tygodnie temu:

-Wiesz, nie ma żadnego ruchu zwierzyny na granicy. Dziki przestały przepływać Nysę. Niemcy dobrze ten płot zbudowali.

Reklama

Adam wie co mówi, bo granica obwodu jego koła to jednocześnie granica państwa. Po cichu miedzy naszymi mówiło się też, że u Niemców nigdy nie będzie ASF, bo są za mądrzy na to by ogłaszać, że wirus u nich jest.

Minęły od tamtej rozmowy dwa tygodnie i gruchnęła wieść – ASF jest już za Odrą. Płot powstrzymał ASF na 10 miesięcy i chyba dał Niemcom niezbędny czas do przygotowania się na nieuchronne.

Reklama

Padłą lochę, znalazł 7 września myśliwy na polach wsi Sembten , kilka kilometrów na północ od Guben, w linii prostej jakieś 7 kilometrów od Nysy. Trzy dni później ichniejszy instytut weterynarii – potwierdził, że w truchle dzika znajdował się wirus afrykańskiego pomoru świń.

Trzy strefy

Niemieckie media są dokładne i poinformowały, że stało się to o godzinie 11:45 i jeszcze tego samego dnia… Sztab kryzysowy powiatu Sprewa-Nysa- Bóbr z siedzibą w Guben podjął decyzję o utworzeniu- jak to Niemcy nazwali – „stref restrykcyjnych”.

Pierwszą, tzw. rdzeń – to jest 3 kilometry wokół miejsca znalezienia dzika w ciągu dwóch dni otoczono ogrodzeniem elektrycznym. Druga strefa- zagrożenia – ma promień 15 km i też już została ogrodzona. Trzecia strefa to promień 30 kilometrów i na razie w tej strefie podejmuje się przeszukiwania oraz bada każdego padłego i strzelonego dzika.

Do dzisiaj wykryto 13 przypadków ASF. Wszystkie znaleziono w pierwszej strefie. Były to martwe już dziki w różnym stanie rozkładu.

W 15 kilometrowej strefie zagrożenia pojęto działania, które znamy z naszej rzeczywistości. Zakaz polowań, aby niepotrzebnie nie spłoszyć potencjalnie zarażonego dzika oraz informacje i szkolenia dla myśliwych.

Ale też działania, których my nie podjęliśmy jak np. identyfikacja myśliwych, którzy są również hodowcami świń. Zakazano im wykonywania polowania. Przeprowadzono również natychmiastową kontrolę wszystkich gospodarstw pod kątem przestrzegania przez nie zasad bioasekuracji i – uwaga! Zakazano zbierania kukurydzy, by dziki, które siedzą w tych uprawach po jej skoszeniu nie rozpierzchły się po okolicy. Oczywiście rolnicy otrzymają stosowne odszkodowania, które ma wypłacić państwo.

Jednocześnie jak powiedział mi Tomasz Charytoniuk – polski myśliwy pracujący w Berlinie – trwają przeszkolenia dla myśliwych jak bezpiecznie polować i przestrzegać zasad bioasekuracji. Niemcy zamierzają – tak jak my – po pierwszym okresie zwiększyć odstrzał dzików.

Niemiecki związek z nieukrywaną dumą informuje media, że myśliwi bardzo odpowiedzialnie podeszli do zadania jakie postawiło przed nimi państwo. Przez ostatnie trzy sezony odstrzelili 2 300 000 dzików!

Świńskie zagłębie

W pierwszych dwóch strefach znajduje się 17 chlewni, w których hoduje się ok 100 000 świń. Nic dziwnego, że strach jaki padł na rolników w Brandenburgi – to drugie, co do wielkości, po Dolnej Saksonii zagłębie świńskie Niemiec – jest olbrzymi!

Nie ukrywajmy ze zdwojoną siłą wróciły opinie o „polniche wirtchaft” i choć w żadnej oficjalnej wypowiedzi tego nie usłyszymy, wielu z brandenburskich rolników oskarża Polaków o nieudolność w walce z ASF.

Niemcy są największym producentem wieprzowiny w Europie i znacząco nas wyprzedzają w tej materii. W 2018 roku wyprodukowali prawie pięć milionów ton świńskiego mięsa. Polska, która produkuje prawie dwa miliony ton – walczy zaciekle o trzecie miejsce z Francuzami.

Niemiecka produkcja świń jest bardzo skoncentrowana. W około 27 tysiącach gospodarstw hoduje się tu około 28 milionów świń co oznacza, że na jedno gospodarstwo przypada około 1000 sztuk trzody chlewnej.

Dla porównania w Polsce (ostatnie dane są z poprzedniego spisu czyli sprzed 7 lat) hodujemy ok. 11 milionów świń w 278 tys. gospodarstw rolnych – średnio 40 sztuk na gospodarstwo.

Te liczby mają dwie konsekwencje. W Niemczech dużo łatwiej o bioasekurację na wysokim poziomie, ale też jeśli wirus już przedostanie się do chlewni, to straty będą o wiele większe.

Milion dla Brandenburgi

Nie dziwi więc, iż na konferencji prasowej, zwołanej jeszcze w dniu ogłoszenia wyników badań laboratoryjnych, minister ochrony konsumentów Brandenburgii Ursula Nonnemacher dobitnie nakreśliła cele landu. „Obecnie najwyższym priorytetem jest powstrzymanie choroby zwierząt na jak najmniejszym obszarze i zapobieganie jej rozprzestrzenianiu się. Musimy chronić populacje świń domowych przed afrykańskim pomorem świń”.

Już w pierwszym tygodniu po pojawieniu się zarażonych dzików rząd federalny przeznaczył na pomoc Brandenburgi 720 tys. euro, a zapewne za chwilę znajdą się kolejne środki. Od razu też podniesiono premię dla myśliwych Brandenburgi za pobieranie próbek od każdego strzelonego dzika z 30 do 50 euro.

Póki co jednak w Niemczech nie funkcjonuje coś podobnego do naszego odstrzału sanitarnego. Wydaje się, ze jest to jednak kwestią czasu. Jeśli bowiem Brandenburgia zapowiada zwiększony odstrzał dzików to należy domniemywać, że w ślad za tym pojawią się premie dla myśliwych.

Tym bardziej, że w Niemczech rządzący nie mają „straszaka” na myśliwych w postaci grożenia odebraniem obwodu. Obwody są dzierżawione, albo od osób prywatnych, albo od wspólnot wiejskich i rząd nie ma na te umowy żadnego wpływu.

Inna sprawa, że w Brandenburgi, gdzie tak jak w zachodniej i północnej Polsce dominują wielohektarowe uprawy kukurydzy wiele terenów jest niewydzierżawionych – bo dzierżawcy nie byli w stanie ponieść kosztów odszkodowań!

Oczywiście niemieccy rolnicy w swej mentalności niewiele się różnią od naszych i prezes brandenburskiego Związku Hodowców Żywności Henrik Wendorff głośno grzmi, że jeśli rząd nie pomoże „ostatnim niemieckim rolnikom” To „wysiłki na rzecz poprawy zaopatrzenia regionu berlińskiego w żywność produkowaną przez lokalnych producentów zostaną zniweczone”.

Jest to jednak usprawiedliwione tym, że nawet jeśli ASF nie wpadnie do chlewni to mogą wystąpić trudności ze zdobyciem paszy na lokalnym rynku. Bowiem coraz głośniej się mówi o tym, że rząd landu zakaże koszenia kukurydzy nie tylko w strefie 15 kilometrów ale na terenie dużo większym.

Generalnie wygląda jednak na to, że, przynajmniej dzisiaj, Niemcy lepiej niż Polacy przygotowali się na przybycie wirusa. Nie tracą czasu na dyskusje – tylko działają! W przypadku pojawienia się ASF-u w Lubuskim – miesiąc trwały debaty – czy zamykać przejścia dla zwierząt na drodze S-3 i autostradzie A-2, a po tym czasie dziki przeniosły wirusa na całą Wielkopolskę.

Wapno i łopata

Paradoksalnie, pojawienie się ASF w Niemczech wzbudziło nadzieje wśród lubuskich myśliwych. Jak bowiem powiedział mi w rozmowie telefonicznej Marek Mielcarek z koła „Jeleń” Żagań:

-Jest nadzieja, że wiele głupot, które do tej pory nam narzucano w walce z ASF, zniknie. Do tej pory wiele rzeczy narzucali eksperci UE. Nie pomnę ich nazwisk ale w czasie spotkań strasznie się wymądrzali i w ogóle nie chcieli słuchać naszych uwag. Póki co widzę, że Niemcy robią wiele rzeczy podobnie, ale mam nadzieję, że jak się zorientują co jest grane to, jako naród pragmatyczny i mający o wiele większą siłę przebicia w UE, wymuszą racjonalizację działań. Grodzenie to wymysł owych ekspertów i ostatecznie się nie sprawdziło. Niemcy póki co grodzą, ale za chwilę zorientują się, że to pieniądze wyrzucone w błoto, a jedyny sposób walki z ASF to prawdziwa bioasekuracji u rolników i racjonalna utylizacja padłych dzików. Tak jak to robiono w latach sześćdziesiątych. Dół i wapno na miejscu znalezienia truchła, a nie wożenie go i roznoszenie zarazków po całym kraju.

Stefan Witkowski

P.S.
Już wiosną tego roku Aleksander Dargiewicz z Krajowego Związku Producentów Trzody Chlewnej przekonywał na łamach branżowego pisma, że przedostanie się ASF do Niemiec spowoduje głęboki kryzys na rynku wieprzowiny w Unii Europejskiej. Czy miał rację, przekonamy się niebawem…

Reklama

ZAPRASZAMY DO ZAKUPÓW

Galeria zdjęć

Więcej artykułów