WildMen

Polowanie na samice

Konieczność prowadzenia selekcji wśród żeńskiej części populacji u większości myśliwych nie budzi wątpliwości, ale odstrzał wykonywany jest najczęściej na chybił trafił.
Reklama

W każdym podręczniku łowiectwa omawiany jest temat odstrzału samic, ale poświęca się mu nieporównywalnie mniej miejsca niż samcom. Kilka zdań nawet układa się tam w logiczną całość, ale…

Reklama

Coraz większa presja na wykonanie planów oraz coroczne ich zwiększanie wywołują spore „ciśnienie”. Dlatego większość planu, jeśli nawet nie całość, wykonuje się podczas polowań zbiorowych i to jest – moim zdaniem – nasz pierwszy błąd. Niestety, w czasie zbiorówek strzela się losowo. Bywa, że padają najcenniejsze i najbardziej doświadczone samice. I to jest nasz drugi błąd!

Temat tylko w teorii jest bardzo prosty, a wielu praktyków, szczególnie tych z wieloletnim stażem, niezmiennie opowiada się za bardzo ostrożną gospodarką samicami. Nie raz już widzieli, jak jedna ciężka zima dziesiątkuje populację, a teraz w wielu łowiskach dochodzi jeszcze presja dużych drapieżników.

Reklama

Hodowlana historia

Czytając książki sprzed 100 lat, praktycznie nie spotkamy opisów polowań na łanie, klępy czy kozy. Można nawet napisać, że strzał do nich uważano w tamtych czasach za niegodny. „Etyczny” łowca zawsze hodował i oszczędzał samice.

Podstawowym powodem takiego stanu były puste lasy i pola. Każdemu dzierżawcy lub właścicielowi zależało, aby jak najszybszej odbudować zwierzostany. Cenniejsze były rogacze oraz byki i to na nich skupiał się odstrzał! Królowała zasada stare na ścianę, młode na kuchnię!

Reklama

Pewnie niewielu łowców wie, że przed drugą wojną światową w Wielkopolsce taka polityka doprowadziła do wystrzelania rogaczy, co wymusiło wprowadzenie w tym rejonie kilkuletniego moratorium!

„Mięsiarz” kontra „hodowca”

Podstawową oceną łowiska i gospodarza była zawsze zasobność w zwierza i jakość trofeów. Puste obwody w powojennej rzeczywistości ugruntowały „zakaz” strzelania do samic. Jeszcze mojemu pokoleniu myśliwych – wychowanych w końcówce PRL-u – skutecznie go wpojono!

Reklama

Tradycyjnie był to zwierz, na którym wprawiali się młodzi strzelcy. Wszystkich innych myśliwych, którzy strzelali kozy i łanie pogardliwie nazywaliśmy „mięsiarzami”.

Trwało to całe dziesięciolecia. Dopiero pierwsza redukcja zwierzyny płowej w początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia pozwoliła spojrzeć na odstrzał samic z innej strony.

W naszym środowisku rozpoczęły się dyskusje o konieczności kształtowania struktury płciowej populacji, szczególnie wśród jeleni. W zasadach selekcji – już na początku lat 80. ubiegłego wieku – pojawia się temat gospodarowania populacjami, ale w kołach do dziś panuje niechęć myśliwych do strzelania samic.

Dobitnym tego przykładem jest nasze podejście do loch. Jeszcze kilka lat temu w wielu kolach funkcjonował zwyczaj „karania” za pomyłkę. Pechowiec musiał kupić kukurydzę lub dobrowolnie wpłacić określoną kwotę na poprawę bytowania zwierzyny.

Nie ukrywam, że osobiście bardzo rzadko strzelam do kóz i łań. Skutecznie omijam samice i staram się wybierać młodzież. Trochę to śmieszne, ale nawet oglądając filmy w Internecie, czuję niesmak, kiedy łowca strzela do prowadzącej lochy.

Jednak zbyt duży udział samic w populacji jest głównym powodem corocznego niedoszacowania przyrostu i stałego wzrostu liczebności populacji nie tylko dzików. Nie ma co ukrywać! Wszyscy byliśmy dumni z naszych „hodowlanych” działań i jedynym ograniczeniem były szkody w uprawach rolnych.

Brak medali

Z naturalnych przyczyn w naszych łowiskach mieliśmy coraz więcej młodzieży. Duży przyrost w połączeniu z dobrą bazą żerową i lekkimi zimami dawały wspaniałe rezultaty. Wielkie chmary i „bogate” rudle trudno ukryć przed oczami leśników. Plany musiały się zwiększać.

W czasie pierwszej redukcji jelenia ścięliśmy górę piramidy. Negatywne symptomy tego radykalnego „odmłodzenia” były widoczne w okresie rykowiska i rui. Słabe szóstaki były bykami stadnymi, a szpicaki kryły kozy.

Zawsze mieliśmy świadomość, że samice– w równym stopniu co samce – odpowiadają za geny, ale przecież nie prowadzimy hodowli zamkniętej. Nasz wpływ w tej materii był, jest i będzie znikomy. Polując w otwartych łowiskach, możemy i musimy jednak kształtować strukturę płciową i wiekową „naszej” zwierzyny.

Rozbudowane kryteria odstrzału byków czy kozłów, opierające się raz na formie, raz na masie poroża tylko w teorii miały uzdrowić sytuację. Profesorowie prowadzili długie dysputy, których zwykli praktycy nie byli w stanie słuchać a niekiedy również zrozumieć. Wielu myśliwych miało świadomość, że nasze działania muszą pozwolić części populacji dożyć do „medalowego” wieku.

To pozornie proste zadanie w praktyce okazało się być poważnym wyzwaniem. Postanowiono zmniejszyć liczbę strzelanych samców i zwiększyć odstrzał samic. Eksperyment się udał – choć miał wielu przeciwników – a przyrost medalowych osobników w wielu łowiskach przerósł oczekiwania.

Dzisiaj już wiemy, że prawidłowy odstrzał samców nie jest najważniejszy. Dużo ważniejszym czynnikiem jest umiejętnie kształtowanie struktury populacji, w tym prawidłowo wykonany odstrzał łań czy kóz. Niestety, zagadnienie to cały czas traktujemy po macoszemu.

Konieczna jest zmiana nastawienia myśliwych, bo w przeciwnym razie leśnicy zarządzą kolejną redukcję, a medale szybko się skończą. Przez następne dziesięciolecia znowu będziemy dyskutować nad rozlanym mlekiem.

Młode na kuchnię

Wielu „fachowców”, mając złe dane i chyba mylne przeczucia, snuło rożne teorie. Mieliśmy skomplikowane zasady, których i tak nikt nie stosował. Tymczasem kluczem do sukcesu jest utrzymanie wyrównanej populacji, w której samice nie mają zbytniej przewagi. Drugim ważnym czynnikiem jest liczebność zwierzyny, czyli taki jej poziom, który nie wywołuje konfliktów z leśnikami i rolnikami.

Dlatego – moim zdaniem – powinno się strzelać wyłącznie młode samice i żeńską młodzież, a oszczędzać najcenniejsze dla populacji doświadczone samice w sile wieku. Do odstrzału należy przeznaczać również wszystkie słabe osobniki. W pierwszej kolejności chore, cherlawe i prowadzące słabe potomstwo. Wydaje się to całkiem proste, ale wszechobecny wilk w naszych łowiskach właśnie na tę część populacji poluje najczęściej.

Każdy łowczy – przygotowując plan hodowlany – powinien przekonywać leśników, że zawsze najlepszą drogą jest ewolucja. Radykalne zwiększanie planu może mieć katastrofalne skutki, których nie będzie można odwrócić. Tym bardziej, że istotną rolę w prowadzeniu właściwej i skutecznej gospodarki odgrywa jeszcze pora polowania. Sezon polowań na łanie i cielęta rozpoczyna się pierwszego września, a najlepszy okres do ich odstrzału trwa do końca listopada.

Intensywne żerowanie jeleni przed nastaniem chłodów i brak pokrywy śnieżnej stwarzają doskonale warunki do spotkania z nimi. Mając wystarczającą widoczność, możemy wybrać właściwe i jednocześnie najsmaczniejsze osobniki.

W okresie późniejszym warunki z dnia na dzień stają się coraz bardziej niekorzystne co przekłada się na efekty polowania, jak i właściwy wybór osobników do odstrzału. Pominę temat „dożynek” prowadzonych dla nadgonienia planu, które są dość powszechną praktyką i z wiadomych powodów budzą u wszystkich uzasadniony niesmak.

Zbiorówki na dziki

Regulamin polowań zezwala na odstrzał jeleni i saren w trakcie polowań zbiorowych, ale ze względów hodowlanych tylko ciche pędzenia dają faktyczną możliwość wyboru odpowiednich osobników do odstrzału.

Niestety, tylko bardzo doświadczeni myśliwi potrafią w kilka sekund dokonać prawidłowej oceny wychodzącej zwierzyny. W minionym sezonie – stojąc na flance – miałem okazję obserwować jak chmara jeleni majestatyczne przechodziła koło mojego stanowiska. Szła prosto na łowcę, który rozpoczynał swoją przygodę z łowiectwem…

Widziałem, jak jedna z dorodnych łań „złamała” się za drogą. Piękny strzał! Specjalnie spytałem strzelca, czy nie strzelił czasem licówki? Odpowiedział, że przed stanowiskiem jelenie się przetasowały i nie był wstanie stwierdzić, która łania prowadziła. Strzelił bezpiecznie, czy właściwie rozpoznał cel? W takiej sytuacji, ja zawsze wybieram cielaka.

Takie przykłady – moim zdaniem – są dowodem, że odstrzał kóz i łań powinien być prowadzony wyłącznie podczas polowań indywidualnych! Takie możliwości istnieją jedynie w mniej zasobnych łowiskach. A tam, gdzie w sezonie do odstrzału jest dwieście łań…

Reklama

ZAPRASZAMY DO ZAKUPÓW

Galeria zdjęć

Więcej artykułów