WildMen

Fot Shutterstock

Noworoczne podsumowanie

Minionego 2020 roku z pewnością nie możemy zaliczyć do udanych. Władze związku zostały sparaliżowane przez pandemię i brak doświadczenia. Jedynym ratunkiem jest odzyskanie samorządności!
Reklama

Początek roku to zawsze odpowiednia chwila, aby podsumować poprzedni. Niestety był to trudny czas pełen nowych wyzwań i zagrożeń. Całe nasze życie zdominowała pandemia, a łowieckie tematy bardzo często schodziły na dalszy plan.

Reklama

Doskonale to widać po sposobie podejścia do afrykańskiego pomoru. W 2019 r. minister Ardanowski prawie każdego dnia występował przed kamerami i zrzucał winę ze swojego resortu na myśliwych. Nagle temat znikł, choć mamy rekordową liczbę ognisk w chlewniach (78) i ponad cztery tysiące przypadków chorych dzików – w 2019 r. było ich tylko 2400.

Wirus przedostał się do Niemiec, gdzie potwierdzono już ponad 300 przypadków. Nasi sąsiedzi grodzą elektrycznymi pastuchami zapowietrzone tereny i kładą duży nacisk na poszukiwania. Między innymi od razu uruchomiono specjalną aplikację, na której każdy obywatel może oznaczyć znalezione truchło.

Reklama

Patrząc na te działania i środki, jakie uruchomili nasi sąsiedzi, walka z wirusem na terenie naszego kraju wygląda bardzo słabo. Podstawowym problemem jest zbyt mały budżet. Dlatego w nadchodzącym roku rządzący planują znacząco zmienić „strategię” wypłacania rekompensat za odstrzał dzików. Prawdopodobnie powiatowe inspektoraty weterynaryjne będą płacić tylko za lochy.

Nowy łowczy

Niewątpliwie mamy nową noworoczną tradycję. Końcem roku w naszym środowisku lotem błyskawicy rozchodzą się plotki o wymianie łowczego krajowego. W poprzednim zastanawialiśmy się nad losem Alberta Kołodziejskiego, który w „sławnym” wywiadzie sponiewierał Naczelną Radę Łowiecką, a wcześniej kilkakrotnie łamał Statut PZŁ.

Reklama

Nowy minister zdecydował się na wymianę łowczego, ale najpierw politycy obozu rządowego zdecydowali się wyeliminować z tego procesu NRŁ. PiS kolejny raz znowelizował ustawę łowiecką, a na to najważniejsze stanowisko w Polskim Związku Łowieckim resort postawił Pawła Lisiaka. Napawało to optymizmem, ponieważ był członkiem rady i powinien doskonale rozumieć, że jedyną drogą jest współpraca Zarządu Głównego z Naczelną Radą Łowiecką.

Niestety, poczynania łowczego szybko ostudziły nasz optymizm. Pierwszą wpadką była „uchwała ostateczna”, która miała przymusić koła łowieckie do sfinansowania, coraz droższego systemu informatycznego.

Reklama

Paraliż związku

Naczelna Rada Łowiecka uchyliła uchwałę, którą skompromitował się łowczy, ale w kolejnych miesiącach jej prace zostały sparaliżowane przez pandemię. Bez wątpienia Covid-19 jest bardzo wygodnym wytłumaczeniem obecnej sytuacji, ale nie może ukryć całkowitego braku strategii w działaniach rady.

Obecne władze związku nie mają ani jednego sukcesu. Wszyscy myśliwi widzą, że zmarnowaliśmy kolejny rok! Nie ma żadnych działań promocyjnych, nie odzyskaliśmy samorządności, a nawet prawa zabierania dzieci na polowania.

Władze związku nie mają żadnego wpływu lub nie umieją współpracować z resortami rolnictwa i środowiska. Z tego powodu między innymi straciliśmy prawo do organizowania polowań zbiorowych. Choć pomimo pandemii we wszystkich krajach, gdzie występuje ASF można organizować zbiorówki – oczywiście przestrzegając kilku prostych zasad, które wykluczają roznoszenie wirusa.

Kryzysowa sytuacja nie powstrzymała nowego łowczego przed kolejnymi zmianami kadrowymi. Można przypuszczać, że usuwanie „starych” łowczych, zastępując ich osobami bez doświadczenia, było działaniem priorytetowym.

W efekcie mamy „wysyp” śmiesznych zarządzeń i uchwał bez podstawy prawnej. Koła nie mają żadnego wsparcia, a muszą borykać się ze wzrostem odszkodowań przy jednoczesnym braku polowań komercyjnych, które pozawalały zbilansować finanse.

Okręgi ograniczyły się do administrowania. Z wiadomych powodów nie organizowały żadnych imprez ani szkoleń. Pewnie z tego powodu pierwszy raz od wielu lat mamy stagnację i ogólna liczba myśliwych wzrosła zaledwie o 200 łowców!

Tymczasem nasi zachodni sąsiedzi chwalą się, że pomimo pandemii proces rekrutacji nie został sparaliżowany i mają nowy rekord! Na łowy wyruszyło tam prawie 400 tysięcy myśliwych, czyli 9 tysięcy więcej niż w 2019 r.

Pusta kasa

Być może to błędna teza, ale moim zdaniem powodem większości problemów jest brak doświadczenia i zwykła niekompetencja „nowych” etatowych pracowników. Pojawili na wszystkich szczeblach struktury Polskiego Związku Łowieckiego, ale największe „czystki” dokonały się w centrali.

Dlatego kasa Zarządu Głównego jest całkowicie pusta. W 2018 r. kiedy zarządem kierował Piotr Jenoch, ZG PZŁ zamknął rok ze stratą ośmiu milionów. Jego następca Albert Kołodziejski chwalił się wielkimi oszczędnościami i restrukturyzacją wielu procesów. Teraz poznaliśmy ich skalę. Strata ZG PZŁ w 2019 r. wyniosła siedem milionów! To wielki sukces, który w pełni tłumaczy, dlaczego były łowczy został członkiem zarządu okręgowego w Płocku!

Teoretycznie ogląda się każdą złotówkę, ale w praktyce kolejni „komisarze” podejmują decyzje, nie zastanawiając się nad konsekwencjami finansowymi – czysta amatorszczyzna! Dlatego Paweł Lisiak, łamiąc Statut PZŁ, ściąga kasę z okręgów! Całe szczęście, że rada powstrzymała łowczego przed zakupem 43 samochodów dostawczych dla ministerstwa zdrowia, co mogło doprowadzić do zapaści całego zrzeszenia.

Destrukcyjna moc polityków

Wielu myśliwych straciło nadzieję. Władze PZŁ prawie każdego dnia „rozdają” prezenty przeciwnikom związku, którzy kolędują po gabinetach polityków Zjednoczonej Prawicy i namawiają do pełnej komercjalizacji łowiectwa.

Na szczęście obecna prawica przypomina bardziej lewicę i pomysł przetargów na obwody łowieckie, które na zachodniej granicy bez wątpienia wygrają nasi koledzy za Odry, nie trafia na podatny grunt. Wszystko wygląda na to, że obecny model łowiectwa ma szansę trwać dalej w niezmienionej formie.

Pytanie brzmi jak długo? Jeśli władze naszego związku nie ogarną się, katastrofa wydaje się bardzo prawdopodobna. Nie myślę tutaj o najbliższej przyszłości, ponieważ w odróżnieniu do obecnych „bohaterów”, staram się spojrzeć nieco dalej. W wypadku odsunięcia od władzy najważniejszego prezesa Polski Związek Łowiecki mogą przejąć „weganie”, których celem jest zakazanie, a przynajmniej znaczące ograniczenie łowiectwa w naszym kraju.

Nie wiem, czy obecny minister, ale ja jestem w stanie wyobrazić sobie np. Adama Wajraka, czy Katarzynę Piekarską na stanowisku łowczego krajowego. Dlatego dla wszystkich myśliwych priorytetem powinno być przywrócenie samorządności. Tylko tak wstaniemy z kolan i odzyskamy możliwość realnego wpływu na politykę zarządzania łowiectwem w Polsce!

Dlaczego zjednoczona prawica powinna zrewidować swoje stanowisko? Jest wystarczająco dużo faktów, które udowodniły, że mianowanie przez ministra łowczego krajowego ma destrukcyjny wpływ na Polski Związek Łowiecki. Zrzeszenie straciło możliwość sprawnego funkcjonowania. Partyjni komisarze nie współpracują z organami związku, kołami i ogromną rzeszą społeczników. Związek nie umie realnie pomagać przy zwalczaniu afrykańskiego pomoru, nie mówiąc o prowadzeniu działań edukacyjnych i ochronie zasobów przyrodniczych.

Garść optymizmu

Mam pełną świadomość, że posprzątanie tego bałaganu nie będzie łatwym zadaniem, ale jest możliwe w sytuacji, gdy politycy przestaną się wtrącać w nasze sprawy! Ministerstwo i tak będzie miało wpływ na działania Naczelnej Rady Łowieckiej i Zarządu Głównego, zachowując możliwość uchylania uchwał tych organów!

Generalnie w sprawach łowiectwa – mimo wszystko – jestem niepoprawnym optymistą, ponieważ znam realne możliwości 130 tysięcy myśliwych. Niestety, obserwując obecną degrengoladę w strukturach Polskiego Związku Łowieckiego, mam poważne wątpliwości, czy jesteśmy wstanie jeszcze raz stanąć w jednym szeregu. Obym się jednak mylił…

Reklama

ZAPRASZAMY DO ZAKUPÓW

Galeria zdjęć

Więcej artykułów