WildMen

Dwa byki

Etyczny myśliwy ma obowiązek sprawdzić każdy strzał, a to może zrobić tylko ułożony tropowiec, a najlepiej posokowiec.
Reklama

Rozpoczyna się nasz trzeci dzień na Mazurach. Z samego rana otrzymuję informację o naszym następnym, trzecim z kolei zadaniu do wykonania. Zaczynam się czuć, jak korespondent wojenny na pierwszej linii frontu, bo nie dość, że trzeba przeprowadzić ogląd sytuacji, to jeszcze zdać z niej rzetelny raport…

Reklama

Tym razem wygląda na to, że szykuje się nam zwiad taktyczny, czyli spokojna kontrola strzału do byka w zaprzyjaźnionym OHZ-cie. Rankiem jedziemy na miejsce aby sprawdzić „dewizowe” pudło.

W tym leśnictwie szefem do spraw łowieckich jest bardzo doświadczony i mądry leśnik. Gdy usłyszał, że dewizowiec spudłował byka, strzelając do niego ze zwyżki na 100 metrów z .243 (któremu on nie ufa), wzbudziło to jego podejrzenia.

Reklama

Nie uśpiła go też informacja o braku zarówno farby, jak i reakcji byka na strzał. Odpowiedzialnie zadzwonił do mnie wieczorem, prosząc o kontrolę tego strzału…

Brak farby

Rankiem z Dobrosławem i dewizowcem jedziemy na miejsce. Dobrosław, to wieloletni praktyk w podprowadzaniu myśliwych podczas polowań. Dochodząc do polany, opowiada co zaobserwował.

Reklama

Byk po strzale nie dał żadnych oznak potwierdzających przyjęcie kuli. Jego jedyną reakcją była tylko pośpieszna rejterada. Na trasie jego ucieczki (ani na polanie ani w lesie) nie znaleźli ani kropelki farby. Dobrosław, warząc słowa dopuszcza możliwość spudłowania byka przez rozgorączkowanego dewizowca.

Wyczuwam z tonu jego głosu, że nie daje nam zbyt wielu szans na szczęśliwy finał. Więc ja zrelaksowany i odprężony traktuję to, już jako spacer z Cezarem, ale mój orzeł, jak zwykle krążąc w rejonie teoretycznego zestrzału, coś tam jednak podejrzanego nawąchał i teraz powolutku prowadzi mnie w las.

Reklama

Jego spokojna praca bardzo mnie wycisza, więc człapiąc za nim błogo rozmyślam… Robię tak za nim wężykiem po lesie około 200 metrów i nagle…

Zawiedziony Cezar

Budzę się raptownie z uśpienia! Zaskoczony, widzę tuż przed nim martwego, pięknego byka! Cezar spokojnie go mija, nawet niespecjalnie go obwąchując. Siada za nim zawiedziony, jakby z lekkim poczuciem winy, że tym razem było za blisko i zbyt mało dynamicznie…

Całując mojego orła i wylewnie pieszcząc go w podziękowaniach za ten sukces, pomyślałem o Jarku. To tylko dzięki jego doświadczeniu i przezorności mamy na koncie kolejne, skuteczne dojście byka. Łowiska, którymi się opiekuje, dzięki niemu kwitną i nic się w nich bez potrzeby się nie zmarnuje. Okazało się, że byk otrzymał trafienie na wysoką komorę i uszedł około 200 metrów.

Jedziemy do naszej następnej pracy, gdzie poproszono o kontrolę. W tym przypadku jednak szanse są minimalne o czym mówi mi wprost Darek. Byk zareagował rakietą, ale nawet kropli farby nie znaleziono w okolicy. Sprawdził dokładnie łąki i przylegające do nich laski i nic nie znalazł, dlatego nas zaprasza, ale chyba tylko na kawę. Zgadzam się chętnie, zarówno na kawę, jak i na kontrolę bo, poranna lekcja z bykiem kolejny raz udowodniła starą prawdę…

Rutynowa kontrola

Darek przyjmuje nas po królewsku, doskonałą kawą, po której ruszamy w rutynową kontrolę kolejnego byka. Na miejscu mówi mi, że zastanawia go reakcja byka na strzał, który zrobił rakietę. To nie daje mu spokoju…

Teren, to rozległe łąki z dobrą widocznością i sąsiadującymi, małymi zagajnikami i pojedynczymi zakrzaczeniami, które sprawdził… Teraz do kontroli rusza Cezar. Nie wiem, co takiego „zobaczył” w tym suchym kawałku terenu, ale ruszył niczym tornado. Popędziliśmy za nim jednej łąki na drugą i dalej na kolejną, aż do lasu.

Nigdzie nawet kropelki farby, ale od razu widziałem po jego pracy, że to nie jest rutynowa kontrola! Była dynamiczna i szybka. Po około 800 metrach wpadamy do lasu i nagle dostrzegam pod nogami jedną kropelkę farby! Mamy potwierdzenie trafienia, a to zawsze dodaje sił. Kolejne 800 metrów mija jeszcze szybciej i nagle ciszę rozdzierają szczeknięcia Cezara.

Odmiana losu

Rwę do niego, ale byk nie czeka. Uchodzi mu sprytnie w gąszczu i mój orzeł ma problem z precyzyjnym namierzeniem jego pozycji. Gdy wreszcie to robi i głośno mi ją zdradza, przybywam jednak za późno!

Byk znów znika, po angielsku, ale teraz nie trwa to już zbyt długo. Tym razem po minucie ciszy słyszymy stanowienie. Do byka mamy tylko 150 metrów, więc spokojnie podchodzę. W tym gąszczu brzozowych rudych liści nie jest łatwo wychwycić nieruchomą sylwetkę byka. Ale głos mojego kompana wyraźnie go zdradza.

W końcu wyłapuję kontury jego potężnej postury. To musi mi wystarczyć, bo ten przeciwnik nie lubi wybaczać błędów. Bywa, że jeśli nie wykorzystam dobrze pierwszej okazji, to drugiej już mogę nie dostać. Tym razem robię to dobrze i olbrzymi jeleń zwala się na leśne poszycie…

Dochodzę do nich. Cezar już triumfuje, a nasz byk pisze testament. Patrzę na jego piękno, doskonałość i emocje szybko we mnie gasną. Dochodzi Darek, który daje upust swej radości! Już prawie pogodził się ze swym pechem, a tu taka nagła odmiana losu. Świętujemy więc radośnie obaj, ciesząc się z udanej pracy Cezara – kula trafiła byka tuż nad mostkiem…

Większość naszych postrzałków nie daje farby, co uniemożliwia myśliwym tropienie n oko…

Reklama

ZAPRASZAMY DO ZAKUPÓW

Galeria zdjęć

Więcej artykułów