WildMen

Fot. Archiwum Wojciecha Dulskiego

Dekalog tropiciela

Wojciech Dulski - przewodnik jednego z najbardziej utytułowanych posokowców - udziela bezcennych rad, o których musicie pamiętać przy poszukiwaniu postrzałków!

Wielkie doświadczenie zdobyte podczas 15 lat pracy z ułożonymi posokowcami pozwala wymienić podstawowe błędy jakie popełniamy, przy dochodzeniu postrzałków?

Reklama

Naszą rozmowę powinniśmy zacząć od tego, że niestety zbyt wiele postrzałków jest wynikiem braku umiejętności strzeleckich, lub pociągania za spust w momencie gdy zwierzyna jest źle ustawiona.

Reklama

Prawdopodobnie zbyt rzadko trenujemy na strzelnicy! Każdy z nas przed sezonem powinien strzelić kilka razy do tarczy z pastorału, aby „sprawdzić” broń i nie omijać szerokim łukiem – dzika w przebiegu. Takie „ostrzelanie” da nam w łowisku pewność siebie, co niewątpliwie przełoży się również na skuteczność.

A najwięcej postrzałków jest podczas zbiorówek?

Przypuszczam, że między polowaniem indywidualnym, a zbiorowym statystyka jest podobna – choć podczas pędzeń jest więcej strzałów i mamy efekt „kumulacji”.

Reklama

Naszym największym problem jest obalenie mitu, że jeśli nie ma farby na zestrzale to było pudło. Na szczęście to się zmienia. W wielu kołach i OHZ-ach po każdym miocie prowadzący polowanie zbierając myśliwych dokładnie odpytuje, gdzie przechodziła zwierzyna i w którym miejscu oddany był strzał. Wszystko jest odpowiednio zaznaczane. Myśliwi jadą dalej, a w tym czasie zespoły poszukujące sprawdzają każde „pudło”.

W zeszłym roku „zabezpieczałem” duże komercyjne polowanie z ambon. Po pierwszym miocie większość myśliwych, którzy strzelali byli pewni, że spudłowali, ponieważ sprawdzili zestrzał i nie było farby. Prowadzący poprosił mnie jednak o szybką kontrolę. Miał nosa! W przeciągu 30 minut znaleźliśmy byka, dwie łanie i dzika!

Reklama

W kole „Azotrop” z Puław każdy myśliwy otrzymuje kartkę, gdzie wpisuje numer stanowiska lub ambony, oraz ilość oddanych strzałów. Jednoczenie zaznaczając zestrzał – zawiązując kolorową taśmę na najbliższym krzaczku lub drzewie. To doskonały pomysł, który bardzo ułatwia dochodzenie postrzałków podczas zbiorówek!

Dużo więcej problemów mamy podczas poszukiwania byków, rogaczy, a szczególnie dzików strzelanych nocą!

Reklama

Zdesperowany łowca zrobi wszystko, żeby odszukać medalowego byka i tu pewnie popełniamy najwięcej błędów?

Poruszasz nieświadomie dwa problemy. Zbyt często członkowie „Klubu Posokowca” są „ostatnią deską ratunku”. W przypadkach kiedy miejscowe tropowce nie dały rady – jak to nazwałeś – zdesperowany myśliwy szuka utytułowanego psa, który dokonuje cudów.

Rok temu szukałem byka jelenia po 22 godzinach. W to miejsce wezwano 8 przewodników, którzy podłożyli 12 psów. Dopiero nam udało się odszukać i dostrzelić postrzałka. Praca wbrew pozorom nie była trudna. To było 1,7 km tropu i 1000 metrów gonu. Myślę, że przewodnicy z psami, którzy przed nami szukali byka to dobrzy fachowcy. Prowadzą psy w miocie i to jest ich główna specjalizacja, czego my kompletnie nie umiemy. Mój pies nie pracuje na tropie zdrowej zwierzyny, a nawet musi go ignorować. Ich psy mają inne zadanie, dlatego z poszukiwaniem postrzałków mają problemy.

Niestety w praktyce takie psy bardzo często puszczane są nocą i mają odszukać rannego dzika. To bez wątpienia jest niebezpieczne zarówno dla ludzi jak i psów, ale również bardzo utrudnia odszukanie postrzałka. Oczywiście miejscowy „champion” powinien sprawdzić zestrzał, ale niech to robi na otoku i w odległości maksymalnie kilkuset metrów. Jeśli na tym dystansie sztuka nie leży, nie powinno się jej podnosić. Pozwólmy jej zalec, a rankiem bez problemu odszuka ją tropowiec.

Najtrudniej się pracuje kiedy myśliwi tuż po strzale, na swoich butach roznieśli farbę po całym terenie. Zabierane są oczywiście wszystkie psy, które mogą się wybiegać i jednocześnie roznieść farbę na swych łapach. Takie działania mogą wręcz uniemożliwić pracę tropowcowi. Zapamiętajcie! Ułożony posokowiec bez problemu podejmie trop po 40, a nawet 50 godzinach, ale ten trop musi tam być!

Czy zatem podstawowym problemem jest braku ułożonych posokowców w naszych obwodach?

Brakuje posokowców, ale również przewodników z doświadczeniem. Taką parę mogą wyszkolić tylko kluby. W naszym przypadku „Klub Posokowca przy PZŁ” z jednej strony poleca użytkowe hodowle, ale również organizuje trzydniowe kursy, na których edukuje przyszłego przewodnika!

Wielu myśliwych dało się nabrać na reklamy typu „po doskonałych i pracujących rodzicach”. Jedzie na drugi koniec Polski i kupuje szczeniaka po utytułowanych rodzicach, ale na wystawach i po konkursie, który nic nie mówi o wartości użytkowej. Przez kilka miesięcy myśli, że ma pięknego psa, a potem przychodzi wielkie rozczarowanie.

Zgodnie z przysłowiem „tak krawiec kraje jak mu materii staje”. Materiał czyli szczeniak musi mieć odpowiednie cechy psychiczno-fizyczne, aby mieć szansę zostać doskonałym tropowcem. Wiele tych wystawowych „piękności” – moim zdaniem – straciło cechy użytkowe.

Uważajmy również na warsztaty organizowane przez doskonałych fachowców – niestety od innych specjalności. Mogą wyszkolić gończego, czy łajkę, ale do pracy w miocie. Zawsze powtarzam myśliwym, że posokowiec to specjalista, który poprawia po innych psach, więc szkolenie musi być specjalistyczne. A to zapewnią – moim zdaniem – tylko specjaliści z naszego klubu.

W każdym kole powinien być wyszkolony przewodnik i posokowiec?

Nie wpadajmy w pułapkę, że każde koło powinno zadbać, aby w łowisku był ułożony tropowiec. Najczęściej nie ma odpowiedniej ilości pracy. Jestem pewien, że jeden profesjonalny „zespół” wystarczy nawet na kilkanaście obwodów!

Kiedy zatem wzywamy wyszkolonego posokowca?

Wielu moich kolegów kontaktuje się zaraz po strzale. Opowiada szczegóły i ustalamy strategię. Jeszcze raz powtórzę – nie szukamy postrzelonej zwierzyny w nocy! Szczególnie dzików, ale ta zasada dotyczy również innych gatunków. Z moim posokowcem w przypadku jeleni strzelanych wieczorem, kontynuujemy poszukiwania do zapadnięcia zmroku. Maksymalnie idziemy kilometr i przerywamy pracę. Rozpoczynamy rano. Najczęściej zwierz się „rozchoruje” i bardzo szybko go odnajdujemy.

Tak naprawdę w całym „procesie poszukiwania postrzałków” najważniejsze jest zebranie informacji i prawidłowe zabezpieczenie zestrzału. Niemiecki klub posokowca opracował kiedyś doskonały poradnik, który trochę zmodyfikowałem i upowszechniam jako „dekalog” – łatwy do zapamiętania! Myślę, że warto przy tej okazji go zaprezentować!

  1. Zawsze przed oddaniem strzału staraj się dokładnie zapamiętać miejsce, w którym stoi zwierzyna – szczególnie charakterystyczne punkty np. drzewa i krzewy, a po strzale reakcję i kierunek zejścia. Pamiętaj każdy szczegół jest ważny!
  2. Nie strzelaj na „kulawy sztych”!
  3. Nie strzelaj na kark i głowę – to powód pudeł lub postrzelenia w żuchwę lub przełyk – a takie postrzałki są bardzo trudne do odnalezienia!
  4. Pamiętaj! Naprowadzanie „krzyża” po przedniej kończynie – jest powodem większości strzałów w bieg, badyl lub cewkę!
  5. Strzelaj zawsze do zwierzyny z podniesionym łbem. Jeśli oddasz strzał do żerującego zwierza podczas ucieczki zamknie się „kanał wylotowy” i nie będzie farby! Dla posokowca jest ona zbędna, ale Ciebie utwierdzi w przekonaniu, że trafiłeś!
  6. Zawsze bądź gotowy do oddania kolejnego strzału – nawet gdy zwierzyna padnie w ogniu!
  7. Zwierz, który po strzale się podnosi, został postrzelony w okolicę kręgosłupa, kończyny lub szczęki. To są bardzo „trudne” postrzałki!
  8. Drugi strzał powinien być oddany bez względu na ustawienie zwierzyny! Nigdy nie czekaj, aż zwierz się przewróci. Zawsze strzelaj!
  9. Zanim udasz się na zestrzał odczekaj minimum 15 minut. Idź spokojnie i zawsze bądź gotowy do oddania strzału!
  10. Zaznacz zestrzał i nigdy nie deptaj tropu uchodzącej zwierzyny- chodź równolegle do tropu!

Przestrzeganie tego „dekalogu” powinno być normą. Niestety bardzo często postrzałki szukane są nocą, a kiedy przybywam z posokowcem miejsce wygląda jak po przejściu tornada.

Mój pięcioletni „Cezar” ma na koncie 518 prac. Przyznaję, że trzy zakończyły się klapą. Dotyczyły byków, których szukało kilka zastępów poszukiwaczy i psów. Moją największą porażką była praca na tropie, a właściwie szerokim strumieniu farby, gdzie poszukujący myśliwi skutecznie ją roznieśli po całym terenie. Przez godzinę nie mogliśmy wypracować tropu, a w tym czasie znalazł go przypadkowo sam strzelec. Jak się okazało byk odszedł tylko 150 metrów!

Polowania tak jak jazdy na rowerze nie da się nauczyć z Internetu, ale jestem pewien, że rady i spostrzeżenia doświadczonego łowcy nasi czytelnicy nie tylko zapamiętają! Bardzo dziękuję za rozmowę!

Reklama

ZAPRASZAMY DO ZAKUPÓW

Galeria zdjęć

Więcej artykułów